Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tajemnica krzyży przy drodze

Dorota KLUSEK

Ni stąd, ni zowąd przy drogach zaczęły wyrastać krzyże. Duże, okazałe, mające ponad dwa metry wysokości, z figurką Chrystusa. Pojawiały się nagle, z dnia, na dzień najczęściej parami. Widzieliśmy je w Iłży, koło Nowej Słupi, przy trasach z Kielc do Starachowic i Ostrowca Świętokrzyskiego, a także koło Jędrzejowa, Krakowa, Katowic, Warszawy, a nawet w pobliżu... Białegostoku.

- Buduję je dla dobra innych. Skłaniają ludzi do refleksji, do zadumy nad swoim życiem. Od krzyża łaski spływają i dobro - mówi Jan Bidziński z Kałkowa w gminie Pawłów koło Starachowic, który postawił już ponad sto pięćdziesiąt krzyży na terenie całej Polski.

Tak jak święci

Jan Bidziński ma 47 lat. Mieszka w Kałkowie, w gminie Pawłów. Swojej pasji zaczął się oddawać ponad trzydzieści lat temu. - Jak miałem osiemnaście czy dziewiętnaście lat, to przeczytałem "Żywoty Świętych" - wspomina Bidziński. - Poznałem historię świętych, którzy byli biedni tak jak ja, a pobudowali kilka kościołów. Chciałem w jakiś sposób pomóc Polsce, bo wtedy były trudne czasy. Na początku lat osiemdziesiątych, jeszcze jako kawaler, zacząłem stawiać kapliczki między innymi koło Katowic, Radomia i Warszawy. Niektóre z nich stoją do tej pory, jak na przykład ta w Cedzynie, przy zakręcie na Bodzentyn. Potem zabrałem się za naprawianie starych krzyży i wreszcie zacząłem robić nowe.

Krzyże wykonane przez Jana Bidzińskiego przed laty, różnią się od tych dzisiejszych. Niektóre zbudował z wyraźną intencją. Tak było w przypadku jednego z pierwszych krzyży, który stoi przed domem Bidzińskich. - Krótko po ślubie mocno się pokłóciliśmy i żona wyprowadziła się do swojej matki. Kiedy wróciła do domu, tak bardzo się z tego ucieszyłem, że postawiłem krzyż. Żeby podziękować Bogu.

Sen o krzyżach

Początkowo Bidziński ustawiał krzyże pojedynczo, teraz stawia je parami, zainspirował go do tego sen: - Najpierw zobaczyłem we śnie błyskawicę krzyży na niebie, a potem przyśniły mi się przed moim domem właśnie takie dwa krzyże, jakie teraz wkopuję i stąd wyciągnąłem wniosek, że tak właśnie mam je stawiać. Po dwa, żeby były lepiej widoczne - wyjaśnia Bidziński. - Wybieram miejsce, w którym zobaczą je wszyscy - dodaje.

Bidziński sam buduje i wstawia krzyże. Często korzysta też z przychylności leśniczych i nieodpłatnie dostaje dębowe drzewo z wycinki. Również za darmo otrzymuje figurki Chrystusa od zakładów wykonujących pomniki: - Co prawda taka figurka nie kosztuje dużo, ze dwadzieścia, trzydzieści złotych, ale do tego dochodzi jeszcze wiele dodatkowych wydatków, na przykład gwoździe, więc cieszę się, że ci ludzie idą mi na rękę. Czasem pomaga mi ktoś załadować drzewo. Ale ja nikogo nie proszę o pomoc, biorę wszystko na siebie.

Rowerem w Polskę

Krzyże budowane dziś przez Bidzińskiego wykonane są z drzewa dębowego, mają dwa i pół metra wysokości oraz ramiona dwumetrowej długości. Na takim krzyżu umarł Chrystus. Bidziński stara się, aby jego krucyfiksy były jak najbardziej wierne oryginałowi. Do większości miejsc, nawet odległych od jego domu o wiele kilometrów, dojechał... rowerem.

- Belki przywiązuję do kierownicy i siodełka i... idę. To takie moje poświęcenie. Czasami zdarza się, że jadę i robię krzyż z tego, co jest na miejscu. Jak wybieram się gdzieś dalej, to rozmawiam z kierowcami, którzy jeżdżą ciężarówkami, czy mnie zabiorą. Raz mi się zdarzyło, że tak właśnie dotarłem pod Kraków. Mieliśmy potem razem wracać. Kierowca rozładowywał TIR-a, a ja wkopywałem krzyże. Zeszło mi trochę dłużej niż jemu, więc pojechał beze mnie, a ja musiałem telepać się na rowerze - wspomina Bidziński i przyznaje, że problemy z transportem poważnie go ograniczają, ale to nie jedyne jego zmartwienie. Czasami obawia się też reakcji ludzi, którzy widzą go, jak wkopuje krzyże. Boi się pytań - a po co to, na co?

To wariat?

Brak przychylności ze strony innych martwi go i ogranicza. - Jak jadę gdzieś z krzyżem, to najtrudniej jest wyjść z domu w Kałkowie. Poza moją okolicą jest lepiej. Nawet żona patrzy nieprzychylnie na moją pasję i dzieci też.

Rzeczywiście, gdy w gminie Pawłów zapytaliśmy o to, co oznaczają krzyże, tak gęsto postawione w tej okolicy usłyszeliśmy. - A one to nie oznaczają nic. Pani, ten facet, to wariat! - twierdzą zgodnie trzy mieszkanki Pawłowa. - Czy ktoś normalny siedzi na każdej mszy w kościele. Jak jest pięć nabożeństw, to on nie opuści żadnego. A przecież ma sześcioro dzieci, którymi trzeba się zająć. Wsiada na ten swój rower i jeździ naprawiać świat, zapominając o swoich bliskich - dodaje jedna z kobiet.

Z jej opinią zgadza się też Barbara Gawlik, kierownik Gminnego Ośrodka Pomocy w Pawłowie: - Żona pana Bidzińskiego złożyła wniosek o rozwód lub separację i o eksmisję męża. Bierze świadczenia rodzinne, wystąpiła też o alimenty, bo oni nie mają za co żyć. W domu sześcioro dzieci, które trzeba ubrać, wykarmić, a on tylko potrafił zabronić im oglądać telewizję, żeby się nie zepsuły. Naprawdę szkoda tych dzieci, bo są bardzo mądre, dobrze się uczą. Bidziński często wypowiada się na temat tego, jakim skarbem jest dla niego rodzina, ale to nijak się ma do rzeczywistości. Jego żona jest bardzo nerwowa, kilka lat temu przez pewien czas mieszkała nawet z dziećmi w Domu Samotnej Matki w Kielcach.

Zapytaliśmy księdza Ryszarda Witka, z kościoła w Kałkowie, do którego należy Jan Bidziński, co myśli o swoim parafianinie. Jego ocena była bardzo powściągliwa. - Przyszedłem tu pięć lat temu. Te krzyże przy drodze spostrzegłem od razu. Dopiero potem dowiedziałem się, że ich autorem jest tutejszy mieszkaniec. No cóż, na pewno należy go podziwiać za to, że kiedyś narzucił sobie taką misję i nadal ją realizuje.

Natomiast inny ksiądz, z parafii w Kałkowie, prosząc o anonimowość, nie szczędził słów krytyki. - To chory człowiek. Powołuje się na wizje i stawia krzyże, ale mocno krzywdzi swoich najbliższych. Czasami kościół daje dla jego dzieci chleb albo coś innego, a on nie chce tego wziąć albo bierze i oddaje po drodze pijakom. A w tym domu naprawdę się nie przelewa. Zresztą wystarczy spojrzeć, jak mieszkają. Wszystko się wali. Choć część drzewa mógłby przeznaczyć na remont, a tu nic.

Marzenia o Europie

Mimo trudności Bidziński nie ustaje w realizowaniu swoich planów. - Mam już swoje krzyże w wielu miejscach Polski południowej i wschodniej, ale nie udało mi się jeszcze dotrzeć do części północnej. Więc chciałbym i tam być. Marzy mi się jeszcze pojechanie na zachód Europy, na przykład do Niemiec. Ale cały czas chcę robić to, co dotychczas, dla dobra. Nie mojego, bo ja mam z tego tytułu tylko same kłopoty. Robię to dla dobra wszystkich ludzi i dla chwały Boga.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie