(fot. fot.archiwum teatru)
Choć publiczność śmieje się niemal nieustannie, czasem zresztą zupełnie nie w porę, historia wcale nie jest śmieszna. Ponad czterdziestoletnią Angelę porzuca - dla młodszej - mąż.
Z dnia na dzień kobieta zostaje zupełnie sama. Córka, ma ją w nosie i wyprowadza się do chłopaka, matka zajęta jest własnymi sprawami, przyjaciółka także. Powiernikiem Angeli jest tylko pies. I- jak się okazuje dopiero w finale - także doktor, do którego bohaterka biega z każdą przypadłością, przeważnie zresztą urojoną.
Bo kiedy Angela znajduje się już na dnie rozpaczy - matka umiera, a szans na ułożenie sobie życia brak - okazuje się, że jest jednak ktoś obok, kto kocha ją od lat i zamieni jej samotność w szczęście. To właśnie doktor Stedman, który od momentu pełnego grozy weekendu zechce dzielić z nią życie.
Smutna kondycja kobiet
Ów zgoła hollywoodzki happy end nie ukryje smutnej kondycji kobiet znajdujących się w podobnej, jak Angela, sytuacji. Mimo scen pełnych humoru sztuka pokazuje totalną samotność dzisiejszych ludzi, dla których jednym rozmówcą jest głupawy telefon zaufania.
A także kompletny rozpad rodziny: córka bez skrupułów porzuca osamotnioną matkę. Ale kiedy zachoruje matka Angeli, zamiast wziąć ją do siebie, Angela z miejsca rozpoczyna poszukiwanie domu starców.
Izabela Brejtkop- Frączek to Angela bez fałszu
Izabela Brejtkop - Frączek jest Angelą z krwi i kości. W jej grze nie ma ani cienia fałszywej nuty.
Aktorka ma niezwykle trudne zadanie: w ciągu półtorej godziny monologu nie tylko jest nieustannie na scenie ale wciela się, często karykaturalnie, także w kilka innych postaci. To jest okazja, aby zademonstrować swój aktorski warsztat i Izabela Brejtkop- Frączek robi to doskonale.
Świetnym pomysłem reżysera Zbigniewa Rybki jest wprowadzenie do monodramu pozornych rozmówców bohaterki: matki, przyjaciółki, doktora, wreszcie byłego męża, którego głosem mówi sam reżyser! (Niezgłębione są, jak widać, możliwości szefa "Powszechnego" i dobrze, że powoli je nam odsłania). Monodram poszerza wtedy swą formę stając się nagle kameralną sztuką.
Równie śmieszno- smutna jak sztuka, jest scenografia Izy Toroniewicz. Kiedy trzeba, Angela rozpacza w skromnym, kobiecym i pustym pokoju. I nagle ten sam pokój staje się sex shopem z całkiem bogatą gamą akcesoriów...
Warto wybrać się na ten popis Izabeli Brejtkop - Frączek. Pomimo zagranych na radomskiej scenie wielu ról, Izabela po raz pierwszy ma okazję zaprezentować cały swój talent w dużej dawce. I wcale tej dawki nie mamy dość.
Zbigniew Rybka, reżyser monodramu "Mój boski rozwód":: - Chcemy w spektaklu pokazać kawałek życia, opowiedzieć historię, która niesie cały wachlarz emocji: od bólu, przez chwile załamania, wzruszeń, sytuacje pozwalające na nabranie dystansu do siebie, po momenty zabawne, śmieszne, dające odprężenie. Mam nadzieję, że widzowie polubią tę sztukę za prawdę i za happy end.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?