Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dwa razy byłem w piekle

Piotr Kutkowski
W tym pomieszczeniu Marian Czarnecki znalazł wijącą się z bólu kobietę.
W tym pomieszczeniu Marian Czarnecki znalazł wijącą się z bólu kobietę. P. Kutkowski
Marian Czarnecki uratował dwa życia, jest wielkim bohaterem. Skromnie mówi, że nagrodą dla niego będzie spotkanie z tymi, którym uratował życie.

- W środę w nocy śniło mi się, że byłem w piekle. Ogień niesamowity. Zwyciężyłem go i wyszedłem - opowiada Marian Czarnecki. Kilkanaście godzin później z piekła pożaru domu w Mąkosach Starych wyciągnął dwie płonące osoby.

Marian Czarnecki ma 52 lata, mieszka w gminie Głowaczów. Niewysoki, szczupły, nigdy nie służył w straży pożarnej. Przez długie lata pracował w różnych miejscach Polski, wykonując roboty wysokościowe. Był świadkiem wielu tragedii. Wylicza, że z ekip, w których pracował, zginęło w sumie 17 osób. On sam kiedyś cudem przeżył. Teraz też pracuje na wysokościach, dorabiając sobie jako dekarz.

W Mąkosach Starych wraz synem Danielem i Andrzejem Urbaniakiem znajdowali się w środę na terenie posesji, na której jest stawiany dom. Widzieli ludzi, którzy w drewnianym budynku po drugiej stronie drogi malowali okna, drzwi i dolną jego część.
Marian Czarnecki znał właściciela budynku. - Stasiek urodził się w tym domu, ja mieszkałem niedaleko stąd, ale w innej wsi. Nasze drogi rozeszły się 30 lat temu, a teraz znowu się spotkały - opowiada.

OGIEŃ

Właściciel, 54-letni emerytowany policjant z Radomia, traktował dom w Mąkosach jako letnisko. W środę przebywał w nim razem z 50-letnią żoną. Około godziny 15 pracujący mężczyźni zobaczyli, jak w drewnianym domu pojawił się dym.
- Chwilę potem huknęło i wybuchł ogień - relacjonuje Marian Czarnecki. - Ja pierwszy tam pobiegłem. Ze środka było słychać krzyki. Nie myślałem, nie zastanawiałem się. To był impuls. Wbiegając do tego domu, wypchnąłem Staśka na zewnątrz. Jego żona leżała w pokoju na palącej się podłodze. Wiła się z bólu, okropnie krzyczała: "Ludzie, ratunku!". Chwyciłem ją, ale wyślizgiwała mi się z rąk, bo wtedy już schodziła z niej skóra. Zarzucając bluzę, udało mi się ją wyciągnąć. Tam ludzie zaczęli ją już gasić, ale Stasiek widocznie tego nie widział, bo krzycząc "żono", rzucił się znowu w ogień, by ją ratować. Drugi raz wskoczyłem, ale wtedy było już trudniej, bo znacznie bardziej dawał się we znaki dym. Dopadłem Staśka, jak stał koło pieca. Był ledwo przytomny, ale udało mi się go wyprowadzić.

REFLEKSJA

Daniel Czarnecki i Andrzej Urbaniak gasili "żywe pochodnie", potem wypchnęli jeszcze na ulicę tkwiący w bramie samochód. Marian Czarnecki pomagał im, nie czując bólu. Ból poparzonych rąk pojawił się później, gdy emocje zaczęły już opadać. - Dopiero potem, na chłodno zacząłem się zastanawiać nad tym, co zrobiłem - przyznaje.

Małżonków przewieziono na oddział intensywnej opieki medycznej szpitala na Józefowie. Znalazł się tam również Marian Czarnecki. Opatrzono mu ręce, potem zwolniono do domu. Znacznie poważniejszych obrażeń doznały ocalone przez niego osoby.

- Stan zdrowia pacjentów był bardzo poważny. Mieli oni poparzoną znaczną część powierzchni ciała, były to poparzenia trzeciego stopnia - mówi lekarz z oddziału.
Jeszcze tego samego dnia małżonków przewieziono do specjalistycznej kliniki leczenia oparzeń w Siemianowicach Śląskich.

NAGRODA

Marian Czarnecki w czwartek rano pojechał do pracy. W Mąkosach obejrzał pogorzelisko. Pożar gasiło 25 strażaków. Z budynku pozostały gołe, opalone ściany i gruz. Przyczyna pożaru nie jest jeszcze znana.
- Pewne jest, że ogień rozprzestrzeniał się błyskawicznie - uważa Paweł Frysztak, rzecznik Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Radomiu. - To najprawdopodobniej uniemożliwiło znajdującym się w domu osobom wydostanie się na zewnątrz. Na szczęcie pomógł im w tym Marian Czarnecki. Trudno nazwać jego postawę inaczej, jak bohaterską.

Komendant miejski Państwowej Straży Pożarnej wystąpił już do wójta gminy Jastrzębia o nagrodzenie Mariana Czarneckiego. Sam też będzie chciał mu osobiście podziękować za to, co zrobił.

NIESAMOWITY SEN

Marian Czarnecki na określenie tego, co przeżył w środę, używa słowa "piekło". Prawdziwe piekło, bo w noc poprzedzający pożar był w piekle we śnie.
- Śnił mi się niesamowity ogień. Ale zwyciężyłem go i wyszedłem. Nie byłem nigdy przesądny, a teraz sam nie wiem, co o tym sądzić - zastanawia się.
O tym, że strażacy wystąpili o nagrodę, jeszcze nie wie. Sam mówi, że największą nagrodą będzie to, jak spotka się z tymi, których ratował. - Oby jak najszybciej wracali do zdrowia - dodaje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Radomskie