Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bezpański pies uratował życie - przeczytaj więcej o Łatce

Luiza BURAS-SOKÓŁ [email protected]
- Łatka jest bardzo grzeczna. To fantastyczny pies – podkreśla Irena Dragan.
- Łatka jest bardzo grzeczna. To fantastyczny pies – podkreśla Irena Dragan.
Bezpański pies uratował życie człowiekowi - to dowód na to, że najlepsze scenariusze pisze życie. Ten wydarzył się w Kielcach

[galeria_glowna]

Irena Dragan, była dyrektorka Teatru Lalki i Aktora Kubuś w Kielcach, tymczasowa opiekunka Łatki:

Bezpański pies uratował życie - przeczytaj więcej o Łatce

Irena Dragan, była dyrektorka Teatru Lalki i Aktora Kubuś w Kielcach, tymczasowa opiekunka Łatki:

- To, co się wydarzyło może z powodzeniem posłużyć za scenariusz filmowy. Historia toczy się kołem. Łatka została uratowana podczas największych mrozów i dzięki temu sama mogła ocalić życie człowiekowi. Oby teraz drugi raz ktoś uratował ją. To cudowny, mądry pies, który uwielbia zabawy, wielka pieszczocha. Zasługuje na dobry dom.

Młoda suczka rasy bernardyn, wcześniej uratowana od zamarznięcia, odnalazła starszego człowieka, którego całą noc szukało niemal stu policjantów, także z psami. Rodzina zaginionego nie traciła nadziei na szczęśliwe zakończenie historii modląc się, by Bóg zesłał mu opiekuńczego anioła. Zesłał Łatkę.

Z początku wydawało się, że to historia, jakich wiele. W największe tej zimy mrozy była wieloletnia dyrektorka kieleckiego Teatru Lalki i Aktora Kubuś Irena Dragan nad kieleckim zalewem znalazła młodą suczkę. W tamte okolice chodziła na spacer ze swoim psem i widziała, jak bernardynka czeka ciągle w tym samym miejscu, jakby na właściciela. Pani Irena nie miała serca zostawić psiny w mroźną pogodę. Skrajnie wycieńczoną zabrała do weterynarza. Okazało się, że półtoraroczna suczka wymaga leczenia, miała kłopoty z żołądkiem, była wyziębiona. W dodatku bała się wejść do samochodu, być może była to sprawa doznanego urazu. Ciepły kąt znalazła u pani Ireny. To był jednak dopiero wstęp do opowieści, której nie powstydziłby się najlepszy scenarzysta filmowy.

PRZEZNACZENIE

Pani Irena, wielka miłośniczka zwierząt, Łatki, bo tak nazwała psią "znajdę" nie mogła zatrzymać. W mieszkaniu ma już bowiem jednego, także dużego psa. Z pomocą między innymi "Echa Dnia" rozpoczęła poszukiwania dobrego domu dla swojej tymczasowej podopiecznej. Choć bernardynka jest wspaniałym, pięknym i mądrym psem po umieszczeniu ogłoszeń w prasie wcale nie rozdzwoniły się telefony. Dopiero w poniedziałek wieczorem zadzwonił jeden człowiek zainteresowany adopcją suczki. Miał przemyśleć sprawę i ewentualnie odebrać Łatkę we wtorek rano. Tak się nie stało…na szczęście.

RODZINNY DRAMAT

W poniedziałkowe popołudnie pan Antoni jak zwykle wyszedł ze zorganizowanych zajęć w Domu Pomocy Społecznej i miał dotrzeć do domu, gdzie czekała na niego żona. Starszy człowiek już wcześniej miał kłopoty ze zdrowiem, zdarzało się, że i z pamięcią. - Zwykle wracał po godzinie 15. Tym razem nie było go. Obdzwoniliśmy z dziećmi znajomych. Po godzinie 20 zawiadomiliśmy policję. Ekipie z psem policyjnym dałam ubranie męża, które miało być przydatne w tropieniu. Do godziny 1 w nocy trwały poszukiwania, ale bez skutku - opowiada z płaczem żona pana Antoniego. Sama obdzwaniała szpitale, uruchomiła rodzinę w Busku-Zdroju, rodzinnym mieście męża, która szukała krewnego na dworcu.

- Policja sprawdzała każdy trop. Obejrzano monitoring z autobusu, na którym było widać, że mąż wsiadł do linii numer 13. Zapamiętał go kierowca. Wysiadł na ulicy Warszawskiej - wspomina żona zaginionego. Rodzina nie traciła nadziei, choć nocne poszukiwania nie przyniosły rezultatu. - Modliłam się, żeby Bóg zesłał mężowi opiekuńczego anioła - mówi kobieta. W nocy z poniedziałku na wtorek nie zmrużyła oka.

CZWORONOŻNY ANIOŁ

We wtorkowy poranek Irena Dragan jak zwykle zabrała obydwa psy na długi spacer nad kielecki zalew. - Chodzę tam, gdzie nie ma ludzi, żeby psiaki mogły swobodnie pobiegać bez smyczy. Zaszliśmy naprawdę daleko. W miejscu, gdzie były już tylko chaszcze Łatka nagle się zatrzymała, po czym puściła się biegiem i zaczęła szczekać. Nie reagowała na moje przywołania. Bałam się, do czego jest zdolna. Nie znam przecież dobrze jej zachowań. Podeszłam bliżej do miejsca, w którym się zatrzymała i zobaczyłam coś czarnego. Nagle w górę uniósł się kijek, jakaś laska. To był człowiek. Nie miał butów, wokół leżały rozsypane leki - opowiada pani Irena.

Próbowała nawiązać kontakt ze starszym mężczyzną, ale nie reagował. - Tylko poruszał laską, jakby chciał powiedzieć: "Tu jestem. Ratunku". Z telefonu komórkowego szybko wezwała pogotowie i wyszła po sanitariuszy na drogę. - Zaprowadziłam ich na miejsce. Wynieśli człowieka na noszach i powiedzieli, że go uratowałam. Ale to przecież nie ja, tylko Łatka. Ja bym go na pewno nie dostrzegła. Leżał daleko od ścieżki, w miejscu, gdzie nikt nie chodził, a śnieg był po kolana - wspomina Irena Dragan.

WIELKA ULGA

W ten sam wtorkowy poranek syn pana Antoniego także wybrał się nad kielecki zalew. - Intuicja podszepnęła mu żeby tam pójść. Natknął się akurat na odjeżdżającą karetkę. Policjantów zapytał, kogo znaleziono, opisał wygląd ojca. Okazało się, że to właśnie on. Gdy dotarł do domu i powiedział, że mąż został odnaleziony, poczułam niesamowitą ulgę - mówi wzruszona żona pana Antoniego. - Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, jak do tego doszło. Teraz wiadomo już, że mąż odnalazł się dzięki czworonożnemu aniołkowi - kobieta uśmiecha się przez łzy.

Pan Antoni czuje się dobrze, choć wciąż przebywa w szpitalu. Ma przemrożone nogi i ręce, nie do końca pamięta, co się stało. - Sami się nad tym zastanawiamy. Może chciał pójść do lekarza, który przyjmuje w pobliżu miejsca odnalezienia? Może usnął, a suczka obudziła go szczekaniem? - snuje przypuszczenia żona. Teraz to już nie jest ważne. Najważniejsze, że scenariusz napisany przez życie zakończył się happy endem.

Dosłownie, bo po wczorajszym artykule w "Echu Dnia" rozdzwonił się telefon Ireny Dragan. Wielu jest chętnych, by bohaterskiej Łatce, bernardynce mającej we krwi ratowanie ludzi w śnieżnych warunkach, stworzyć ciepły dom. - Daj Boże żeby znalazła dobrych ludzi, którzy zaopiekują się nią tak, jak pani Irena. Z chęcią przygarnęłabym ją sama, ale jestem już starszą osobą, nie wiem, czy bym podołała - mówi żona pana Antoniego. Ze łzami w oczach dziękuje wszystkim, którzy przyczynili się do odnalezienia jej męża - policjantom, którzy, jak podkreśla, z ogromnym zaangażowaniem podeszli do sprawy, lekarzom, znajomym, którzy szukali i modlili się za pana Antoniego. - I oczywiście pani Irenie i Łatce. Dzięki nim wiem, że nigdy nie można zwątpić. Ta historia to pokazuje. Ktoś tam na górze pięknie to poukładał - mówi żona odnalezionego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie