Zdziwi się ten, kto myśli, że strażacy odbierają tylko zgłoszenia o pożarach. Dzwonią do nich pacjenci bez pieniędzy, mieszkańcy wściekli na sąsiadów, a nawet zakochane nastolatki. - Zdarza się, że jesteśmy telefonem zaufania - żartują ratownicy.
Odbieraniem zgłoszeń w straży pożarnej zajmują się ratownicy z Miejskiego Stanowiska Kierowania, które w Radomiu jest w budynku komendy przy ulicy Traugutta. Ci, którzy próbowali się z nimi skontaktować wiedzą, że słuchawkę podnoszą zawsze.
- I chyba między innymi dlatego dzwoni do nas tak wiele osób, czasem z bardzo dziwnymi sprawami - mówi Renata Szczepańska, która jeszcze do niedawna dyżurowała w Miejskim Stanowisku Kierowania. - Ludzie nie mają cierpliwości, żeby wysłuchiwać komunikatu "proszę czekać będzie rozmowa", a u nas po dwóch, trzech sygnałach słuchawka jest podnoszona. No, chyba że mamy do czynienia z wyjątkową sytuacją, kiedy zgłoszenia napływają lawinowo.
CZYNNE CAŁĄ DOBĘ
Inna sprawa, że straż pożarna do lat jest służbą, do której Polacy mają największe zaufanie. Dla zdesperowanych 998 bywa nadzieją wybawienia z różnych opresji. - Dla niektórych jesteśmy, jak telefon zaufania - opowiada pani Renata. - Są ludzie, którzy chcą się wygadać, opowiadają swoje historie, bo od tego jest im lżej.
Telefonują na przykład dziewczyny, zawiedzione przez ukochanego. Inne śpiewają strażakom miłosne piosenki, a są i takie, które zapraszają ich... na swoje studniówki.
- Jak ostatnio nie było ciepła w domach, to u nas urywały się telefony od zmarzniętych radomian - mówi Grzegorz Wikaliński, zastępca naczelnika wydziału operacyjnego i oficer dyżurny w radomskiej straży. - Choć to przecież nie nasza sprawa, to nasz samochód operacyjny jeździł z kimś ze sztabu kryzysowego, żeby rozpoznać sytuację.
Z CYKLU ZOOLOGIA
Standardem są już telefony o kotach na drzewach, chorych ptakach i innych zwierzętach, które natychmiast potrzebują strażackiej pomocy. Bywały takie zgłoszenia, które do dziś bawią strażaków.
Ot, choćby informacja od pewnej pani, która martwiła się o kotka siedzącego na wysokim drzewie. Kiedy strażacy dojechali na miejsce rzeczywiście zobaczyli kota, ale przed drzewem szalał ze złości olbrzymi pies owej pani. A kocina, pewnie ze strachu, schroniła się na najwyższej gałęzi. - Pani przekonywała, że jej pupil krzywdy kotu nie zrobi - żartuje starszy kapitan Paweł Frysztak, rzecznik radomskich strażaków.
W osłupienie ratowników wprawił łabędź z haczykiem w dziobie, do którego zostali wezwani ostatniego lata. Ptak na ich widok po prostu uciekał, ale ludziom obserwującym akcję niemal jadł z rąk. - Chłopcy postanowili przebrać się w cywilne ubrania - opowiada kapitan Grzegorz Wikaliński. - I to poskutkowało, bez problemu złapali łabędzia.
BATMAN I WYZWISKA
Okazuje się, że jest też w Radomiu całe grono takich, co to lubią sobie przez telefon pożartować. A ich zdaniem strażacy poczucie humoru mają przednie, więc dzwonią do nich na potęgę. Niedawno zdarzyło się takie oto połączenie.
- Cześć, nie zostawiłem u was płaszcza? - pyta chłopak.
- Kto mówi? - pyta strażak.
- Batman - pada odpowiedź.
Batman to taki sobie dowcip, na który strażacy przymykają oko. Ale zdarzają się też telefony ze stekami wyzwisk. Wśród nich były i takie od kilkunastoletniej dziewczynki. Dzwoniła popołudniami i wieczorami. Wyzywała swojego rozmówcę i rozłączała się. - Oddzwanialiśmy, żeby porozmawiać z jej rodzicami, ale zawsze odbierała ona i odkładała słuchawkę - mówi Paweł Frysztak.
W końcu jeden z dyżurnych wymyślił mały fortel: o wykonanie telefonu do domu dziewczynki poprosił panią, która akurat przyszła sprzątać. - Zadzwoniła i powiedziała małej, że dzwoni z firmy, w której pracuje jej mama i że zostawiła w pracy torebkę - wspomina rzecznik. - Dziewczynka dała się podejść, oddała słuchawkę mamie i mogliśmy jej opowiedzieć o zabawie córki.
Następnego dnia obie pojawiły się w komendzie z kwiatami, a dziewczynka z płaczem przepraszała strażaków.
Ale zdarzył się też tatuś ślepo wierzący swojej latorośli. Pewnego dnia chłopak uparcie dzwonił do strażaków i wyzywał ich, przeklinając jak szewc. Dyżurny poczekał do popołudnia. Liczył, że do tego czasu wrócą rodzice dowcipnisia. Telefon odebrał ojciec. Przyznał, że syn nie był w szkole, ale stanowczo stwierdził, że dzieciak nie mógł być autorem połączeń z wyzwiskami. - Po dziesięciu minutach znowu ktoś zadzwonił z tego numeru. Byliśmy przekonani, że to tatuś porozmawiał z synkiem i dzwoni z przeprosinami. To jednak znowu był ten chłopak - mówi dyżurny. - Przywitał mnie słowami "I co, ch..., poskarżyłeś się do tatusia", a później popłynęły kolejne przekleństwa. Skończył, kiedy postraszyliśmy go, że mamy nagranie i odtworzymy je ojcu.
DARMOWE IMPULSY
Kolejną grupę stanowią rozmówcy, którzy korzystają z tego, że ze strażą można połączyć się za darmo, nawet z "komórki" i to także wtedy, kiedy konto jest puste. Bywa że dzwonią starsze osoby i proszą, żeby skontaktować się z ich dziećmi.
Był pacjent, którego właśnie wypisano ze szpitala, został bez pieniędzy, na koncie zero i zadzwonił, żebyśmy wezwali mu taksówkę. Pomogliśmy mu, później nam dziękował - relacjonuje Paweł Frysztak.
- Pamiętam też starszą i niepełnosprawną panią, która nic nie miała na koncie "komórki", a potrzebowała skontaktować się z córką. Dała jej numer i dyżurny zadzwonił. Ta pani długo nam dziękowała.
- Zadzwonił też bezdomny i poprosił, żeby powiadomić noclegownię, że on na noc nie wrócił, bo jest w szpitalu - przypomina sobie Renata Szczepańska.
POŻARY TO MNIEJSZOŚĆ
Sławomir Szewczyk ma 48 lat, w zwoleńskiej straży pożarnej służy od 20 lat, jako oficer operacyjny powiatu.
- Gdy zaczynałem pracę, prawie wszystkie zgłoszenia dotyczyły pożarów - opowiada. - Teraz stanowią może 10 procent. To też skutek wprowadzenia numeru alarmowego 112, pod który może dzwonić każdy, a który odbieramy właśnie my. Ludzie dzwonią w najróżniejszych sprawach: wypadków drogowych, zasłabnięć, ale też na przykład, że gdzieś jest bójka, bywają też nawet pytania o... najbliższy autobus.
Usunięcie z trasy numer 12 zabitej przez samochód krowy wymagało już zatrudnienia innych służb. Podobnie jak uruchomienie przez dzieci gaśnicy. - Ta prosta wydawałoby się sprawa wymagała zaangażowania jednostek ratownictwa chemicznego. Kosztowało to wszystko sporo czasu i pieniędzy - wspomina Sławomir Szewczyk.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?