Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przejrzysty... problem

Mateusz BOLECHOWSKI
- Umowa z Dodoni nie zabezpiecza interesów gminy - uważają radni z Suchedniowa. Na fotografii druga od lewej Ewa Antosik.
- Umowa z Dodoni nie zabezpiecza interesów gminy - uważają radni z Suchedniowa. Na fotografii druga od lewej Ewa Antosik.
- Jeśli Marek Górzyński rzeczywiście przeniesie zakład Dodoni z Suchedniowa, w mieście ubędzie 170 miejsc pracy.
- Jeśli Marek Górzyński rzeczywiście przeniesie zakład Dodoni z Suchedniowa, w mieście ubędzie 170 miejsc pracy.

- Jeśli Marek Górzyński rzeczywiście przeniesie zakład Dodoni z Suchedniowa, w mieście ubędzie 170 miejsc pracy.

Suchedniów ma wodę kryształ. Można pić prosto z kranu. Pochodzi ona z podziemnego jeziora, z którego czerpie się ją na potrzeby mieszkańców. Nic dziwnego, że w pobliżu ujęcia wody stanął zakład produkcji napojów "Dodoni". Z kupowanej wody robi się tam znane w całej Polsce napoje. Układ miasto - "Dodoni" był zdrowy, firma miała świetny surowiec, gmina - pieniądze za jego sprzedaż, podatki i miejsca pracy. Jednak kilka lat temu właściciele "Dodoni" zaczęli podejmować działania, by wybudować własną studnię. Również dlatego, że to warunek, by móc produkować wodę mineralną. Rozmowy trwały dość długo, aż trzy lata temu przyniosły efekt.

Już kilka lat temu właściciele Dodoni zaczęli podejmowac działania, by wybudować własną studnię
Już kilka lat temu właściciele Dodoni zaczęli podejmowac działania, by wybudować własną studnię

Już kilka lat temu właściciele Dodoni zaczęli podejmowac działania, by wybudować własną studnię

Jest umowa

Gmina Suchedniów w kwietniu 2003 roku podpisała umowę ze spółką "Dodoni Górzyńscy". Uzgodniono, że zostaną podjęte starania o budowę na terenie prywatnego zakładu drugiej studni głębinowej. Miało to zapewnić firmie bezpieczeństwo dostaw wody i umożliwić dalszy rozwój. Dodatkowo "Dodoni" zobowiązało się nadal kupować tyle samo wody od gminy, co dotychczas, a w razie potrzeby udostępniać swoją studnię na potrzeby miasta. Korzyść dla firmy była jeszcze taka, że za wodę pobraną powyżej ustalonego limitu nie musi płacić.

Umowę podpisał burmistrz Tadeusz Bałchanowski, a wkrótce potem w gminie zawrzało. Radni zarzucili Bałchanowskiemu, że podjął decyzję samodzielnie, nie biorąc pod uwagę zastrzeżeń samorządu. Faktem jest, że burmistrz miał prawo sam zadecydować, ale jak pokazała przyszłość, warto było wziąć pod uwagę sugestie radnych. - To nie była dobra decyzja, gdyby wtedy uwzględniono uwagi rady być może dziś nie byłoby żadnego problemu, a teraz jest - mówi przewodniczący Rady Miasta Jan Komoń.

Martwy aneks

Samorząd uznał, że umowa nie zabezpiecza interesu gminy. Obliczono, że rocznie miasto może na tym tracić nawet 120 tysięcy złotych. Sporządzono aneks do umowy i zobowiązano Bałchanowskiego do wprowadzenia go w życie. Przez wiele miesięcy z Urzędu Miasta nie wypływały żadne informacje na temat losów aneksu. W końcu, po około półtora roku okazało się, że właściciele "Dodoni" nie zgadzają się na jego przyjęcie. Radni burmistrza upomnieli i sprawa się zakończyła, a ruszyła budowa nowej studni. Dziś jest ona gotowa do użytku. Ale nie pracuje. I nie wygląda na to, by kiedykolwiek miała zacząć działać, bo sprawą zajęła się radna Ewa Antosik.

To jest samowola

Radna Antosik zainteresowała sprawą studni Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego. Kontrolerzy zbadali sprawę i wydali decyzję - studnię wybudowano nielegalnie. - To samowola budowlana, właściciele nie posiadają potrzebnych zezwoleń ani dokumentów. Otrzymali nakaz zaprzestania eksploatacji studni - mówi Jadwiga Półtorak-Berus, szefowa skarżyskiego nadzoru budowlanego. Czy to oznacza, że studnię trzeba zasypać? Teoretycznie nie. Firma dostała czas do końca września, by złożyć odpowiednie zezwolenia. Jeśli zdąży, co, jak nieoficjalnie się dowiedzieliśmy, jest wątpliwe, obiekt może być zalegalizowany po zapłaceniu kary, w tym przypadku w wysokości 225 tysięcy złotych. Współwłaściciel "Dodoni" Marek Górzyński wyjaśnia, że budowę i wszelkie formalności zlecił prywatnej firmie z Kielc. To ona odpowiada za inwestycję. W dodatku są różne opinie urzędników na ten temat. - Czekamy na oficjalne stanowisko - mówi Górzyński. Dla "Dodoni" to strata czasu, a co za tym idzie, pieniędzy.

Kto nie dopilnował?

Z pewnością dopilnowała Ewa Antosik, to ona powiadomiła o budowie służby kontrolne, co więcej, była niezadowolona ze zbyt jej zdaniem długiego terminu, jaki inspektorzy budowlani dali firmie na zebranie dokumentów. Pisemnie interweniowała nawet o przyspieszenie procedur, choć wiadomo już, że nie ma na to szans. Do prasy na temat swoich działań nie chce się wypowiadać. W brodę może sobie pluć Górzyński, bo nie dopilnował wynajętej firmy. A gmina? Tadeusz Bałchanowski zaręcza, że ze strony urzędu wszystkie kroki prowadzono zgodnie z prawem i nie można tu nic zarzucić. I wszystko wskazuje na to, że rzeczywiście tak jest. Wątpliwości ma jednak przewodniczący Komoń. - To burmistrz jest gospodarzem, on powinien pilnować tego, co dzieje się na terenie Suchedniowa. Nie radna Antosik, ale urzędnicy winni sprawdzić, czy studnia budowana jest zgodnie z przepisami - uważa szef samorządu.

Tu się leje

W międzyczasie zaczęli protestować mieszkańcy. Narzekają na uciążliwości ze strony "Dodoni". - Nocami TIR-y jeżdżą tak, że aż dom się trzęsie, nie można wytrzymać - mówi mężczyzna mieszkający niedaleko zakładu. W dodatku kanałem pod ulicą od dłuższego czasu płynie woda. - Najpierw leciała taka brudna, prosto na moje łąki. Nawet nie mogłem ich pokosić, tyle było wody. Pisałem do różnych urzędów - denerwuje się Edward Tusznio. Jakością wody zainteresowali się też radni, bo płynęła do Kamionki, a stamtąd do miejskiego zalewu. W końcu Górzyńscy zabudowali kanał i puścili wodę do sadzawki jednego z mieszkańców, który sam o to poprosił. Na ostatniej sesji Rady Miasta burmistrz referował, że właściciel "Dodoni" został poproszony o wyjaśnienia i wytłumaczył, że woda jest czysta i była używana tylko do chłodzenia urządzeń w fabryce. W sadzawce żyją ryby, więc woda chyba rzeczywiście jest czysta, choć urzędnicy zbadali ją... wąchając.

Kto straci

Na zamieszaniu wokół ujęcia wody póki co najwięcej traci "Dodoni". Firma zainwestowała pieniądze, a nie jest wykluczone, że studnię trzeba będzie zamknąć. Umowa z gminą, wzbudzająca tyle kontrowersji, do dziś pozostaje tylko na papierze. Miasto więc nie traci, jeśli przyjąć za uzasadnione wyliczenia radnych. Ale do czasu. Marek Górzyński jest zmęczony złą atmosferą wokół jego firmy. - My jesteśmy otwarci na współpracę, ale skoro miasto nas nie szanuje, rozważamy możliwość przeniesienia produkcji z Suchedniowa poza teren województwa świętokrzyskiego - zapowiada Górzyński. Dziś pracuje tam 170 osób. Jeśli zapowiedź właściciela doszłaby do skutku, Suchedniów straci i to bardzo dużo. - Nam nie chodzi o to, żeby przeszkodzić przedsiębiorcy, cieszymy się z każdej firmy w naszym mieście. Ale musimy dbać również o interes mieszkańców. Wierzę, że te dwie rzeczy da się pogodzić. Ale wszystko musi być prowadzone jawnie i zgodnie z przepisami - twierdzi Jan Komoń.

Na zakończenie sprawy trzeba będzie poczekać przynajmniej kilka miesięcy i trudno wyrokować, kto wygra walkę o wodę. Może się stać tak, że przegrają ją wszyscy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie