Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mieszkaniec Zbydniowa kupił obiekt z... archiwalnymi papierami

Zdzisław SUROWANIEC [email protected]
Stodoła, jaką kupił Piotr Bednarz, jest tylko na papierze jego.
Stodoła, jaką kupił Piotr Bednarz, jest tylko na papierze jego. Fot. Zdzisław Surowaniec
W Zbydniowie koło Stalowej Woli jest stodoła, która straszy. Boi się do niej wejść nawet jej prawowity właściciel. Ma akt notarialny nabycia stodoły, a coś mu mówi: "nie wchodź tam, nie wchodź".

10 metrów

Akta osobowe leżą w nieporządku.
Akta osobowe leżą w nieporządku. fot. Zdzisław Surowaniec

Akta osobowe leżą w nieporządku.
(fot. fot. Zdzisław Surowaniec)

10 metrów

Piotr Bednarz kupił stodołę z działką o powierzchni 0,53 hektara 28 października 2008 roku. Zgłosił różnym instytucjom fakt istnienia archiwum w jego posiadłości. Podczas kontroli inspektorzy podliczyli, że są tu akta na 10 metrów bieżących. To taka archiwalna jednostka.

Ostatnio nie dał mu wejść do stodoły obcy człowiek, który sam otworzył drzwi, ale jego nie wpuścił do środka.

Wygląda to na czarny humor i tak właśnie jest. Piotr Bednarz doświadcza na własnej skórze, co czuje "śliwka, która wpadła w kompot". Nikogo nie oszukał, nikomu nic złego nie zrobił, a stał się ofiarą złego zbiegu okoliczności. Jest bezsilny. Kupił stodołę, którą należałoby jak najszybciej wyremontować. A może sobie na nią tylko popatrzeć i zajrzeć do środka przez zniszczone okna. - To, co mogłem zrobić, to tylko powycinać krzaki, jakimi stodoła zarosła - przyznaje.

ZIEMIAŃSKIE OBIEKTY

Ale po kolei. Cofnijmy się w czasie. W Zbydniowie mieszkała do wojny rodzina Horodyńskich. Niemal wszystkich wymordowali Niemcy, a po wojnie majątek został upaństwowiony. Na części folwarku powstała Spółdzielnia Usług Wytwórczych, nazywana najczęściej w skrócie SUW. Władza państwowa z ziemiańskimi obiektami się nie pieściła, także te w Zbydniowie zostały mocno wyeksploatowane.

Kiedy swoją misję w Polsce skończyła władza komunistyczna i nastał wolny rynek, SUW padł, jak wszystkie pegieery. Majątek przejęła rodzina Sadeckich. Mieli wizję, zatykającą dech w piersiach. W wydzierżawionych od gminy obiektach po SUW chcieli stworzyć wytwórnię żółtych serów - liliputów, takich małych, okrągłych serów. Sadeccy założyli firmę Koniczynka i zamieszkali w stodole, gdzie z pomieszczeń dało się wydzielić pokoje. Interes z produkcją serów nawet ruszył. Mleko pochodziło od miejscowych krów.

Ale w pewnej chwili rodzina pośliznęła się na serach. To, co miało być kwitnącym biznesem, zamieniło się w bankructwo. Koniczynka padła. Może było to fatum, jakaś zemsta zza grobu ziemian? Sadeccy, którzy mieli na karku 66 wierzycieli, tak szybko wyjechali z kraju, że nawet nie dopełnili obowiązku wymeldowana się. Są nadal zameldowani w stodole, choć słuch po nich zaginął.

NIEBOSZCZKA PARTIA

Nadzorowaniem majątku upadłej Koniczynki zajął się Zbigniew Mazur. To on zrobił sobie w stodole składnicę akt, jako reprezentant prywatnej spółki pod nazwą Regionalna Składnica Akt Niearchiwalnych Spółdzielni Wielobranżowej Kooperacja w Stalowej Woli. Znalazły się tu dokumenty kilkudziesięciu upadłych spółek, takich jak Wer-Moza, Bu, Qualite, Kraina Zabawek, Stalpol, Uni-Max. A także po nieboszczce Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, z komitetów wojewódzkich z Rzeszowa i Krosna oraz tarnobrzeskiej Socjaldemokracji Rzeczpospolitej Polskiej. Pracownicy, starający się o renty i emerytury, dla potrzeb Zakładu Ubezpieczeń Społecznych mogli je otrzymywać właśnie od Kooperacji, która miała archiwum pod swoją opieką.

Jak mówi Zbigniew Mazur, bez jego wiedzy komornik wystawił na licytację dawny folwark. Kupiła go rodzina Kwitkowskich. W ubiegłym roku Kwitkowscy podzielili folwark i sprzedali nieruchomości po kawałku, bo tak było łatwiej i szybciej. Na stodołę skusił się Piotr Bednarz.

- Zarobiłem trochę grosza w Ameryce, tam jest syn, który pracuje. Chcieliśmy zainwestować pieniądze w powiększenie gospodarstwa rolnego - przyznaje Piotr Bednarz. Ma nadzieję na założenie gospodarstwa agroturystycznego, ze stadem koni. Można na to uzyskać forsę z Unii Europejskiej.

BEZ KLUCZY

Piotr spisał z Kwitkowskimi akt notarialny. W dokumencie znalazło się ważne zapewnienie, że "przedmiotowa nieruchomość jest nieobciążona, wolna od praw i roszczeń osób trzecich i że nie zachodzą żadne okoliczności, ograniczające swobodę rozporządzania jej własnością".

- To daj mi klucze do stodoły - powiedział Piotr po zapłaceniu należności za działkę i budynek. - Jakie klucze? Wszystko jest otwarte - usłyszał. Kiedy poszedł do już swojej stodoły, zastał jednak zamknięte drzwi od północnej strony. Przez powybijane w oknach szyby na parterze zobaczył setki akt.

To go przystopowało. Bo od znajomego prawnika usłyszał ostrzeżenie, żeby się nie dotykał tych dokumentów. Podlegały bowiem specjalnej ochronie, jako że zawierały dane osobowe. - Zresztą, jak się miałem dotykać, jak wszystko było zamknięte - mówi.

- Wszyscy naokoło kupili obiekty po upadłej spółdzielni i już je remontują. A ja mam własność, do której nie mogę wejść - ubolewa Piotr Bednarz. Wpakował kupę pieniędzy w kupno stodoły, już płaci podatki za grunt, obiekt nie przynosi zysku. Musiał także sądownie zająć się wymeldowaniem Sadeckich ze stodoły.

NIC NIE RUSZAŁ

- Zabiłem okna deskami, żeby jakoś zabezpieczyć obiekt i nic tam nie ruszałem - zapewnia. O znalezisku powiadomił policję, ale - jak wspomina - policji nie było pilno zająć się archiwum.

Dopiero kontakt z Państwowym Archiwum w Warszawie dał jakiś efekt. Po kilku ponagleniach przysłali delegata z Kielc, żeby obejrzał dokumenty. Potwierdziły się informacje, były to akta personalne pracowników upadłych spółek. Jakimś cudem udało się Piotrowi złapać kontakt ze Zbigniewem Mazurem, któremu dokumenty podlegały. Jednak był problem ze sprowadzeniem go na wspólne oględziny z pracownikami Państwowego Archiwum. Udało się to zrobić przed tygodniem. Kontroli towarzyszyła policja, gdyby miało dojść do incydentu.

Zbigniew Mazur zrobił wszystko, aby upokorzyć Piotra. Otworzył drzwi do stodoły, gdzie było archiwum, ale nie pozwolił wejść tam prawowitemu właścicielowi. Ten dla świętego spokoju nie upierał się i patrzył przed wybitą szybę, co się dzieje w jego stodole. A działy się rzeczy ciekawe. Mazur na widok porozwalanych dokumentów, walających się po cementowej podłodze, wykrzyknął kilka razy: - O, przegiął pałę pan Bednarz!

POSZUKIWACZE SKARBÓW

To właśnie Bednarza Mazur oskarżył o porozwalanie dokumentów, o narobienie "burdelu", choć sam przyznał, że do stodoły było wiele włamań przez okna przez poszukiwaczy "skarbów".

Mazur złożył na Bednarza doniesienie na policję. Piotra aż zatkało z wrażenia. Mazur nie przyjmuje bowiem do wiadomości, że podległe mu archiwum jest w prywatnej stodole, że coś się zmieniło od października ubiegłego roku. Aby mu to uzmysłowić, Bednarz będzie musiał w sądzie domagać się wyeksmitowania intruza z papierami. Dowiedział się przy tym, że za trzymanie dokumentacji personalnej w nieodpowiednich warunkach Mazur może "beknąć".

Piotrowi lato minie nie na budowaniu, tylko na szarpaniu się po sądach z wkładką, jaka zagnieździła się w jego stodole.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie