Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Salar Uyuni - boliwijska solna pustynia

Olga Solarska
Na solnej pustyni
Na solnej pustyni O.Solarska
Salar Uyuni, czyli olbrzymia słona pustynia znajdująca się na wysokości prawie 3700 m, rozciąga się w południowo-zachodniej Boliwii. Jest pozostałością po słonym jeziorze.
Salar Uyuni - biliwijska slona pustynia

Boliwijska słona pustynia

Solnisko wzięło swą nazwę od miasteczka Uyuni leżącego na jego skraju. Wydaje się, że to dość zapuszczone miasteczko istnieje wyłącznie dzięki Salarowi i odwiedzającym go turystom. Cała infrastruktura to dworzec, kilka obskurnych hosteli, mało zachęcających knajpek oraz agencje organizujące wyprawy na solnisko.

Okulary słoneczne i puchowa kurtka

Zwiedzanie płaskowyżu bez towarzystwa doświadczonego przewodnika jest praktycznie niemożliwe. Z tego względu agencje organizują turystów w siedmioosobowe grupy, które wraz z boliwijskim kierowcą i kucharką wyruszają Toyotą Land Cruiser na trzydniową wyprawę na Salar. Wszelkie potrzebne rzeczy należy zabrać ze sobą. Dach samochodu jest więc obładowany kanistrami z benzyną, mięsem lamy oraz plecakami turystów. Do najniezbędniejszych rzeczy należą okulary przeciwsłoneczne oraz puchowa odzież. Dnie są cieple i słoneczne, a słońce odbijając się od soli razi potwornie. Za to w nocy temperatura może spaść do -15 ºC.

Biel soli i błękit nieba

Na skraju solniska spotykamy stado lam. Po przejechaniu kilku kilometrów znajdujemy się na ogromnej pustyni. W każdą stronę ciągnie się niezmącony aż po horyzont bielusieńki krajobraz. Jedynym urozmaiceniem są koleiny wyżłobione w soli przez Toyoty. Pozostanie dla mnie tajemnicą, skąd kierowcy wiedzą, w którą stronę podążać. Miejsce jest przedziwne i sprawia niesamowite wrażenie. Wydajemy się jedynymi żywymi istotami na tej olbrzymiej przestrzeni. Nie ma roślin, nie ma nawet owadów, a jedyne kolory w zasięgu naszych oczu to biel soli i błękit nieba.

Po kilku godzinach nasz boliwijski kierowca informuje, że zbliżamy się do Isla de Pescado (Wyspa Ryby), która tę nazwę zawdzięcza swemu kształtowi. Ni stąd ni zowąd wyrasta pagórek pośrodku olbrzymiego białego pustkowia. Surrealizmu wysepce dodają porastające ją gigantyczne, ponad 10 metrowe kaktusy. Ponoć rosną 1 cm rocznie. Nietrudno więc oszacować ich wiek.

Przyglądając się uważnie podłożu znajdujemy dowód, ze stoimy w miejscu, gdzie kiedyś kwitło życie wodne. Wyspa zbudowana jest ze skamieniałych korali.

Solne krzesła i łóżka

Kucharka w polowych warunkach przygotowuje pyszne steki z lamy i ruszamy dalej. Wieczorem docieramy do solnego hotelu, do którego zjeżdża również kilka innych grup. Jemy kolację przy solnym stole, siedząc na solnych krzesłach, a następnie śpimy łóżkach z soli. Po godzinie 22:00 światła gasną zupełnie, a na niebie widać każdą nawet najmniejszą, najsłabiej świecącą gwiazdę.

Flamingi i fantastyczne skały

Drugiego dnia czeka nas bardziej urozmaicony krajobraz. Najpierw przejeżdżamy obok wulkanu oraz przedziwnych form z zastygłej lawy. Następnie docieramy do słonych jezior: Białego, Zielonego i Kolorowego (Laguna Blanca, Verde i Colorada). Nad Laguna Blanca, aż roi się od flamingów. Widok ptaków po środku pustkowia, na którym nie spotyka się nawet muchy, jest naprawdę zaskakujący. Dalej oglądamy skałę w kształcie drzewa (Arbol de Piedra), które kształtem przypomina nieco to z pomnika Chopina w warszawskich Łazienkach. W końcu dojeżdżamy nad zachwycającą lazurowo-czerwoną Laguna Colorada. Jezioro jest jak ze snu, nie da się oderwać od niego oczu. Wręcz nie mogę uwierzyć, że znajduję się w tak bajowym miejscu.

Zmarznięci u wrót piekieł

Wieczorem dojeżdżamy do kolejnego hotelu z soli. Zimno jest bezlitosne. Pójście do łazienki, która znajduje się na zewnątrz, jest nie lada wyzwaniem. Jestem zadowolona, że posłuchałam rady znajomego i na bazarze w Uyuni zaopatrzyłam się w puchowe spodnie i kurtkę z drugiej ręki. W tym ubraniu, śpiworze i pod dwoma kocami spędzam noc dygocąc z zimna.

Następnego dnia, ciągle jeszcze zaspani i szczękający zębami, o wschodzie słońca docieramy do gejzerów Sol de Mañana. Buchająca para, bulgoczące błoto, opary siarki, zupełnie jakbyśmy się znaleźli u wrót piekieł. Po 10 minutach jazdy samochodem docieramy do gorących źródeł o temperaturze 36 ºC. Zastanawiamy się dłuższą chwilę, czy mamy ochotę zrzucić ubranie i wskoczyć do wody. W końcu się decydujemy. Po paru godzinach dygotania z zimna gorąca kąpiel sprawia nam autentyczną rozkosz.

Dalej czeka nas już tylko powrót wśród marsjańskich krajobrazów do Uyuni. Dawka piękna, cudów przyrody i wrażeń w ciągu tych 3 dni była potężna i wprost oszałamiająca. Potrzebuję paru dni, żeby oprzytomnieć. Nie mam wątpliwości, że jest to jedno z najniezwyklejszych miejsc nie tylko w Ameryce Południowej, ale i na świecie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie