Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Anna Bosak - Supermenka

Róża Adamcio
Anna Bosak
Anna Bosak
Rozmowa z tancerką Anną Bosak, znaną z programów "You Can Dance - Po prostu tańcz!" oraz "Taniec z gwiazdami".

Mimo młodego wieku, pnie się po szczeblach kariery z prędkością światła. Po sukcesach tanecznych próbuje swoich sił w aktorstwie. Kto wie, jakie kolejne wyzwanie wyznaczy sobie Anna Bosak, siostra Marcina Bosaka, czyli Kamila z "M jak miłość".

* Jak to się stało, że dostałaś rolę w "Teraz albo nigdy!"?

- Pewnego dnia, zupełnie niespodziewanie, dostałam telefon z propozycją zagrania w serialu Leny Widochy, studentki AWF. Zdradzę, że w kolejnych odcinkach dziewczyna podejmie pracę jako instruktorka tańca hinduskiego u Andrzeja, którego gra Mateusz Damięcki, w jego nowo otwartym Bollywood Club.

* Jaką osobą jest twoja bohaterka?

- To postać budząca sympatię, pogodna i zawsze uśmiechnięta. Od lat uprawia sport, stąd jest giętka i gibka. Jej pasją jest taniec. Widać, że lubi pracować z młodymi, energicznymi ludźmi i znajduje w uczeniu innych przyjemność. Ma do tego zresztą cierpliwość i zapał.

* Jaką rolę odegra Lena w życiu serialowych bohaterów?

- Szczerze mówiąc, sama jeszcze tego nie wiem. Przewinie się przez prawie wszystkie odcinki drugiej transzy serialu. Tym samym na pewno w wielu przypadkach da o sobie znać. Mogę zdradzić, że szczególnie upodoba sobie jednego z głównych bohaterów, którego spróbuje poderwać. Zrobi to jednak w sposób bardzo delikatny. Czy ta metoda przyniesie wymarzony efekt? To się okaże…

* Czy uczyłaś się już wcześniej tańca hinduskiego?

- Nigdy. Po raz pierwszy na planie "Teraz albo nigdy!" mam okazję spróbować swoich sił w tej nowej i nieznanej mi dotąd technice. Ćwiczę pod bacznym okiem choreografa Sylwii Adamowicz.

* Jak oceniasz ten taniec?

- To zupełnie inna specyfika ruchu, momentami wręcz zabawna. Głównie chodzi w nim o pracę rąk i bioder. Nie jest to przy tym taniec wyczerpujący fizycznie. Przynajmniej na takim poziomie, na jakim go opanowuję. Wiadomo jednak, że trudność rośnie wraz z poziomem zaawansowania.

* Skąd wziął się u ciebie pomysł pracy jako aktorka?

- Marzyłam o aktorstwie, odkąd tylko pamiętam. Jednak zawód ten przez długie lata odradzał mi mój brat - Marcin Bosak (znany m.in. z roli Kamila w "M jak miłość" - przyp. red.). I udało mu się mnie ostatecznie zniechęcić, gdy byłam w klasie maturalnej. Po ukończeniu liceum zdecydowałam się na socjologię. Jak się teraz okazuje, aktorstwo było mi jednak pisane (śmiech).

* Dlaczego twój brat odradzał ci aktorstwo, skoro sam został aktorem?

- Może dlatego, że na własnej skórze przekonał się, co ten zawód z sobą niesie. To niełatwe zajęcie. Mojemu bratu się udało, ale ilu osobom nie? Trzeba mieć do niego odpowiednie predyspozycje, tzn. należy być emocjonalnie silnym i odpornym na krytykę. Wiele trudności przysparza również popularność. Ostatecznie człowiek sprzedaje przecież swoją prywatność.

* I jak podoba ci się praca przed kamerami?

- Bardzo mi się podoba! Moje pierwsze kroki bazują, na szczęście, w dużej mierze na tańcu, czyli na tym, co umiem i lubię. Do tej pory zagrałam i gram tancerki, a więc po części samą siebie. Pocieszam się, że - jeśli nawet moje aktorstwo nie jest jeszcze na właściwym poziomie - tańcem mogę odwrócić od tego uwagę widza (śmiech). To dla mnie duży komfort psychiczny, że nowe wyzwanie łączę z tym, co robię od ósmego roku życia, czyli z tańcem.

* Nie było ci początkowo trudno grać?

- Chyba nie… Występ przed kamerami nie jest stresujący, ponieważ już od jakiegoś czasu towarzyszą mi one w życiu. Od lat oswajam się ze sceną. Poza tym wydaje mi się, że łatwiej jest nauczyć tancerza grać niż aktora tańczyć. Zresztą tancerz to też aktor. Mój brat jest zdania, że tancerze mają o tyle gorzej, że do wyrażania pewnych stanów nie mają tak silnych środków przekazu, jak aktorzy, posługujący się słowem. Swoim odczuciom i nastrojom dają wyraz poprzez ruch, a to znacznie trudniejsze w odbieraniu przez widza.

* Dzięki "You Can Dance - Po prostu tańcz!" zyskałaś dużą popularność. Jak ją odbierasz?

- Odczuwam zarówno pozytywne, jak i negatywne skutki mojej sławy. To naprawdę miłe, gdy ludzie rozpoznają mnie na ulicy i chcą sobie ze mną zrobić zdjęcie czy proszą o autograf. Niektórzy zdradzają, że nam, uczestnikom, wiernie kibicują i trzymają za nas kciuki. Wielu zapisało się dzięki nam na zajęcia z tańca, ponieważ ich do tego zainspirowaliśmy.

* To jasna strona sławy. A ciemna?

- Należy się, na przykład, przyzwyczaić do tego, że gdziekolwiek się człowiek ruszy, czuje na sobie ciekawe spojrzenia otoczenia, na co nie zawsze ma się ochotę. Poza tym pojawia się mnóstwo nieprawdziwych świństw na mój temat. To smutne. Nie daję się jednak temu zwariować. Nie kryję, że ogromny wpływ na mnie, moje wychowanie i światopogląd miał brat. Zawsze mi powtarzał: "Anka, zdrowo, z dystansem i bez przesady, bo bardzo łatwo się pogubić w show-biznesowym światku". W momentach kryzysowych przypominam sobie słowa Marcina.

* Popularność bywa jednak ulotna…

- Tak, to prawda. Kiedy jest się na fali, należy wykorzystać jak najlepiej te nasze pięć minut. Nawet jeśli zaraz miałyby minąć, trzeba do tego podchodzić z pokorą. Dlatego cieszę się w życiu chwilą. Moją chwilą.

* Pniesz się prężnie po szczeblach kariery. Czy masz zatem czas na naukę?

- Na razie nie mam czasu na nic, oprócz pracy, ale od października porządnie biorę się za moją edukację. Nauka to dla mnie priorytet. Zamierzam wrócić na studia socjologiczne do Łodzi.

* Czyli wybierasz życie na dwa domy, to znaczy w Łodzi i Warszawie, która zawodowo cię z sobą wiąże?

- Tak, ale jeżeli będzie mi z tym niewygodnie, postaram się już po pierwszej sesji przenieść na Uniwersytet Warszawski. W żaden sposób nie przeraża mnie pomieszkiwanie w wielu miejscach jednocześnie. Podczas przemieszczania się z jednego miejsca na drugie będę miała czas na czytanie książek, naukę jakiegoś języka obcego. Poza tym, studiując w Łodzi, częściej będę widywała rodziców i jadła przepyszne obiady u mamy (śmiech)!
* Myślisz, że aktorstwo to twoja przyszłość?

- Zobaczymy, jak to się dalej potoczy. Na razie nie chcę zapeszać, bo nie wiem, czy sprawdzę się w tym zawodzie. Ale jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli i odniosę sukces również w tej dziedzinie, chciałabym pójść na jakieś studia aktorskie. Jestem świadoma, że wiele mi jeszcze brakuje, że wielu istotnych rzeczy o aktorstwie nie wiem. Na razie opieram się na podpowiedziach reżysera i własnej intuicji, a to trochę za mało. Oczywiście staram się, jak tylko najlepiej mogę, by osiągnąć perfekcję.

* A nie myślałaś o studiach za granicą?

- Ostatnio narodził się w mojej głowie pomysł, żeby wyjechać za granicę na stypendium, np. do Australii. Nie dość że mogłabym tam podszkolić język, to jeszcze zażyć czegoś nowego i oddać się mojemu hobby, czyli pływaniu na desce.

* Czy porzuciłaś myśli o tańcu, skoro przed tobą, być może, kariera aktorska?

- W żadnym przypadku nie zamierzam kończyć z tańcem na rzecz aktorstwa. Wręcz przeciwnie, wciąż się kształcę w tym kierunku. Brałam przecież udział w YCD oraz w "Tańcu z gwiazdami". Co jakiś czas uczestniczę w różnego rodzaju warsztatach tanecznych. Obecnie wybieram się na miesiąc do Los Angeles, by szkolić się w takich technikach jak taniec jazzowy i współczesny. Dużo pracy przede mną w tym kierunku. Czuję, że wiele mi brakuje do perfekcji. W końcu od ósmego roku życia trenuję taniec towarzyski. Modern jazz poznałam dzięki YCD i wtedy też go pokochałam.

* Co zrobisz, gdy padnie propozycja występu w jakimś innym show?

- Dostałam kiedyś propozycję występu w "Jak oni śpiewają". Ale, jak na razie, nie interesuje mnie nic innego oprócz tańca i aktorstwa. Chciałabym nauczyć się kiedyś śpiewać, ale niekoniecznie poprzez takie komercyjne programy. Poza tym występ w show wiąże się z koniecznością przebywania non stop z kamerami. Pochłania to też mnóstwo wolnego czasu. A na to nie mam ochoty. Występy w YCD i "Tańcu z gwiazdami" w zupełności mi starczą.

* Co było dla ciebie większym przeżyciem - udział w YCD czy w "Tańcu z gwiazdami"?

- Nie porównuję YCD do "Tańca…", bo to dwie zupełnie różne historie. Występ w obu tych show to dla mnie niewątpliwie niezapomniane przeżycie, ogromne doświadczenie i wielka przygoda. Jednak YCD wspominam najcieplej. Program wzbogacił moje życie pod każdym względem: rozwinął tanecznie, pozwolił na nawiązanie ważnych dla mnie przyjaźni, jeszcze bardziej oswoił ze sceną, kamerami i publicznością, a także zmienił spojrzenie na pewne sprawy.

* Co zapadło ci najgłębiej w pamięć podczas udziału w YCD?

- Najprzyjemniej wspominam czas spędzony z uczestnikami. Żyliśmy, można by rzec, w komunie, takim pracowniczym kołchozie (śmiech). Dzień w dzień spędzaliśmy razem czas, dzieliliśmy się z sobą problemami i słabościami. Dochodziło też często do konfliktów. W końcu każdy z nas to naprawdę silna osobowość.

* Śledziłaś drugą edycję YCD?

- Niestety, nie widziałam żadnego odcinka, bo jednocześnie miałam zdjęcia do "Tańca z gwiazdami" oraz "Kochaj albo tańcz". Ale na pewno będę oglądała trzecią edycję! Kupię sobie przenośny telewizor i - wykorzystując czas w pociągu - będę śledzić poczynania uczestników programu.

* Twoje pierwsze próby aktorskie podjęłaś w filmie "Kochaj albo tańcz"…

- Tak, w filmie gram tancerkę Sylwię. Ta dziewczyna to, podobnie jak ja, perfekcjonistka, która za wszelką cenę chce być najlepsza. By osiągnąć swój cel, nie cofnie się przed niczym. Zacznie nawet brać narkotyki... To osoba, która nie zważa na konwenanse, jest otwarta i wyzwolona. Mężczyzn zmienia jak rękawiczki. Najważniejsza w jej życiu jest dobra zabawa.

* Sylwia może więc budzić pewne kontrowersje…

- Na pewno. W filmie odegra rolę czarnego charakteru. Dla mnie to jednak niezwykle ciekawa postać, bardzo wyrazista. Myślę, że takie właśnie postaci - charakterystyczne i złe, łatwiej mi jest grać.

* Jak trafiłaś do tego filmu?

- Przez casting. Pierwszy producent, Dorota Kośmicka, zaprosiła wszystkich uczestników YCD do udziału w nim. I udało mi się. Pewnego dnia produkcja zadzwoniła do mnie z zaproszeniem przybycia na plan.

* Jak zareagowałaś na to, że dostałaś rolę?

- Byłam szczęśliwa. Lecz gdy pierwsze emocje opadły, zaczęłam się wahać. Była we mnie obawa, jak zaczną mnie odbierać ludzie. Czy będą mnie uważać za nadętą lalę, jaką może się wydawać filmowa Sylwia? Złośliwą, zarozumiałą, wyniosłą i z gruntu złą? Ale z drugiej strony byłam świadoma, że nie wolno poddawać się ogólnej opinii widza, który na dobrą sprawę nie wie, kim tak naprawdę jest Ania Bosak. Nie uda mi przecież sprawić, by kochali mnie wszyscy. Nie o to zresztą w życiu chodzi.

* Czy twój brat pomógł ci w jakiś sposób dostać się przed kamery?

- Marcin nie kiwnął palcem, by dopomóc mojej karierze. Wszystko, co osiągnęłam, kim jestem i co robię, jest efektem mojej ciężkiej pracy. Zdaję sobie sprawę z tego, że na mój temat krąży wiele plotek. Złośliwi twierdzą, że dzięki Marcinowi dostałam się do "YCD". To absurd! Przecież gdybym nie potrafiła tańczyć, nie doszłabym do finału. Poza tym, mój brat nie ma tyle pieniędzy, by przekupić TVN.

* Czyli jedyną pomocą z jego strony była i jest rada oraz wsparcie?

- Tak. Całe życie jest przy mnie. Wiem, że zawsze mogę na niego liczyć. Ale były między nami także momenty kryzysowe. Gdy miałam 11-12 lat i myślałam, że pozjadałam wszystkie rozumy, często dochodziło do starć. Wtedy nie miał ze mną łatwo. Cóż, jestem zodiakalnym Baranem, kobietą z charakterem!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie