Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pamięta pierwszy wystrzał

Marek Maciągowski
Ignacy Skowron, obrońca Westerplatte, niedawno skończył 93 lata, mieszka w Sitkówce-Nowinach koło Kielc.
Ignacy Skowron, obrońca Westerplatte, niedawno skończył 93 lata, mieszka w Sitkówce-Nowinach koło Kielc. M. Maciągowski
Ignacy Skowron doskonale pamięta pierwszy wystrzał II wojny światowej. Służył wtedy na Westerplatte. Wystrzał padł z krążownika Schleswig-Holstein.

To było 1 września 1939 roku. Około godziny 4.40 kapral Skowron, zastępca dowódcy warty na wartowni numer 2 w Wojskowej Składnicy Tranzytowej na Westerplatte, miał obchód. Podszedł do żołnierza: - Julek, co się dzieje? - zapytał. - Nic, panie kapralu, usłyszał w odpowiedzi.

Od tamtych dni minęło 69 lat. A jednak Ignacy Skowron pamięta niemal każdą chwilę. - Żołnierz dał mi lornetkę. Spojrzałem w prawo, w lewo, na zatokę, na niemiecki okręt. Miał odpłynąć 28 sierpnia, ale nie odpłynął. I w tym momencie zobaczyłem błysk i zaraz pierwszy pocisk spadł na bramę. Tak zaczęła się dla nas wojna - mówi po latach kapitan Ignacy Skowron, ostatni z żołnierzy Westerplatte.

Z KIELC DO GDYNI

W okresie międzywojennym znajdowała się na Westerplatte polska Wojskowa Składnica Tranzytowa. Zgodnie z postanowieniami Ligi Narodów z 9 grudnia 1925 roku Polska uzyskała prawo do stacjonowania oddziału wartowniczego w sile 88 żołnierzy. W 1939 roku, wobec zaostrzenia się niemieckich działań wobec Polski, załogę Westerplatte wzmocniono do 182 żołnierzy. Pojechali tam żołnierze z Kielc. Sami dobrzy żołnierze. Służbę na Westerplatte traktowano jako wyróżnienie. Pierwsi żołnierze przydzieleni do Plutonu Wartowniczego Westerplatte wyruszyli z Kielc do Gdyni 17 marca 1939 roku. Dowodził nimi porucznik Leon Pająk. Od 22 marca 1939 roku - po zajęciu przez Niemców Kłajpedy - obowiązywał na Westerplatte stan pogotowia, a następnie wzmożonej czujności. Liczono się z możliwością napaści na składnicę i do odparcia jej starannie się przygotowywano.
Ignacy Skowron wyruszył z kolegami z 4 Pułku Piechoty Legionów na Westerplatte 23 marca. Pułk, stacjonujący na Bukówce, miał też koszary w Kielcach na ulicy Prostej. Właśnie stamtąd ruszyli na kielecki dworzec. Pojechali pociągiem do Gdyni, a następnie, po kilku dniach wypoczynku w koszarach, zawieziono ich holownikiem do nabrzeża Westerplatte. Niemcy stali za drutami, obok wartowni, i liczyli każdego wysiadającego z motorówki.

SIEDEM DNI WALKI

20 maja 1939 roku Ignacy Skowron otrzymuje awans na kaprala. O swojej służbie mówi krótko: - Było normalnie: poznawanie koszar, służba, warta, 15 sierpnia świąteczny obiad. Tylko było coraz bardziej niespokojnie.

Latem 1939 roku rozpoczęto, w tajemnicy przed niemieckimi wartownikami, zwiększenie załogi i uzupełnienie uzbrojenia. Nocą rozładowano z wagonów stojących na pobliskiej bocznicy działo kaliber 75 milimetrów i dwa działka przeciwpancerne. Przewieziono również na teren składnicy rozebrane na części i ukryte pod żołnierskimi płaszczami ciężkie karabiny maszynowe oraz sporą ilość innej broni i amunicji. W końcu sierpnia zarządzono na Westerplatte ostre pogotowie bojowe. Wszystkich obowiązywały szczególne rygory i środki ostrożności.
25 sierpnia do portu gdańskiego wpłynął pancernik Schleswig-Holstein i zacumował przy nabrzeżu z magazynami soli, na wprost Westerplatte. - Mieliśmy patrzeć, co się dzieje na okręcie. Wpatrywaliśmy się cały czas.

W ostatnim dniu sierpnia meldunki przekazywane przez dowódców wartowni i umocnień oraz obserwatorów powiadamiały o przygotowaniach Niemców do ataku.
Potem rano był już potężny huk. Zaczęła się wojna. Pierwszy i następne ataki niemieckich oddziałów zostały odparte. - Wtedy od razu byli pierwsi zabici. Zginął kapral Kowalczyk, porucznik Pająk został ciężko ranny. Około godziny 11 poszła plotka, że już płynie angielska flota na odsiecz, ale odsieczy nie było. Niemcy nacierali, strzelaliśmy. Dopiero wieczorem dowiedzieliśmy się, że nie tylko nas atakują, ale że to już wojna - mówi Ignacy Skowron.

Kolejne dni opisuje spokojnie: ataki, pociski, potem samoloty, bomby, znów pociski. Żołnierze bronią się, nie śpią, strzelają. Są u kresu sił. Słyszą komunikat, że marszałek Edward Śmigły-Rydz nadał całej załodze - w uznaniu jej waleczności i męstwa - krzyże Virtuti Militari. To był czwarty dzień obrony placówki.
Ostatni dzień obrony Ignacy Skowron zapamiętał na całe życie. O świcie gwałtowny ogień artylerii i natarcie oddziałów niemieckich, a po nim następne, odparte resztkami sił. - Czuliśmy, że będzie koniec z nami, nie było szansy. Około godziny 9.30 idzie żołnierz, pyta: - Żyje tu kto jeszcze? Z rozkazu majora poddajemy się. Władek Domoń złapał pistolet, chciał się zastrzelić z rozpaczy.

Zebrali się ostatni raz w szeregu przed gruzami koszar. Powoli schodzili się żołnierze z wszystkich placówek. Nieśli lub prowadzili rannych, wlekli sprzęt. Ktoś podał komendę: Baczność! Major Henryk Sucharski na czele żołnierzy ruszył w stronę nadbrzeża. - To był mądry dowódca. Ocalił nam życie - mówi Ignacy Skowron.

Z NIEWOLI DO SZPITALA

Obrońców Westerplatte najpierw zatrzymano w Gdańsku, na Biskupiej Górce, a następnie rozesłano grupami do obozów jenieckich. Ignacy Skowron trafił najpierw do stalagu 1A w okolicach Królewca, a w końcu grudnia przekazano go, wraz z innymi, do majątku ziemskiego. - Traktowali nas przyzwoicie, wiedzieli, że jesteśmy z Westerplatte. Z podziwem mówili: gut polnische soldat.

Warunki pracy były ciężkie. Ignacy Skowron zachorował, trafił do szpitala. Po kilku tygodniach leczenia decyzją komisji lekarskiej zwolniony został do domu. Nie nadawał się do pracy. - 11 lutego 1941 roku byłem już u siebie w domu, w Radkowicach - mówi Ignacy Skowron.

NORMALNE ŻYCIE

Nie robi z siebie bohatera. Znalazł pracę na kolei i przepracował jako kolejarz do 1975 roku. Niewielu wiedziało nawet, że walczył na Westerplatte. Dopiero Leon Pająk zaczął organizować dawnych obrońców placówki. Pierwszy Zjazd Obrońców Westerplatte odbył się dopiero w 1979 roku - w 40 rocznicę wybuchu wojny. Nie żyła już wówczas blisko połowa obrońców Westerplatte.

Kapitan Ignacy Skowron niedawno skończył 93 lata. Spotyka się z miłośnikami historii, żołnierzami. Niedawno wraz z członkami Stowarzyszenia Żołnierzy i Sympatyków był gościem Centrum Szkolenia na Potrzeby Sił Pokojowych na Bukówce. Nieopodal żołnierskiej kaplicy na palcu apelowym w żołnierskiej stołówce zjadł ze smakiem grochówkę z polowej kuchni. - Żołnierska grochówka zawsze była dobra. W domu takiej się nie zrobi. Musi być z polowej kuchni - mówi żartem obrońca Westerplatte.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie