Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żal patrzeć jak się marnuje

Lidia Cichocka
Ewa Zając-Parvinen bardzo lubi przyjeżdżać do rodzinnych Kielc. Cieszy się, że może pomóc świętokrzyskim szpitalom.
Ewa Zając-Parvinen bardzo lubi przyjeżdżać do rodzinnych Kielc. Cieszy się, że może pomóc świętokrzyskim szpitalom. Ł. Zarzycki
Od 10 lat organizuje pomoc dla świętokrzyskich szpitali - kielczanka Ewa Zając-Parvinen, lekarka z fińskiego Oulu

Ewa Zając-Parvinen, absolwentka kieleckiego liceum imienia Jana Śniadeckiego, od lat organizuje pomoc dla świętokrzyskich szpitali i szkół. Nam opowiedziała o tym jak ją organizuje oraz jak wygląda jej praca i życie.

- To nic wielkiego - mówi w czasie kolejnej wizyty w Polsce. - Żal patrzeć jak dobre rzeczy się marnują, a przecież zgodnie z unijnymi przepisami, co trzy lata szpitale muszą wymieniać sprzęt: łóżka, fotele, szafki, nawet komputery, bo tu wszystko przechowywane jest na dyskach. Nawet zdjęcia rtg zapisywane są w wersji elektronicznej.

Pani Ewie żal było, zwłaszcza że pamiętała mizerię polskich szpitali, kiedy pracowała w nich po skończeniu studiów. - Zaczęłam więc szukać chętnych, którzy wzięliby coś z mojego szpitala, ale wcale nie było łatwo - uśmiecha się.

Ewa Zając-Parvinen

Absolwentka liceum imienia Jana Śniadeckiego w Kielcach i Akademii Medycznej w Krakowie, po studiach znalazła się w Finlandii, gdzie po nostryfikowaniu dyplomu i zdaniu egzaminów pracuje jako lekarz. Organizuje pomoc w postaci sprzętu szpitalnego i komputerów dla placówek na terenie województwa świętokrzyskiego.

(fot. Ł. Zarzycki)

- W kilku miejscach usłyszałam, że nie chcą złomu, aż w końcu kolega ze szpitala w Staszowie przekonał się, że to nie złom tylko wartościowy sprzęt. A komputery poszły do szkoły społecznej w Kielcach.

W tym roku pani Ewa miała powtórkę tamtej sytuacji, bo szukając nowego szpitala do obdarowania zwróciła się do dyrektora szpitala wojewódzkiego w Kielcach. - Usłyszałam, że szpital jest bogaty i niczego nie potrzebuje. A dyrektor z Czerwonej Góry ucieszył się, więc do niego poszedł cały transport.

LEKARZ OD WSZYSTKIEGO
Pani Ewa do Finlandii trafiła wiele lat temu. Zrobiła specjalizację z neurologii, ale nie widziała przyszłości w Polsce, więc przez Szwajcarię i Norwegię dotarła do Finlandii. - Dostałam zaproszenie i nie mając nic "nagranego" pojechałam.

Nie znała języka, ale spodobało jej się tak bardzo w Finlandii, że postanowiła zostać. Dzisiaj mieszka w niewielkim Uele nad Zatoką Botnicką. Oczywiście jak każdy, kto myśli o pracy w Finlandii, musiała nuczyć się języka.

- Mówię już dobrze, bez problemu rozmawiam na każdy temat, ale z pisaniem mam kłopoty - śmieje się. - W fińskim jest wiele podwójnych liter i ja do dzisiaj nie wiem jak się pisze niektóre wyrazy, zwłaszcza że Finowie mają słabość do takich strasznie długich zlepków. Na szczęście nie muszę pisać, bo mam asystentkę i ona wypisuje recepty, opisuje historię choroby. Lekarz jest od diagnozowania i leczenia.
Lekarzem mimo polskiej specjalizacji z neurologii została po wielu szkoleniach. - W Finlandii lekarz musi znać się na wszystkim, jest dermatologiem, onkologiem, położnikiem i pediatrą - wyjaśnia. - Ale też trudno by było inaczej, jeśli w ośrodkach rozrzuconych po niewielkich miejscowościach są jednocześnie oddziały szpitalne.

To lekarz przeprowadza operacje i nie zastąpi go kolega.
Badania i leczenie odbywa się w ramach ubezpieczenia. - Lekarz w Finlandii zachowuje się trochę inaczej niż wygląda to w Polsce. On wychodzi do poczekalni po pacjenta, przedstawia mu się, cały czas informuje o tym, co robi, jakie to ma skutki.

W szpitalu na podstawie anglojęzycznej prasy przygotowuję, po godzinach oczywiście, wykłady dla pacjentów - wyjaśnia lekarka. - Dla Finów to nic dziwnego. Jeśli tylko coś się im nie podoba piszą skargi, nawet na to, że nie jest się uśmiechniętym.

ZAKOCHANI W POLSCE
Pani Ewa dojeżdża do pracy około 100 kilometrów. - Pracuję w firmie, która obecna jest także w Polsce - Rauta Ruuki, właściciel hut - wyjaśnia. - Mój dzień zaczyna się przed godziną 6, bo o 6.30 muszę wyjechać, by na 7.30 dotrzeć do pracy. Z godzinną przerwą na lunch pracuję do 15.30. A potem ruszam do kolejnej pracy. Zupełnie jak w Polsce. Tylko zarobki są nieporównywalne, bo lekarz na końcu kariery zarabia 15 tysięcy euro miesięcznie, na początku 2,5 tysiąca.

Pani Ewa współpracuje ze szpitalem uniwersyteckim w Oulu, robi specjalizację z medycyny pracy i fizjatrii, czyli chorób narządów ruchu.
To właśnie dyrekcja szpitala z Oulu tak chętnie przekazuje dary do Polski.
- Ta sympatia do naszego kraju zaczęła się do wizyty około 20 lekarzy w Krakowie - wyjaśnia Ewa. - Zaprosiłam ich tam, byli gośćmi Wydziału Lekarskiego Uniwersytetu Jagiellońskiego i zakochali się w Polsce. Dyrektor z Oulu Pekka Himanen z sentymentem wspomina tę podróż i bardzo wielu moich znajomych w Polsce spędza teraz wakacje.

Finowie jednak ze zwiedzania kliniki kardiochirurgii przywieźli też zdziwienie - że w Polsce są sale dla ważnych osób, lepsze wyposażenie dla tych, co płacą i że na salę operacyjną wpuszczono ich w ogóle. W Finlandii byłoby to nie do pomyślenia.

UPALNE BIAŁE NOCE
Finom bardzo podoba się, że w Polsce jest ciepło. - Chociaż akurat teraz u nas jest cieplej - mówi pani Ewa. - Woda w jeziorach się nagrzała do 25 stopni i można w niej śmiało pływać. Słońce grzeje przecież na okrągło, tylko w środku nocy są 2-3 godziny szarówki.

Znajomi ze Szwajcarii, którzy z radością przyjechali do pani Ewy na białe noce, po dwóch tygodniach wracali zmęczeni. W ogóle nie mogli spać. - A mnie słońce nie przeszkadza. To już mój mąż, rodowity przecież Fin, musi zaciągać żaluzje, by się wyspać - tłumaczy.
Niestety zimą jest w Finlandii ponuro, w grudniu ciemności rozpraszają się na dwie godziny w ciągu dnia. Brak słońca odbija się na zdrowiu psychicznym, statystyki pokazują, że samobójstw jest w Finlandii najwięcej na świecie.

- Ale też firmy dbają o zdrowie pracowników i zachęcają do brania urlopów zimą. Jeśli podzieli się wypoczynek na dwie części, zyskuje się dodatkowe dni urlopu i można ich mieć 36. Dlatego ja zawsze mam wolne zimą i latem. Jeździmy jednak z Pekką nie nad ciepłe morze, ale do Austrii i Szwajcarii pochodzić po górach. Finlandia jest przeraźliwie płaska.

Urlop państwo Parvinen spędzają razem, bo na co dzień widują się w weekendy. Pan Parvinen jest doktorem chemii i pracuje w odległym o 400 kilometrów ośrodku naukowym. - Ja się nie mogę tam przeprowadzić, bo nie miałabym pracy - wyjaśnia pani Ewa.

Pekka dobrze mówi po polsku i chętnie odwiedza Polskę. Nauczył się języka zanim poznał Ewę, bo jeden z jego współpracowników był polskim profesorem z Politechniki Krakowskiej. Pani Ewa polskiego uczyła dla odmiany swego szefa w szpitalu w Oulu. Codziennie chciał znać jedno nowe słowo.

- A Finowie mają dar do języków, trzeba im to przyznać. Po skończeniu szkoły mówią po fińsku, szwedzku, niemiecku, angielsku i francusku - dodaje.

POLAKÓW JEST NIEWIELU
Mimo że Finlandia otworzyła granice dla Polaków jest ich tutaj niewielu. - W całej Finlandii 23 lekarzy, w Szwecji 400, w Danii 70 - mówi pani Ewa. W Oulu ma 15 znajomych krajanów, ale widuje się z nimi rzadko. - Odległości robią swoje, po powrocie z pracy wieczorem nikomu nie chce się ruszać.
Ogląda za to polską telewizję i w Internecie czyta polskie gazety. A kiedy potrzebna jest komuś pomoc, stara się ją zorganizować. Załatwiła pobyt w szpitalu kielczance. - Mama powiedziała mi o dziewczynie, której lekarze nie mogli pomóc, bo nie
wiedzieli, co nią jest. Udało się ją zaprosić do Oulu.

Zdiagnozowano ją bardzo dobrze, konieczna jest operacja. Innej osobie ocalono pół twarzy. Lekarze w Polsce rozpoznali raka, w Oulu mieli przeprowadzić operację, ale pobrane 18 wycinków nie potwierdziło tego rozpoznania - mówi Ewa Parvinen.
Finowie, z czym trudno się Polakom pogodzić, są bardzo poukładani i praworządni.

Jeśli czegoś nie wolno, to nie i już. Jest zakaz przekraczania prędkości, to się jej nie przekracza, mimo że droga pusta i nikt nie widzi. Do lasu nie wyrzuca się śmieci, a te własne segreguje bardzo dokładnie. Jeśli zaparkujesz nieodpowiednio, zadzwonią na policję, bo łamiesz przepisy.

- Finowie są po prostu uczciwi, jeśli coś obiecują, to słowa dotrzymują. Trudno jest jednak przebić się przez ich dystans. Bardzo długo obserwują człowieka, zanim go zaakceptują i zaproszą na kolację czy wspólny spacer. Za to potem, kiedy się do ciebie przekonają, zyskujesz przyjaciół, na których zawsze możesz polegać. Moi sąsiedzi na przykład, kiedy nie wyjadę o zwyczajnej porze przychodzą zapytać czy coś się stało, a gdy w ogródku pojawiła się moja przyjaciółka dzwonili do mnie, by powiedzieć o obcym. To naprawdę dobrzy i życzliwi sąsiedzi - mówi Ewa Parvinen.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie