Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niezwykły biznesmen przekaże Kielcom unikalną kolekcję myśliwskich trofeów

Lidia CICHOCKA [email protected]
- To jedyne na świecie takie przedstawienie żyrafy, w takiej pozycji – podkreśla Kamusiński.
- To jedyne na świecie takie przedstawienie żyrafy, w takiej pozycji – podkreśla Kamusiński.
Polsko-australijski biznesmen chce Kielcom przekazać unikalną kolekcję trofeów myśliwskich. Są w niej lampart, lew, nosorożec, bawół afrykański i słoń - myśliwi zaliczają je do tak zwanej wielkiej piątki.

Władysław Kamusiński

Za samą możliwość strzelenia do lwa pan Władysław zapłacił 10 tysięcy euro.
Za samą możliwość strzelenia do lwa pan Władysław zapłacił 10 tysięcy euro. Lidia Cichocka

Za samą możliwość strzelenia do lwa pan Władysław zapłacił 10 tysięcy euro.
(fot. Lidia Cichocka )

Władysław Kamusiński

Pochodzący z gminy Zagnańsk, absolwent kieleckiego geologa, wiertnik, biznesmen, myśliwy, właściciel potężnej kolekcji trofeów, które chce przekazać Kielcom.

Nieprzeciętny - tak o Władysławie Kamusińskim mówi jego szkolny kolega Stanisław Dziura. Obaj są absolwentami kieleckiego geologa.

- Do szkoły przyprowadził mnie tata - wspomina urodziny w Umrze w gminie Zagnańsk Władysław Kamusiński. - Pamiętam, że zabrał ze sobą miód dla dyrektora a ja płakałem i groziłem, że jeśli go wręczy ja do żadnej szkoły nie pójdę.

Miód, jeśli nawet został przekazany był darem serca: szybko okazało się, że ojciec i dyrektor geolga, Jan Kamiński byli razem w czasie wojny w jednym oddziale Armii Krajowej. Może też i dlatego dyrektor traktował potem swego ucznia jak ojciec, zwłaszcza, że szybko zabrakło tego rodzonego.

Koniec lat pięćdziesiątych to nie był łatwy czas, nikomu się nie przelewało, także Kamusińskim. Kilkunastoletni Władek by zarobić na utrzymanie imał się różnych zajęć. Kupował drewniane łyżki, najmował kogoś by je sprzedawał na kieleckim targu. - Pamiętam, że kiedyś w Bodzentynie kupił konia, przyjechał na nim na oklep do Kielc i tu sprzedał - wspomina Staszek Dziura.

Jego talent organizacyjny doceniał też dyrektor szkoły. Kiedy geolog się budował to często Władek pilnował załadunku, rozładunku a kiedy czegoś brakowało wysyłano go na zakupy, bo było wiadomo, że on wszystko zdobędzie.

Niestety, te rozliczne zajęcia kolidowały z surowym regulaminem obowiązującym w internacie i mogło się to skończyć wyrzuceniem ze szkoły. Za radą dyrektora chłopak poszukał stancji i tam mieszkając kończył szkołę. - Pamiętam, że na studniówce lub balu maturalnym był z żoną, ożenił się bardzo szybko i w tajemnicy. Zrobił się mały skandal, bo ona przyszła na tę zabawę w sukience a nie w białej bluzce - dodaje Dziura.

- Zupełnie tego nie pamiętam, ale kiedyś poszukałam zdjęć i rzeczywiście byłam wtedy w szafirowej sukience - mówi pani Barbara. Za to mąż doskonale pamięta jak się poznali. - Byłem, tak jak Basia rachmistrzem w czasie spisu, to był 1959 lub 1960 rok. Odprowadziłem ją do domu, było jakieś kino, potem spotkaliśmy się znowu i wiedziałem, że to jest ta jedyna - mówi. Niedawno obchodzili 50 rocznicę ślubu. Od biskupów krakowskich dostali medal i dyplom.

Po szkole Władysław Kamusiński bardzo szybko zdobył uprawnienia do prowadzenia wierceń i opuścił Kielce, trafił do Poznania, potem Konina, ale kiedy w ciągu trzech miesięcy wykonał roczną normę przerobu zaczął szukać czegoś innego. Przez kilka lat prowadził zakład wiercenia studni by ostatecznie wylądować w Australii, gdzie mieszkał jego wujek. - Nie pojechałem tam za chlebem, tu mi się dobrze powodziło, ale chciałem większych wyzwań. Tu narzucano nam limity, krępowano przepisami, tam wiele zależało tylko do mnie - tłumaczy.

W Australii robił wszystko, prowadził nawet firmę sprzątającą, zatrudniając 200 osób. - Te ręce robiły wszystko z wyjątkiem kradzieży. Nigdy się tym nie splamiłem a gdybym kiedykolwiek coś ukradł Basia by mi tego nie darowała - mówi.

Do Polski wrócił pod koniec lat osiemdziesiątych, po 13- letnim pobycie. W Melbourne została córka z mężem i wnuczkami. Często odwiedza rodziców w Polsce. To jej prace malarskie towarzyszyły wystawie trofeów ojca. W Warszawie mieszka z żoną i dziećmi syn pana Władysława. On dla siebie i żony wybudował okazały dom w Krakowie. - Kupiłem działkę w Swoszowicach a dopiero potem poznałem jej niezwykłą historię - mówi. - Działka należała do żydowskiego lekarza, który był takim drugim Korczakiem. Pomagał wszystkim w dzielnicy Swoszowice i sam poszedł ze złapanymi mieszkańcami Swoszowic, kiedy wywożono ich do obozu. Zostawił żonę i dwie córeczki, które tydzień później także zostały wywiezione do obozu i zamordowane.

Krakowski dom zaprojektował znany architekt Romuald Loegler. Dom o powierzchni 800 metrów kwadratowych ma oryginalny kształt, dostosowano go do kształtu góry, na której stoi. Boczna ściana ma 78 metrów długości, a stawiając go zużyto 360 ton stali. Właściciel z dumą podkreśla, że wzniesiony 12 lat temu dom zyskał miano ikony i jego prezentacja pokaże się w branżowym piśmie.

Władysław Kamusiński jest biznesmenem, obraca nieruchomościami, jeździ po świecie, ale to nie przeszkadza mu często wracać w rodzinne strony. - Jestem kieleckim patriotą - podkreśla. Wpada na zjazdy absolwentów geologa, dyrektorowi Kamińskiemu ufundował głaz z pamiątkową tablicą, a teraz z jego inicjatywy imię dyrektora nosić będzie edukacyjna część Geocentrum na kieleckiej Wietrzni. - To był tak wspaniały człowiek, zasługuje na naszą pamięć - mówi.

Kamusiński wsparł też kościoły w Tumlinie i Dyminach. Ten tumliński pomógł odnowić, ufundował dwa dzwony, które noszą imiona jego rodziców: Jan i Ewa. - A moja treściowa, wspaniała kobieta, która po śmierci męża musiała samotnie wychowywać piątkę dzieci, dostała dzwon w Dyminach jeszcze za swojego życia. Należało się to jej - dopowiada.

To za pomoc kościołowi parafianie z Tumlina podarowali Kamusińskiemu plac na cmentarzu, bo jego życzeniem jest spocząć tam właśnie. - Mnie na życiu nie zależy, ja mogę żyć i 200 lat, ale leżeć będziemy tam, gdzie rodzice - mówi.

Od niedawna Kamusiński, technik jest honorowym dyrektorem. Za zasługi dla szkoły Stowarzyszenie Absolwentów Technikum Geologicznego wystąpiło o nadanie mu honorowego tytułu Generalnego Dyrektora Górniczego. W drugi dzień świąt Bożego Narodzenia w kieleckiej katedrze wręczono mu szablę. Spoczywa ona obok innych prezentów, którymi pana Władysława zasypano, bo ostatnio okazji do świętowania miał wiele: była 50 rocznica ślubu i 70 urodziny obchodzone bardzo uroczyście w Niepołomicach w kościele. Kilka tygodni wcześniej na zamku w tych samych Niepołomicach otwarto wystawę kilkuset wypreparowanych a upolowanych przed Kamusińskiego zwierząt. Bo polowanie jest największą pasją Dziadka Władka - tak mówią o nim koledzy myśliwi.

Dziadek Władek polował na wszystkich kontynentach i stamtąd pochodzą trofea: jest wśród nich wielka piątka: słoń, lew, nosorożec czy żyrafa. Każde zwierzę to inna, często mrożąca krew w żyłach historia, zwiedzanie wystawy w towarzystwie Dziadka Władka to dodatkowe przeżycia. Może dlatego tak chętnie odwiedzają ją dzieci. - W przyszłym tygodniu jestem umówiony z kilkoma klasami - mówi z uśmiechem Kamusiński
To właśnie tę kolekcję Władysław Kamusiński zapragnął przekazać Kielcom. - Z tą ziemią jestem najbardziej związany, tu się wyklułem - mówi wyraźnie wzruszony.- A co chciałem to już osiągnąłem i mam za co Bogu dziękować.

Po wizycie w Kielcach, kiedy w towarzystwie wiceprezydenta Tadeusza Sayora i Roberta Urbańskiego, dyrektora wydziału ochrony środowiska szukał miejsca, w którym wystawa mogłaby zostać umieszczona odwiedził restaurowany klasztor na Karczówce. Potem delegacja kieleckich władz z księdzem Janem Oleszko z Karczówki odwiedziła wystawę w Niepołomicach i była pod wrażeniem tego, co zobaczyła. Kolekcja trofeów jest imponująca. Kamusiński chce przekazać ją nieodpłatnie w zamian za zapewnienie jej odpowiednich warunków i udostępnianie młodzieży.

- Mogłoby to być dopełnienie naszej oferty - mówi ksiądz Jan Oleszko przyznając: - Ta wystawa nie może zdominować całości, zadania klasztoru i ośrodka, który przy nim powstaje są inne. Ale jestem przekonany, że taka wystawa obok wystawy geologicznej i misyjnej, którą właśnie tworzymy, byłaby dużą ciekawostką.
O tym, że Kielce mogłyby tylko skorzystać na jej obecności w Kielcach jest przekonany Robert Urbański - To byłby dodatkowy punkt promujący miasto - mówi a wiceprezydent Sayor dodaje: Pozostaje nam odpracować formę przekazania wystawy by interes obu stron był zabezpieczony - dodaje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie