Miałem więcej szczęścia niż umiejętności - ocenia 37-letni spadochroniarz, któremu w niedzielę podczas skoku pod Kielcami nie do końca otworzył się spadochron. Mężczyzna zdołał wylądować. Ze złamaną noga trafił do szpitala.
Pan Roman z Płocka naukę skoków spadochronowych zaczął trzy lata temu. Przyznaje, że w dwa pierwsze sezony skoków nie było wiele. W tym roku trening był intensywniejszy. Na niedzielne popołudnie 37-latek miał zaplanowany skok w Masłowie koło Kielc. Skakał z wysokości 1500 metrów.
- Pociągnąłem za linkę, ale spadochron nie otwarł się w całości. Cześć się podwinęła. Powstał jak to się mówi w żargonie "kalafior". Powinienem był otworzyć spadochron zapasowy, ale oceniłem, że jest na to zbyt nisko. Nie spanikowałem, ale popełniłem błąd. Myślę, że miałem więcej szczęścia niż umiejętności - ocenia skoczek.
37-latek wystawia sobie surową ocenę, zdołał jednak wylądować tak, że spotkanie z ziemią przypłacił jedynie złamaniem prawej nogi. Mężczyzna trafił na oddział ortopedii szpitala na kieleckim Czarnowie, gdzie przeszedł operację.
- Wypadek mnie nie zniechęci. Jeśli tylko zdrowie pozwoli, na pewno będę dalej skakał - mówił w poniedziałek mężczyzna.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
