Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tragiczny wypadek koło Chęcin

Aleksander Piekarski, Michał Nosal
Spalony ford transit. Życie stracili kierowca busa i dwie jego pasażerki. Kolejna ofiara wypadku to kierowca mercedesa.
Spalony ford transit. Życie stracili kierowca busa i dwie jego pasażerki. Kolejna ofiara wypadku to kierowca mercedesa. A. Piekarski
Trzy osoby spłonęły w fordzie transicie, który wczoraj przed świtem zderzył się z dostawczym mercedesem na węźle drogowym w Chęcinach.

Życie stracili kierowca busa i dwie jego pasażerki. Kolejna ofiara wypadku to kierowca mercedesa.

Do tragedii doszło około godziny 3, gdy jadące z przeciwnych kierunków samochody znalazły się na kieleckiej obwodnicy, pomiędzy chęcińską stacją paliw a wiaduktem. Według wstępnych ustaleń, kierowca forda, prowadząc auto od strony Warszawy, zjechał nagle na lewą stronę drogi. Podobno w tym samym momencie, chcąc uniknąć zderzenia, 23-latek prowadzący z przeciwka mercedesa także odbił w lewo. Samochody wpadły na siebie na środku drogi.

WYBIERALI SIĘ DO GRECJI

Za kierownicą forda siedział tej nocy 31-latek z Kielc. Przewoził ludzi, wybierających się na wakacje do Grecji. Kielecka firma, w ramach usługi dla innego biura podróży, miała dostarczyć ich na autokar do Krakowa.

- To był chłopak z mojej bliskiej rodziny. Miał wszystkie badania. Ostatnio testy przechodził w maju. Nie pił, nie palił. Lubił, kiedy samochód był czysty. Widzieliśmy się w piątek. Sprzątał w wozie. W tę trasę zabrał swoją dziewczynę. Mieli wspólnie spędzić niedzielę w Krakowie - opowiada Andrzej Czuba, prezes Agencji Turystyczno-Usługowej Gold-Tour w Kielcach.

Po pierwszych pasażerów 31-latek pojechał około godziny 21 do Warszawy. Pół godziny po północy zabrał stąd trzy osoby. Kolejne trzy wziął o godzinie 2.30 ze Skarżyska. Razem z kierowcą i jego dziewczyną w aucie było teraz osiem osób. Spotkanie z autokarem było wyznaczone w Krakowie na godzinę 8. Transit tam nie dojechał.

Postępowanie wyjaśni

Postępowanie wyjaśni

Po pierwszych informacjach na temat nocnej katastrofy nasz czytelnik napisał: "(…) Najbliższa strażnica jest oddalona od miejsca wypadku o około 700 metrów. Mimo to, strażacka syrena nie została włączona w małym miasteczku i ranni musieli czekać na inne wozy strażackie, które musiały przyjechać z większej odległości. Może gdyby ktoś zawiadomił niczego nieświadomych strażaków, to by przyjechali, opanowali pożar forda i uwięzione w nim osoby przeżyłyby."
Magdalena Porwet, rzecznik prasowy świętokrzyskich strażaków, odpowiadała: - O godzinie 3.34, gdy w drodze były już zastępy z Jednostek Ratowniczo-Gaśniczych nr 3 i 1, o wypadku zostały powiadomione jednostki ochotnicze z Woli Murowanej, Kowali i Chęcin. Ta ostatnia nie dotarła na miejsce zdarzenia. Dlaczego tak się stało, wyjaśni postępowanie.

WYŚCIG Z CZASEM

Natychmiast po zderzeniu ford stanął w płomieniach. Na ratunek znajdującym się w nim ludziom pospieszyli kierowca innego samochodu i pracownik pobliskiej stacji paliw. Jeden z nich podręczną gaśnicą usiłował gasić wnętrze, drugi starał się wydobyć z wraku ranną kobietę, której nogi były uwięzione między fotelami.
- Była w płomieniach, strasznie krzyczała, a my nie mogliśmy jej pomóc - opowiadał później wstrząśnięty zdarzeniem pracownik stacji.

Strażacy pierwsze zgłoszenie dostali o godzinie 3.30. Pierwszy zastęp był na miejscu 14 minut później. Wóz pokonał w tym czasie 14 kilometrów. 52-latce z Warszawy nie można już było pomóc. Spłonęła żywcem. W fordzie zginęli też jego kierowca i 50-letnia pasażerka ze Skarżyska.
Pomocy ratowników wymagał kierowca mercedesa, zakleszczony w jego kabinie. Udało się go wyjąć z pomocą specjalistycznego sprzętu. Na skutek ciężkich obrażeń zmarł potem w szpitalu. Do szpitali w Kielcach, Czerwonej Górze i Skarżysku trafiło pięcioro rannych.

- To była wyjątkowo trudna i skomplikowana akcja. Prawdziwy wyścig z czasem - mówi naczelnik Wydziału Operacyjnego Komendy Wojewódzkiej Państwowej Straży Pożarnej w Kielcach, młodszy brygadier Robert Sabat. - Jednocześnie gasiliśmy płonący jak pochodnia samochód, wydobywaliśmy z mercedesa jego kierowcę i udzielali, wspólnie z pogotowiem ratunkowym, pierwszej pomocy poszkodowanym. W akcji uczestniczyło 32 strażaków, a usuwanie skutków wypadku trwało cztery godziny. W tym czasie ruch na drodze był zamknięty.

ZNALEŹĆ WYTŁUMACZENIE

Dlaczego doszło do wypadku? Policjanci wczoraj wciąż starali się to ustalić. Mówili, że badany będzie stan techniczny samochodów. Nie wykluczali, że kierowca transita mógł na moment przysnąć za kierownicą.

- Stanu technicznego naszego samochodu jestem pewien w stu procentach. Tydzień temu były wymieniane wszystkie klocki hamulcowe i zakładana nowa klimatyzacja. Ten wóz był niedawno w Pradze i wszystko działało jak należy - tłumaczy Andrzej Czuba. - Nie umiem znaleźć wytłumaczenia dla tego, co się stało. Samochód zapalił się. Dlaczego? To był diesel. Ale to nie zniszczony samochód jest ważny. Zginęli ludzie. Myślę o tym, rozważam. Gdybym dał innego kierowcę? Gdybym sam pojechał? Współczuję wszystkim. Wszak ludzie jechali na wymarzone wczasy, a spotkała ich śmierć.

Andrzej Czuba mówi też o dramacie bliskich mężczyzny z Gdańska, który prowadził mercedesa.
- Osobowym autem jechali za nim podobno jego kolega i dziewczyna. Wracali do domu z Krakowa, gdzie kupili tego dostawczaka. Wypadek rozegrał się na ich oczach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie