Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szaleniec terroryzuje mieszkańców Bojanowa

Zdzisław Surowaniec
Stanisław Sudoł pokazuje gdzie został skopany przez Mariusza.
Stanisław Sudoł pokazuje gdzie został skopany przez Mariusza. Z. Surowaniec
Bojanów, wieś koło Stalowej Woli, jest terroryzowana przez młodego mężczyznę. Nikt się jeszcze nie odważył donieść na policję.

Ludzie w Bojanowie boją się, że ten, którego nazywają "Straszny", zemści się, pobije, napadnie, podpali, wbije nóż w plecy, skopie. Bo jak pije, to traci rozum.

- Nawet rodzina nie wie, że z panem rozmawiam, że przekazuję takie informacje - zastrzegał nasz informator. Z opowieści wyłaniał się niezwykły obraz mężczyzny. Ma na imię Mariusz. - Każdy we wsi się go boi. To wariat, postrach wsi - zapewnia osoba, która pierwsza postanowiła ruszyć ten temat.

Twierdzi, że Mariusz jeździ po pijanemu autem i może przejechać dziecko, że w sklepie pokazał wszystkim goły tyłek, że zniszczył tablicę ogłoszeniową, że pobił parę osób bez powodu. - Popatrzy na kogoś i bije - wspomina. Nikt się nie odważył oddać mu, walnąć go pięścią, żeby poczuł nad sobą kogoś silniejszego i żeby się opamiętał. Ludzie są bezsilni. - To kawał chłopa - zapewnia nasz informator.

DWIE WSIE

Bojanów to spora wieś koło Stalowej Woli. Dzieli się na Bojanów i Bojanów Wieś. W pierwszym Bojanowie nawet nie wiedzą specjalnie co się dzieje w drugim. Na pewno nic o Szalonym nie wie zastępca wójta, która obiecała, że coś się spróbuje od kogoś dowiedzieć.

W Bojanowie Wsi w każdym domu aż za dobrze wiedzą kim jest Mariusz. Pobity przez Mariusza mężczyzna w średnim wieku, wskazany nam przez informatora, przyznaje, że przed dwoma tygodniami dostał od niego pięścią w oko. Ma jeszcze ślady do dziś.

- Rozmawiałem z nim i wszystko było w porządku. Po dwóch godzinach przyszedł znowu na moje podwórko i uderzył mnie w twarz - opowiada. Mężczyzna nie robił z tego sensacji, nie zgłaszał na policję, nie pójdzie z tym do sądu. - Bo to moja rodzina, jestem jego wujkiem - tłumaczy. W takiej sytuacji nie wypada ciągać się po komisariatach, choć przeprosin ze strony agresora nie było.

URWANIE GŁOWY

W sklepie na drugim końcu wsi mają z Mariuszem urwanie głowy. A to dlatego, że dom, gdzie samotnie mieszka, jest blisko sklepu. Wpada tu i robi cyrk. - Bywa, że wchodzi za ladę, bierze alkohol. Raz złapał nóż i wbił go w ladę - kobieta pokazuje ślad od wbicia ostrzem noża na blacie. Wezwała policję, ale kiedy funkcjonariusze przybyli, Szalonego już nie było. Policjanci poradzili założyć sprawę do sądu z oskarżenia cywilnego. - A przecież ja jestem służbowo w pracy, czemu mam zakładać sprawę cywilną? - buntuje się kobieta.

Przy sklepie stała tablica ogłoszeniowa. Już jej nie ma. Ślady po urwanych stalowych słupkach są przy samej ziemi. Bo Mariusz zwalił tablicę, a przy okazji zniszczył kawałek ceramicznej obudowy ogrodzenia. - On jest gorszy od wariata - mówi jeden z mężczyzn.

Stanisław Sudoł z Kolanisk na własnej skórze odczuł jak bolą kopniaki Szalonego. - Trzy razy na mnie napadał w sklepie. Rzucał za mną kamieniami, czepia się mnie. Raz dał mi w pysk - żali się. - Kiedy Szalony go kopał, to nawet sprzedawczyni wzięła go w obronę i odganiała go - mówi Michał Sudoł, ojciec Stanisława.

- To nie sposób z takim wytrzymać. Syn już nie chodzi do Bojanowa po chleb bo się boi - podkreśla. A jednak pobity nie zdecydował się zgłosić na policję, że została naruszona jego nietykalność i nie domaga się ścigania napastnika.

PIEKIELNA NOC

Roman Majdański przeżył piekielną noc w ostatnią sobotę. Mieszka sam w domu. - Spałem przy otwartym oknie, kiedy około drugiej nad ranem usłyszałem od strony sąsiada, że pijany Mariusz głośno się odgraża, że pójdzie i mi łeb utnie nożem. Sąsiad go uspokajał, ale on w kółko powtarzał, że mi łeb utnie - relacjonuje z przejęciem starszy mężczyzna.

Jak przyznaje, złapał siekierę i przez resztę nocy czekał tak uzbrojony, gotowy się bronić, gdyby Mariusz przyszedł spełnić groźbę. - Życia nikt mi przecież nie odda - dorzuca.

Szalony nie przyszedł. Mężczyzna był tak wykończony nerwowo, że rano poszedł na policję zgłosić, że Mariusz dybał na jego życie. Ale komisariat był nieczynny. - Mógł zadzwonić na 997 - radzi posterunkowy z Bojanowa, kiedy go zapytałem co miał zrobić ten mężczyzna.

W sklepie, gdzie koncentruje się życie towarzyskie wsi, usłyszeć można, że Mariusz ma zakaz wchodzenia do autobusu, od kiedy wyrzucił z niego jednego z pasażerów. - On mógłby zabić - jest pewny jeden z mężczyzn. - Jak popije, to nie poznaje swoich, jak jest naprany, to mu nikt nie przegada, nie wie co się z nim dzieje. Nóż by w człowieku utopił - dorzuca drugi.
NIE OTWIERA

Zachodzę do nieotynkowanego domu z pustaków, gdzie mieszka Mariusz. Na trawiastym podwórku stoi biała astra, przy drzwiach stare buty. Dzwonię, nikt nie otwiera. Za jakiś czas znowu przychodzę. Nikogo, na sznurze suszą się jakieś szmaty.

Błąkam się po drogach i dróżkach wiejskich w poszukiwaniu Szalonego. Co chwilę ktoś inny pokazuje ręką w kierunku, gdzie może być. Jak się jest tu pierwszy raz, to trzeba się przebijać przez labirynt piaszczystych ścieżek, gdzie śliczne domy z oczkami wodnymi sąsiadują z ruderami.

W domu rodziców Mariusza jego siostra dziwi się, że dziennikarz chce się z nim spotkać. Ojciec przez chwilę pomstuje na niego, mówi, że nie chce go znać, ale szybko spuszcza z tonu, i zapewnia, że jak trzeba, to chłopak pomaga w domu. - A mało to we wsi takich, co się ich trzeba bać? Nie ma go tu, był rano - mówi i odchodzi do stodoły.

WRESZCIE JEST

Kiedy po raz trzeci zajeżdżam do domu Mariusza i dzwonię stojąc na deszczu, obiecuję sobie, że to po raz ostatni tu jestem. I wtedy usłyszałem jego kroki. Otworzył. W progu stanął… No nie, nie wielki potwór z rozczochraną głową i dzikim spojrzeniem, gotowy mnie zrzucić ze schodków. Owszem, dobrze zbudowany, nabity mięśniami, ale średniego wzrostu, z krótko postrzyżonymi czarnymi włosami, z wielką dziarą czyli tatuażem na prawej ręce. W dłoni trzymał patyczek do czyszczenia uszu.

Powiedziałem, że cała wieś się go boi, a ośmielony jego spokojem zapytałem czy mu nie wstyd, że taki młody facet lata po wsi, grozi wszystkim, bije, jeździ autem po pijanemu. - Jak popiję, to mi odbija - przyznaje, a mnie z wrażenia zatkało na takie wyznanie. - Jak popiję, to nie pamiętam co się działo - dodaje.

- Nie pamięta? Dobrze pamięta, bo na drugi dzień chwali się co narobił - mówi jedna z kobiet przy sklepie. Mężczyzna dodaje, że Mariusz od małego był taki, jaki jest dziś - zadziorny, zaczepny i cwaniaczek.

POTRZEBNE DONIESIENIE

- Do nas nie wpłynął żaden wniosek o ściganiu sprawcy - twierdzi posterunkowy policji w Bojanowie. Zapewnia, że gdyby taki wniosek o groźbach karalnych wpłynął, policja zajęłaby się nim.

Owszem, Mariuszowi policja już się dobrała do skóry. W niedzielę 13 lipca o godzinie 21 posterunek otrzymał telefoniczne zgłoszenie, że Mariusz jeździ pijany autem. Został zatrzymany po godzinie, kiedy już nie siedział w aucie. Odmówił dmuchania w alkomat. Został więc zabrany do Stalowej Woli, gdzie miał mieć pobraną krew do badania. Wtedy zmiękł, zgodził się dmuchnąć w alkotest na komendzie. Miał 2 promile alkoholu! Teraz biegły lekarz ma oszacować ile promili mógł mieć, kiedy prowadził auto. - A mamy świadków na to, że prowadził - usłyszałem od posterunkowego.

DALEJ PIJANY

Po raz drugi policja bojanowska została ostatnio poderwana po anonimowym telefonie, że Mariusz dalej jeździ pijany samochodem. Zrobili obstawę wspólnie z policjantami z powiatu kolbuszowskiego, gdyby się wyrwał na ich teren, gdzie jest kobieta, z którą ma dziecko. Ale wywinął im się i nie złapali go. Stracili trzy godziny.
Jak zakwalifikować można przypadek Mariusza, z którym na trzeźwo jako tako można wytrzymać, a dostaje "małpiego rozumu" po pijaku. - Żeby to określić, potrzebne są badania. Ale prawdopodobnie jest to rozchwianie behawiorystyczne - powiedział nam psychoterapeuta z Wojewódzkiego Ośrodka Terapii Uzależnienia od Alkoholu i Współuzależnienia w Stalowej Woli.

Oznacza to, że taki człowiek na trzeźwo ma na sobie "gorset moralny", który pod wpływem alkoholu zostaje rozluźniony. To typowe oznaki choroby alkoholowej, uzależnienia od alkoholu - chory nie widzi, że jego problemem jest alkohol, zaprzecza temu, natomiast po wypiciu wrogo traktuje całe otoczenie.

TYLKO ODWYK

Mariusz sam sobie nie pomoże. Im szybciej trafi na leczenie odwykowe, tym lepiej będzie dla niego i dla całej wsi. Jeżeli każdy przypadek pobicia i grożenia innym nożem będzie zgłaszany policji i trafi do sądu, ten młody mężczyzna może być przez sąd nakłoniony czy zmuszony do terapii odwykowej. Wieś czeka więc jeszcze ciężka przeprawa z Szalonym.

Tyle tylko, że ludzie boją się, że ktoś się zajmie Mariuszem dopiero wtedy, kiedy dojdzie do jakiegoś nieszczęścia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie