Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wypadek w Hajdaszku to jedna z największych tragedii drogowych ostatnich lat. Odtwarzamy ją minuta po minucie (zdjęcia)

Monika WOJNIAK, Michał NOSAL
Widok na miejscu był makabryczny. Powyrywane siedzenia, zmiażdżony przód autobusu…
Widok na miejscu był makabryczny. Powyrywane siedzenia, zmiażdżony przód autobusu… A. Piekarski
Autobusem do Kielc jechali głównie młodzi ludzie. Do pracy, do szkoły. Nie dojechali. W Hajdaszku w powiecie pińczowskim ich autobus napotkał na swojej drodze 40-tonową ciężarówkę. Dwie osoby nie przeżyły zderzenia. 21 zostało rannych.

6.45

Środa, godzina 6.45. Z Pińczowa do Kielc wyruszył autobus, setra 210, należący do prywatnej firmy przewozowej. To był zwykły, codzienny kurs. - Jechali nim głównie młodzi ludzie, dojeżdżający do Kielc do szkoły i do pracy - relacjonował później Włodzimierz Badurak, burmistrz Pińczowa.

Za kierownicą wozu siedział 33-letni mężczyzna. Żonaty, ojciec dwóch synów. - Bardzo dobry kierowca, świetnie znający tę trasę. Zawsze uśmiechnięty. Miał zespół muzyczny, grał też księdzu w kościele - opowiada współwłaścicielka firmy przewozowej, w której pracował. Około godziny 7 autobus dojechał do miejscowości Hajdaszek. Musiał przejechać przez przejazd kolejowy. Jak mówią mieszkańcy Hajdaszka, kilkaset metrów wcześniej zatrzymywał się też na przystanku. Do tragedii doszło w momencie, gdy dojeżdżał do miejsca, gdzie przy drodze są stacja paliw i zakład betoniarski. Z przeciwka nadjechała 40-tonowa cysterna, wioząca mączkę wapienną. Niestety, samochody nie minęły się…

7.03

- Kiedy usłyszałem huk, spojrzałem na telefon komórkowy. Była godzina 7.03 - opowiadał w dniu tragedii Mariusz Piątek, właściciel zakładu betoniarskiego w Hajdaszku.

24-letni, trzeźwy kierowca 40-tonowej ciężarówki jechał w stronę Pińczowa. Zbliżał się do przejazdu kolejowego, miał przed sobą ostrzeżenie o nim oraz znak ograniczający prędkość do 70 kilometrów na godzinę. Policjanci badają teraz szczegółowo, co dokładnie stało się w tych tragicznych sekundach. Jedna z hipotez jest taka, że w pewnym momencie kierowca ciężarówki zauważył, że na poboczu, jakieś 300 metrów przed nim, zatrzymał się samochód. Obawiając się, że nie da rady go ominąć, zaczął hamować. - Droga była mokra, kierowca stracił panowanie nad samochodem, kabina zjechała na przeciwny pas ruchu, gdzie zderzyła się z nadjeżdżającym autobusem. W momencie tego uderzenia zarzuciło naczepą, która po łuku poleciała w stronę autobusu i przewracając się uderzyła w niego - mówią funkcjonariusze o jednej z badanych przez siebie wersji.

7.04

Jako pierwsi na ratunek ofiarom wypadku ruszyli Mariusz Piątek i jego pracownicy. - Wzięliśmy apteczki i wybiegliśmy z 40 pracownikami na drogę przed zakład. Byliśmy na miejscu po 20, może 30 sekundach od wypadku. Zaczęliśmy ratować ludzi - opowiada mężczyzna. Dodaje, że w chwili uderzenia niektórzy pasażerowie wypadli z autobusu na jezdnię. Tych, którzy zostali w rozbitym wozie, na zewnątrz wydostawali pracownicy betoniarni.

- Pomagaliśmy im wychodzić i opatrywaliśmy rany. Pomagałem dziewczynie, która miała rozbitą głowę i poucinane palce. Tym kursem jechali głównie młodzi ludzie. Pasażerowie z miesięcznymi biletami, jadący do szkoły - mówi Mariusz Piątek.

7.06

Straż pożarna zgłoszenie o wypadku odebrała o godzinie 7.06. Dziesięć minut później pierwsze zastępy z Pińczowa były już na miejscu. Dowodził aspirant sztabowy Andrzej Domagała. Później opisywali widok, jaki zastali na miejscu. Ranni byli już na przydrożnej łące. Przy autobusie leżał mężczyzna, nie oddychał. We wraku były jeszcze dwie osoby - kobiety. Jedna ranna, druga nie dawała znaków życia…

7.16

Strażacy kazali ratującym odsunąć się od porozbijanych wozów. Obawiali się, że wraki mogą stanąć w płomieniach. - Wydostaliśmy z wraku poszkodowaną kobietę, opatrywaliśmy rannych, udzielaliśmy im wsparcia psychicznego.

7.18

Po 2-3 minutach na miejsce dojechały pierwsze karetki - relacjonował Robert Sabat, naczelnik wydziału operacyjnego Komendy Wojewódzkiej Państwowej Straży Pożarnej w Kielcach.

- Do wypadku doszło w miejscu, w pobliżu którego mieliśmy wiele karetek. Pierwsze dojechały na miejsce po 7-8 minutach od zgłoszenia. W sumie było ich dziewięć, po jednej z Buska i Chmielnika, po dwie z Pińczowa i Jędrzejowa, trzy z Kielc. Czterdzieści minut od momentu zgłoszenia wszyscy pacjenci byli już w szpitalach - mówiła, podsumowując działania ratowników Marta Solnica, zastępca dyrektora Świętokrzyskiego Centrum Ratownictwa Medycznego i Transportu Sanitarnego w Kielcach.

Największe katastrofy ostatnich lat

Największe katastrofy ostatnich lat

14 sierpnia 2002 r. - Dziewięć osób jadących busem zginęło w katastrofie w Piasecznej Górce. Kilkanaście minut przed godziną 8 zjeżdżająca z góry ciężarówka, prawdopodobnie na skutek zbyt ostrego hamowania wpadła w poślizg i zaczęła sunąć bokiem po jezdni. Zmiażdżyła mercedesa. Kierowca tira usłyszał wyrok czterech lat więzienia i trzyletniego zakazu prowadzenia pojazdów.
2 czerwca 2003 r. - Na niestrzeżonym przejedzie kolejowym w Łaziskach koło Piekoszowa, kursowy mercedes bus zderzył się z lokomotywą. Na miejscu zginęła trójka pasażerów. Trzy kolejne osoby zmarły później w szpitalu. Sąd pierwszej instancji skazał kierowcę busa na 5,5 roku więzienia oraz na pięć lat odebrał mu prawo jazdy.
29 września 2009 r. - W Dybawce na Podkarpaciu kierowca autokaru wiozącego pielgrzymów z parafii pod wezwaniem Świętego Brata Alberta z Sędziszowa w powiecie jędrzejowskim, stracił panowanie nad wozem. Autobus wypadł z jezdni i przewrócił się na prawy bok. Do szpitala trafili kierowca i 46 pasażerów.

7.30

O godzinie 7.30 z lotniska w Masłowie wystartował śmigłowiec lotniczego pogotowia ratunkowego. - W Hajdaszku byliśmy po 18 minutach. Lądowaliśmy na polu. Nie było z tym żadnych problemów. Kiedy dotarliśmy na miejsce, większość rannych była już zabrana - relacjonował po akcji członek dyżurnej załogi śmigłowca. Lotnicza karetka zabrała do szpitala na kieleckim Czarnowie ranną kobietę.

Pierwsze policyjne doniesienia mówiły o jednej ofierze śmiertelnej i ośmiu rannych. Wiadomo było, że nie żyje kierowca autobusu. Wkrótce okazało się, że nie przeżyła jeszcze jedna osoba, 53-letnia pasażerka. A liczba rannych urosła do 21. Najmłodsza osoba ma 19 lat, najstarsza 68. Ale w większości to ludzie młodzi, dwudziestokilkulatkowie.

10.00

Najwięcej rannych, bo aż 17, trafiło do szpitala powiatowego w Pińczowie. - Postawiliśmy na nogi cały personel, lekarzy z wszystkich oddziałów. Właśnie udało nam się opanować sytuację - mówił w środę o godzinie 10 Roman Szczygieł, dyrektor pińczowskiej lecznicy. - Wszyscy pacjenci są już zdiagnozowani. Mają urazy kończyn, kręgosłupa, głowy. Jedna osoba jest w stanie ciężkim, ale stabilnym. Na bloku operacyjnym rozpoczęła się właśnie operacja jednej z poszkodowanych, młodej kobiety. Część rannych zostanie prawdopodobnie przewieziona do innych szpitali, w zależności od charakteru obrażeń.

Do Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego na kieleckim Czarnowie karetkami i śmigłowcem trafiły początkowo cztery osoby. Lekarze pytani o ich obrażenia wyliczali między innymi złamania rąk, nóg, kręgosłupa. - Jedna z tych osób jest ciężej ranna. Będzie operowana - przyznawał na gorąco dyrektor placówki Jan Gierada.

Akcja strażaków na miejscu tragedii trwała do późnego wieczora. 13 godzin. - Zaangażowanych było 50 strażaków - wylicza Arkadiusz Wesołowski, rzecznik prasowy świętokrzyskiej straży pożarnej.
Gdy ranni zostali bezpiecznie odwiezieni do szpitali, a policjanci i prokurator skończyli oględziny miejsca katastrofy, strażacy mogli przystąpić do żmudnej części akcji, czyli wyciągania wraków samochodów. - Najpierw trzeba było postawić na koła ciężarówkę - tłumaczył Tadeusz Pasternak, rzecznik prasowy pińczowskiej straży pożarnej. - Z Kielc dojechały ciężki samochód ratownictwa technicznego i ciężki wóz ratownictwa drogowego. Gdy uporamy się z ciężarówką, to będzie można wydobywać wrak autobusu.

20.05

Około godziny 20 akcja została zakończona.
Krótko po wypadku policjanci obecni ma miejscu informowali, że przód autobusu jest tak zmiażdżony, że nie sposób nawet rozpoznać jego markę.

- To setra 210. Nie lekki busik, a masywny autobus - mówiła współwłaścicielka firmy przewozowej, do której autobus należał.

- Tego typu wozy rejestrowane są zazwyczaj na 27 miejsc siedzących i 12 stojących - tłumaczył Władysław Mitręga, świętokrzyski wojewódzki inspektor transportu drogowego. - Na miejscu jest makabra. Kabina ciężarówki jest zmiażdżona. Strażacy mają postarać się wyciąć z deski rozdzielczej to, co się da. Odzyskać tachograf. Będziemy służyć policji pomocą w odczytaniu tego, co się da - dodawał Władysław Mitręga. Zapowiada, że w najbliższym czasie inspektorzy wejdą z kontrolą do firmy, do której należy ciężarówka. - Będzie nas interesowało czy przestrzegane są tam przepisy, szczególnie te tyczące czasu pracy kierowców. Do wypadku doszło wczesnym rankiem. Będziemy sprawdzać, czy kierowca ciężarówki był odpowiednio wypoczęty - wyjaśniał Władysław Mitręga.

Wczoraj lekarze uspokajali, że stan wszystkich rannych jest stabilny. Ze szpitala w Pińczowie jedną osobę wypisano jeszcze w środę, ale tego samego dnia wieczorem wróciła, bo gorzej się poczuła. Policjanci wciąż pracują nad wyjaśnieniem przyczyn tragedii. - Badamy wszelkie okoliczności, sprawdzamy każdy ślad - zapewnia Zbigniew Pedrycz, rzecznik prasowy świętokrzyskiej policji.
Być może pomocny okaże się zapis z monitoringu pobliskiej stacji paliw.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie