Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czteroletnia Wiktoria żyje w melinie. Kto ją uratuje?

Iwona ROJEK
Czteroletnia Wiktoria chciałaby wreszcie zacząć żyć w normalnych warunkach, mieć ciepły posiłek i opiekę.
Czteroletnia Wiktoria chciałaby wreszcie zacząć żyć w normalnych warunkach, mieć ciepły posiłek i opiekę. Łukasz Zarzycki
Jej mama mogłaby ją oddać, pod warunkiem, że spotka się z nią od czasu do czasu. Babcia chce się zająć dzieckiem i dziwi się urzędniczej niemocy.

- Od kilku miesięcy interweniuję bezskutecznie, żeby urzędnicy wreszcie odebrali dziecko mojej nieodpowiedzialnej córce - oburza się kielczanka Krystyna. - A oni nic nie robią, czteroletnia Wiktorka jest głodna, zaniedbana i pomieszkuje w melinie.

Zdenerwowana kobieta opowiada, że nie rozumie tego jak urzędnicy mogą nie widzieć tego, że jej córka nie nadaje się na matkę i naraża dziecko na wielkie niebezpieczeństwo. - Tyle słyszy się o tragediach dzieci w telewizji i nic to nie dało - obrusza się kobieta. - Wszystkie decyzje, które do tej pory podjęli urzędnicy wydają mi się błędne i niezrozumiałe. Zamiast natychmiast odebrać wnuczkę mojej córce, oni nic w tym kierunku nie zrobili. A ja razem z siostrą szukamy jej po Kielcach i okolicach, śledzimy, wydzwaniamy po sądach. Taka sytuacja trwa już od czerwca.

CÓRKA SPRAWIAŁA KŁOPOTY

Mieszkanka Kielc opowiada, że wychowała troje dzieci, starsza córka jest już mężatką i mieszka za granicą, syn ma 15 lat, ale średnia Michalina zawsze sprawiała ogromne kłopoty. - Już w podstawówce nie chciała się uczyć, uciekała z domu, w końcu tak sobie nie radziła, że musiała pójść do szkoły specjalnej, skończyła ją w zawodzie kucharz małej gastronomii - relacjonuje. - Ale nigdy nie pracowała, dostała rentę, którą niedawno straciła, bo nie zjawiła się na komisji. Nie lubiła podporządkowywać się żadnym regułom, kochała wolność, tylko nie umiała z niej korzystać. Za którymś zniknięciem Michalina zaszła w ciążę z kimś podobnym do niej, urodziła się Wiktorka, ojciec się nią w ogóle nie interesuje, podobno jest zamknięty w jakimś zakładzie. Przez jakiś czas opiekowałam się córką i wnuczką, a potem zaczęła z dzieckiem uciekać z domu.

Do rozmowy włącza się siostra pani Krystyny, a ciocia Michaliny. - My już nie mamy do tego wszystkiego zdrowia, nie śpimy po nocach jak wiemy, że mała Wiktorka mieszka w jakiejś melinie w Cedzynie - rozpacza. - Dziewczynka ma cztery lata, a wygląda na dwa, jest malutka, niedożywiona, wylękniona. Urzędnicy nam nie pomagają, a my nie mamy jej jak stamtąd wydostać.

- Córka nie umie nawet ugotować ziemniaków, zrobić herbaty, nie zna się na pieniądzach, ma jakieś uszczerbki na zdrowiu, to jak ona może zajmować się dzieckiem. Czy ci fachowcy z pomocy społecznej tego nie widzą? Jak uciekła z naszego domu w czerwcu z dzieckiem i zawiadomiliśmy o tym ośrodek pomocy społecznej w Górnie, bo widywano ją w okolicach Cedzyny, to zamiast zabrać jej od razu dziecko, to skierowano ją do ośrodka przy ulicy Urzędniczej w Kielcach. A przecież ona nie jest ofiarą przemocy, tylko nieodpowiedzialnym człowiekiem.

Ciocia Michaliny dopowiada, że kolejni specjaliści od rodziny też zachowują się dziwnie. - Dowiedziałyśmy się, że Michalina razem z Wiktorią wcale w tym ośrodku w Kielcach nie przebywają, uciekły stamtąd kilka tygodni temu i siedzą u jakiegoś faceta, który lubi wypić w Cedzynie. On mieszka tam z kumplami i razem piją. Słyszałyśmy, że dojeżdżają tam też inne kobiety z tego ośrodka i robią sobie zakrapiane imprezy. Dziwimy się dlaczego nikogo z tego ośrodka nie zainteresowało, gdzie nagle zniknęła matka z dzieckiem. Nie powiadomili o tym odpowiednich służb, nie zainteresowali się czy to dziecko w ogóle żyje, czy ma co jeść? To jest niedopuszczalne.

WIKTORKA ODNALEZIONA

Rodzina poprosiła nas o pomoc. A my zastaliśmy Michalinę z bosą i wystraszoną Wiktorią w jednym z domów w Cedzynie. - Nie mogłam dogadać się z matką i przygarnął nas do siebie Piotr - mówi młoda kobieta. - Jestem tu od pewnego czasu z dzieckiem. Mogłabym oddać Wiktorię obcej rodzinie zastępczej, bylebym tylko mogła ją raz na jakiś czas widywać. Swojej matce raczej bym nie chciała zostawić dziecka na wychowanie, bo bałabym się tego, że ona nie będzie pozwalała mi się z nim widywać. Ze zwykłej złośliwości. Chyba, żeby matka chciałaby się ze mną dogadać, to mogłabym nawet dziś dać jej córkę. Jak chce może po nią przyjechać.

Kiedy pytamy dziewczynkę czy chciałaby pójść do babci kiwa głową, że tak, że bardzo. Jest bardzo smutna.
36-letni Piotr, który przyjął pod swój dach Michalinę i Wiktorkę mówi, że jemu to nie przeszkadza, że one u niego mieszkają. - Dom jest duży, moi rodzice i rodzeństwo już nie żyją - opowiada. - Teraz mieszkam tu z jednym kolegą. Sam jestem schorowany, miałem dwa wypadki, kilka lat temu zostałem potrącony na pasach, po złamaniu mam jeszcze śruby w nogach. Oprócz tego dokucza mi padaczka. Jestem po rozwodzie, samemu ciężko mi się żyje, z Michaliną jest weselej, przyjemniej.

Gdy pytamy co tu jedzą, odpowiada, że coś sobie organizują.
- A matka to ciągle tylko nasyła tu na nas policję, kuratorów, a tu przecież nic złego się nie dzieje - obrusza się nagle Michalina. Jak mi obieca, że będę mogła widywać dziecko ze dwa razy w miesiącu to jej dam.
Gdy opuszczamy dom w Cedzynie udaje nam się porozmawiać z sąsiadką. - To nie są warunki dla małego dziecka - mówi kobieta. - Trzeba je stąd jak najszybciej zabrać. Tego Piotra nawet lubię i jest mi go szkoda, to dobry chłopak, tylko miał ciężkie życie. Sporo się tam pije, są imprezy. A ta dziewczyna też jest bardzo pogubiona. Nie zachowuje się całkiem normalnie. Moim zdaniem nie może sama wychowywać córki. Musi być pod czyjąś opieką.

TŁUMACZENIA URZĘDNIKÓW

Co na to wszystko urzędnicy, którzy powinni zajmować się takimi sprawami? W Gminnym Ośrodku Pomocy Społecznej w Górnie Magdalena Bujnowska, pracownik socjalny, która zna dobrze sytuację Michaliny mówi, że oni zrobili to co byli w stanie. - Dowiedzieliśmy się, że ta Michalina nie może porozumieć się z matką, podobno matka ją wygoniła z domu, to skierowaliśmy ją z małym dzieckiem do placówki w Kielcach - opowiada pracownik. - Ale na ten temat z babcią dziecka nie rozmawialiśmy, nie było okazji, a poza tym ona podlega pod ośrodek pomocy w Kielcach. Nie jest tak łatwo odebrać komuś dziecko, więc tym się w ogóle nie zajmowaliśmy. Dalej kontrolować tę sytuację powinni pracownicy ośrodka do którego trafiła.

Edyta Domagała z Centrum Interwencji Kryzysowej w Kielcach przy ulicy Urzędniczej potwierdza, że Michalina jakiś czas temu zabrała dziecko i już u nich nie mieszka. Nie chce udzielić odpowiedzi na pytanie czy kobieta nadaje się na matkę i dobrze opiekowała się dzieckiem. - To zbyt skomplikowane żeby tak prosto odpowiedzieć - wyraża swoją opinię. - Nasze podopieczne mogą opuszczać tą placówkę kiedy chcą i tak właśnie zrobiła Michalina. Nie wiem gdzie jest, co się dzieje z dzieckiem, nie mamy obowiązku tego kontrolować.

Dorota, babcia Wiktorii mówi, że mogłaby zająć się wnuczką, ale jakby ktoś jej pomógł załatwić dla niej przedszkole. - Pracuję w szpitalu, często do godziny 19 - mówi. - Nie mogę tak nagle z dnia na dzień rzucić pracy, bo przecież muszę dopracować do emerytury. W domu opiekuję się 15-letnim synem i moją schorowaną mamą, która porusza się o kulach, ale nie byłabym w stanie zostawić wnuczki na pastwę losu. Walczę o jej dobro od czerwca. Wcześniej nie miałam łatwego życia, Michalina zawsze sprawiała mi wielkie problemy. Boję się tego, że ja zajmę się wnuczką, a córka znów zafunduje sobie beztrosko kolejne dziecko. To byłby dla mnie dramat. Już nie mam siły na kolejne przykre przeżycia. Ale teraz najważniejsza jest Wiktorka. Wierzę w to, że wreszcie urzędnicy zadbają o jej bezpieczeństwo.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie