Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Starachowice znalazły sposób na pozbycie się bezdomnych psów i kotów. Zabijali je!

Lidia CICHOCKA
W 2009 roku 198 bezdomnych zwierząt trafiło na tę posesję w Starachowicach, 196 uśmiercono.
W 2009 roku 198 bezdomnych zwierząt trafiło na tę posesję w Starachowicach, 196 uśmiercono. Anna Salamon
Trwało to co najmniej dwa i pół roku. Taki okres sprawdzali kontrolerzy Najwyższej Izby Kontroli, którzy w Starachowicach pojawili się w ubiegłym roku. - Wtedy na terenie całego kraju ruszyły kontrole, sprawdzaliśmy jak wygląda opieka nad bezdomnymi zwierzętami - mówi Paweł Biedziak, rzecznik prasowy Najwyższej Izby Kontroli.

Zabito prawie wszystkie

Zabito prawie wszystkie

W latach 2008-2009 i w pierwszym półroczu 2010 roku złapano na terenie miasta Starachowice 396 bezdomnych psów i kotów. 388 zabito, ale liczba ta powinna być większa, bo przecież uśmiercano suki z miotami, a nikt nie rejestrował szczeniaków.

- Interesowało nas w jaki sposób wydawane są publiczne pieniądze - mówi rzecznik. Zapewnia, że kontrolowane placówki wybierano losowo, wskazówkami były też doniesienia o nieprawidłowościach. Tak trafiono do Starachowic, a ustalenia były szokujące. W ciągu 2008, 2009 i pierwszego półrocza 2010 roku w mieście odłowiono 396 zwierząt, z czego co najmniej 388 uśmiercono. Liczby były przerażające, ale nie mniej zdumiewające było prawo przyjęte przez radnych miasta. Radni zgodzili się, by każdy bezdomny pies traktowany był jako agresywny i usypiany, a każdy kot stanowił zagrożenie sanitarne i mógł być zabijany z tego samego powodu.

Na forach internetowych mieszkańców Starachowic pojawiają się dwojakie opinie - oburzone głosy obrońców zwierząt, ale także głosy poparcia dla takiego postępowania, tłumaczące, że w sytuacji, gdy nie ma na zasiłki dla ludzi, bezdomne zwierzęta lepiej zabijać niż wydawać na ich utrzymanie.
Podobnego zdania był prezydent Wojciech Bernatowicz, mówiąc wprost, że ludzie są ważniejsi. Fakt, że ustawy nakazują gminom opiekę nad zwierzętami nie miał znaczenia, w Starachowicach opiekę rozumiano jako eksterminację.

URZĘDNIK PRZY TYM BYŁ

O fakcie wybijania zwierząt wiedzieli radni i urzędnicy, bo jak przyznaje były wiceprezydent Starachowic Tomasz Capała, dane te były prezentowane na posiedzeniach komisji. Nie było tajemnicą, że w 2008 roku z odłowionych 157 psów uśmiercono 153, rok później ze 198 tylko trzy zwierzęta przeżyły. W pierwszym kwartale 2010 roku odłowiono 41 zwierząt, a zabito 39. Capała twierdzi, że informacje przekazywano okresowo. - Dowiadywałem się, że uśpiono dwa, trzy psy, nie miałem pojęcia, że to taka skala - mówi. Twierdzi, że jest zszokowany, chociaż nie powinien być, bo sztuka dodawania nie jest mu obca - uczą jej w szkołach podstawowych. Wiceprezydent mógł sprawdzić na co wydano 28 tysięcy złotych w 2008 roku czy 36 tysięcy rok później. Za takie kwoty prawdziwej opieki zwierzętom zapewnić się nie da.

Urzędnicy doskonale wiedzieli jaki jest los bezdomnych zwierzaków. Hycel za każdym razem zawiadamiał ich o liczbie złapanych psów i kotów. - Nie chciałem być posądzany, że handluję psami, że robię smalec czy sprzedaję mięso, dlatego zawsze dzwoniłem do mojego przełożonego - mówi Grzegorz Rymarski i dodaje: - To nie ja zabijałem. Robił to lekarz weterynarii.

Pan doktor prowadzi gabinet poza Starachowicami, ma doświadczenie i z pewnością wie, że zwierzęta można uśpić w określonych sytuacjach - kiedy są bardzo chore lub agresywne. Powiatowy lekarz zawiadomił o sprawie rzecznika odpowiedzialności zawodowej, bo nie chce wierzyć, że wszystkie złapane koty i psy były właśnie takie - ciężko chore lub agresywne.

Postępowanie wyjaśniające będzie jednak długotrwałe i nie takie oczywiste, bo przecież zwłoki dawno zostały zutylizowane. Pozostają analiza dokumentacji i zeznania świadków. Podobnie jak rzecznik z izby lekarsko-weterynaryjnej sprawą zabijania zwierząt zajęła się Prokuratura Rejonowa w Starachowicach, do której zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa złożyła Najwyższa Izba Kontroli.

ZNALEŹĆ IM DOM

Prezydent Starachowic Wojciech Bernatowicz nie dyskutuje z wynikami kontroli, nie podważa jej ustaleń. W październiku Rada Miasta przyjęła program opieki nad bezdomnymi zwierzętami - realizacja ustawy, na którą zawsze brakowało czasu, chęci i pieniędzy, okazała się możliwa. Mowa w nim o odławianiu i umieszczaniu w schronisku psów i kotów, szukaniu dla nich domów, a wreszcie o kastracji i chipowaniu zwierząt, co pozwoli ograniczyć bezdomność i błyskawicznie odnaleźć właścicieli.

Z końcem roku zerwano umowy z hyclem i lekarzem weterynarii. W efekcie przetargu, na który wpłynęła tylko jedna oferta, wybrano firmę odławiającą i nowego lekarza. W budżecie przeznaczono na ten cel 140 tysięcy złotych na 2011 rok. Mieszkańcy mogą dostać połowę zwrotu kosztów sterylizacji czy wszczepienia chipa.

Pierwsze bezdomne psy ze Starachowic już trafiły do Agnieszki Łochowskiej, do Marcinkowa. Pani doktor weterynarii na podwórku ma kilka kojców, pomieścić się w nich może dwanaście psów. Odrobaczone, zaszczepione, z chipami, czekają na nowych właścicieli. - Najważniejsze to znaleźć im domy - mówi Łochowska. - Jedna suka obserwowana jest w kierunku wścieklizny, pozostałe są do wzięcia. Pies zgłoszony jako bardzo agresywny po kilku dniach okazał się łagodnym miśkiem, lubiącym głaskanie, przytulanie, wystarczyło stworzyć mu dom - tłumaczy.

To ona na początku ubiegłego roku zgłosiła się do Urzędu Miasta w Starachowicach, proponując swe usługi. - Usłyszałam, że mają tę sprawę załatwioną - opowiada. - Pod koniec roku sami do mnie zadzwonili, czy nadal jestem zainteresowana.

Łochowska ma podpisane umowy z innymi gminami, a miejsca w kojcach niewiele, więc stara się jak najszybciej wydawać swoje psy. Starachowice i okoliczne gminy przebąkują o budowie wspólnego schroniska dla zwierząt, ale widząc ich zapał, trudno uwierzyć w jego powstanie.
O tym, czy Starachowice były wyjątkiem w skali kraju, jeśli chodzi o traktowanie bezdomnych zwierząt, dowiemy się po opublikowaniu wyników kontroli, gdy te zostaną przedłożone Sejmowi, co nastąpi najpewniej w kwietniu. - Jeszcze trwają kontrole - mówi Paweł Biedziak. - Na przykład w schronisku pod Żyrardowem, o którym rozpisują się gazety. Do tej pory nic nie mogę powiedzieć.

W ramach tej samej kontroli Najwyższa Izba Kontroli sprawdzała inne schroniska na terenie województwa świętokrzyskiego - w Dyminach, w Borszowicach koło Sędziszowa oraz Urząd Miasta w Skarżysku-Kamiennej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie