Pełen symbolicznych scen i narodowych emblematów, także tych współczesnych oraz dobitne przesłanie, że historia toczy się kołem - "Kordian" XXI wieku według Piotra Szczerskiego to już nie tylko dyskurs o charakterze romantycznym, ale trafna i bolesna diagnoza współczesnej sytuacji społeczno-politycznej.
Reżyser i dyrektor kieleckiej sceny imienia Stefana Żeromskiego Piotr Szczerski, inscenizując romantycznego klasyka zrezygnował z wielu wątków. Próżno tu czekać kordianowych podróży czy rozterek miłosnych. I dzieje się to z wielką korzyścią dla scenicznej realizacji dzieła! Widać bowiem wyraźnie zamysł twórców, jakim zdaje się być potrząśnięcie ospałym narodem zaślepionym symboliczną czerwienią.
Inny jest też sam Kordian - ucieleśnienie tego przebudzenia (w tej roli bardzo dobrze debiutujący w naszym teatrze Mateusz Rzeźniczak). Niewiele zostało mu z romantycznego zapaleńca porywającego się z motyką na słońce. Zgodnie z duchem czasu jest umysłem analitycznym, ale mimo wszystko w pojedynkę wciąż skazany jest na klęskę.
Niezmienna jest za to dychotomia świata, choć dobro i zło przybierają współczesne formy. Car w modnym atramentowym garniturze nawet wizualnie przypomina Władimira Putina, a tłum na jego koronacji nosi maski polskich polityków ostatniego 25-lecia.
Jak w tym wszystkim odnajduje się naród? Zza krat zakładu dla obłąkanych zwanego Polską obserwuje, jak Wielki Książę Konstanty odtańcowuje kazaczoka do "Mazurka Dąbrowskiego", a Szatan strzepuje popiół z papierosa do powstańczego hełmu. Zatem tu od czasów Słowackiego nic się nie zmieniło. Polacy, mimo że bogatsi o wiele nowych, często dramatycznych doświadczeń (widoczne symbole Powstania Warszawskiego, mordu w Katyniu), wciąż są apatyczni, nieskorzy do działania, choć teoretycznie wolni, to jakby ze skrępowanymi rękami. Nic dziwnego, skoro także współcześni przywódcy są jak żywcem wyjęci z diabelskiego kotła, bo chyba tak można odczytać rewelacyjną scenę otwarcia "Kordiana" według Szczerskiego. Jak u Słowackiego przywódcom powstania, tak tu politykom będącym u władzy, brak charyzmy i odwagi stawania po stronie ojczyzny.
Reżyser nie oszczędza i widzów. Końcową sceną, w której Szatan nagrywa widownię kamerą sugeruje, że "oni" to my, nie ma pacjentów psychiatrii, polityków, młodych, starych - są Polacy. I co z tym zrobimy?
Wspaniałym dopełnieniem zgrabnie skonstruowanego spektaklu jest muzyka Zygmunta Koniecznego i sceny śpiewane (porusza głos Wiktorii Kulaszewskiej), ciekawe kostiumy i charakteryzacja (brawo za pomysł na upadłe Anioły).
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?