Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Maroko - tam, gdzie kozy chodzą po drzewach

Piotr Kutkowski
Kozy, by zdobyć przysmak, potrafią wspiąć się i łazić po drzewach.
Kozy, by zdobyć przysmak, potrafią wspiąć się i łazić po drzewach. P. Kutkowski
Przebywając na marokańskim wybrzeżu, warto choć na kilka dni porzucić leżak i wyruszyć na poszukiwanie atrakcji.

A takich atrakcji w innych regionach świata się nie ujrzy. Bo tylko tu można zobaczyć… chodzące po drzewach kozy.

Marokańskie wybrzeże ciągnie się na przestrzeni setek kilometrów, oferując przepiękne, szerokie, piaszczyste plaże, zatoki osłonięte wysokimi skałami, fale wód Atlantyku. I perełki w postaci położonych nad brzegiem morza miejscowości. Urzekają one klimatem, architekturą, zabytkami i egzotyką. As Sawira to jedna z najpiękniejszych pereł. Miejscem tym interesowali się już feniccy żeglarze, ale miasto założył w XVIII wieku sułtan Muhammad ibn Abdulla. Znane wtedy jako Mogador, miało stać się w założeniu wolnym portem do handlu z Europejczykami i ich żydowskimi agentami, którzy zajmowali się kupnem i sprzedażą złota, kości słoniowej oraz niewolników. Francuski architekt, który zaprojektował miasto, był też niewolnikiem.

Jego dzieło nazwano Ass Saouira - dobrze zaplanowane. Ulice są tu szersze niż w innych marokańskich miastach, przecinają się pod kątem prostym, otaczają je potężne fortyfikacje. Do dziś można zobaczyć bastiony i wycelowane w morze armaty. W morze, a raczej w pobliskie Skały Purpurowe, gdzie wytwarzano purpurowy barwnik ze skorupiaków. Potem wyspy służyły za miejsce kwarantanny dla pielgrzymów przybywających z Mekki, a podejrzewanych o przywiezienie zarazy, a następnie za więzienie.

Miłośnicy kina rozpoznają w tych widokach tło pierwszych scen z arcydzieła Orsona Wellesa "Otello", dla miłośników muzyki As Sawira będzie się kojarzyła jednak przede wszystkim z gnawa. Dawniej muzykę tę tworzyli niewolnicy z Mali i Senegalu i ich potomkowie. Wypędzała ona złe duchy, uzdrawiała. Bębny, kastaniety, flety - ich dźwięki i dziś potrafią wprawić w trans. Grających można spotkać przez cały rok na ulicach, w restauracjach. Ale przede wszystkim w czerwcu, podczas corocznego festiwalu gnawa, który stał się też światowym przeglądem muzyki etnicznej.

Na talerzu

Koloryt miasta docenili kilkadziesiąt lat temu hippisi, teraz przyciąga ono turystów z najdalszych zakątków. Spacerując ulicami As Sawira, co rusz napotyka się na kramy z kolorowymi tkaninami, pamiątkami, przyprawami korzennymi. Kuszą też zapachy z rozlicznych barów i restauracji, oferujących przede wszystkim morskie potrawy. To, co może znaleźć się na talerzu, widać w pierwotnej postaci w małym porcie rybackim, do którego zawijają z połowem niebieskie łodzie i kutry. Rozmaite ryby i stwory są wynoszone na brzeg, a potem sprzedawane na pobliskim targu. Kupcy rzucają cenę, rybacy, targując się, łapią się za głowy, potem za głowy łapią się turyści, płacąc za te ryby rachunek w knajpie. Rytuał targowania się obowiązuje również w licznych sklepach, oferujących wyrabiane w tych okolicach przedmioty z drewna tujowego i cedrowego. Pudła, pudełeczka, szkatułki, szachy, modele okrętów, misternie rzeźbione stoły i szafki - znajdują wielu nabywców. Odchodzą oni od kramów czy sklepów z pełnymi torbami przedmiotów, dumni z siebie, że udało im się o połowę zbić pierwotną cenę. Duma mija, gdy ten sam towar widzą w innymi miejscu w cenie od razu o połowę niższej.

Handlarz, który zaczepia nas siedzących przy restauracyjnym stoliku, nie ma jednak ani pamiątek, ani szkatułek. Ma zegarki renomowanych, światowych firm, za to w cenie chińskiej, bazarowej tandety. Omega jest najdroższa. Kosztuje równowartość naszych 15 złotych. Gdy odchodzimy, handlarz chce za nią już tylko osiem złotych. A potem z oddali patrzy, jak kelner za te pieniądze serwuje nam wspaniałą herbatę, zaparzaną w imbryczku z miętą i obowiązkowo wlewaną z niego do filiżanki z wysokości prawie metra.

Na południe

Droga z As Sawira na południe wije się wzdłuż wybrzeża, mijając plantacje niewysokich drzewek. A pod tym drzewkami i na tych drzewkach... kozy.

Zatrzymujemy się, przyglądamy. Okazuje się, że całkiem zgrabnie sobie radzą, łażąc po gałęziach. No i dobrze wiedzą, co robią, bo przedmiotem ich pożądania są smakowite liście i pędy drzewa arganowego, nazywanego tu Drzewem Życia oraz Złotem Maroka. Jego klejnotami są orzeszki, rosnące tylko w tym kraju. Tłoczeniem z nich oleju zgodnie z tradycją zajmują się marokańskie kobiety w żeńskich spółdzielniach. Wszystko robione jest ręcznie i wymaga ogromnej pracowitości. Najpierw trzeba rozłupać twardą osłonę, potem wydobyć z niej migdałek, a następnie zetrzeć go w kamiennych żarnach. Wąska strużka oleju jest przetwarzana na różne sposoby.

Aby wyprodukować jeden litr tego specyfiku, potrzeba 30 kilogramów owoców i osiem godzin intensywnej pracy kobiety. Pewnie z tego względu jest to najdroższy olej świata. Najdroższy, ale jak wielu uważa - również najzdrowszy. Marokańskie kobiety uważają, że arganowe specyfiki doskonale wpływają na gładkość skóry i zapobiegają jej starzeniu się.
Przewodniczka oprowadzająca nas po spółdzielni zachęca do testowania gotowych kosmetyków, a potem do robienia zakupów. Z powodzeniem.

Trzy razy stop

Kolejny przystanek na górzystym odcinku drogi. Tym razem smakujemy aromatyczny miód, proponowany przez przydrożnego sprzedawcę. Wie, co robi, podtykając słoik pod nos, a potem dając lejący się, złocisty przysmak do spróbowania.
Niestety, nie przewidujemy jednego - że przed nami jeszcze całe doliny plantacji bananów, sprzedawanych tu prosto z krzewów. Słodkich i pachnących słońcem. Takich, jakich nie kupi się w Polsce.

Agadir to nowoczesny kurort na wybrzeżu, doskonale znany polskim turystom, bo to
tu właśnie najczęściej lądują samoloty, zwożące urlopowiczów na pobytowe wczasy.

Miasto, zniszczone w 1960 roku trzęsieniem ziemi, zostało odbudowane jako wizytówka Maroka. Na turystów czekają przestronne aleje, liczne hotele, 10 kilometrów plaż i 300 słonecznych dni w roku. Brakuje w nim natomiast klimatu obecnego w innych miejscowościach Maroka. Wielkomiejski zgiełk, szum, wszechobecni naganiacze do sklepów, knajp. Obrazki znane z plażowych bazowisk na całym świecie, które w zasadzie różni tylko nazwa waluty, w której przychodzi płacić za te "atrakcje".

Ale marokańskie klimaty łatwo odnaleźć, będąc już kilka czy kilkanaście kilometrów na południe za Agadirem. I najlepiej wybierając nie międzynarodowy trakt, a boczne drogi.

Dwie kolorowo ubrane dziewczynki pasące owce - pierwszy stop. Stop drugi - stado kilkunastu nie pilnowanych przez nikogo wielbłądów, skubiących w spokoju drzewka. Stop trzeci - niesamowity widok na skalisty cypel, o który z ogromnym impetem rozbijają się fale oceanu.

Nic dziwnego, że stop trzeci wydłuża się do kilku godzin. Wspinamy się na skały, pozwalamy obryzgiwać się falom, podziwiamy wędkarzy łowiących ryby z wysokości kilku, kilkunastu metrów. Podziwiamy też surfingowców, dla których ta część wybrzeża jest mekką. Ściągają tu z najdalszych zakątków świata, by na swoich deskach śmigać na falach. Ich namioty i przyczepy kempingowe można spotkać w kilku zatokach. Sąsiadują ze starymi portami rybackimi, w których rytm życia wyznaczają pory połowów i sjesty. Nie widać pośpiechu, nie widać pogoni za karierą. Widać za to wielki spokój.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie