Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Unikalny świadek strasznej historii II wojny światowej

Piotr KUTKOWSKI [email protected]
- Gdybym wtedy przyznał się do posiadania pistoletu, rozstrzelaliby mnie bez wahania – twierdzi Feliks Gawor z Kowali, który w czasie wojny siedział w radomskim więzieniu z prezydentem Radomia Józefem Grzecznarowskim i przewodniczącym Rady Miejskiej Stanisławem Kelles-Krauzem. Później był więźniem obozu koncetracyjnego w Sachsenhausen.
- Gdybym wtedy przyznał się do posiadania pistoletu, rozstrzelaliby mnie bez wahania – twierdzi Feliks Gawor z Kowali, który w czasie wojny siedział w radomskim więzieniu z prezydentem Radomia Józefem Grzecznarowskim i przewodniczącym Rady Miejskiej Stanisławem Kelles-Krauzem. Później był więźniem obozu koncetracyjnego w Sachsenhausen. Tadeusz Klocek
Feliks Gawor przed wojną mieszkał w Kowali. Dziś żyje w Kanadzie, ma 91 lat, a za sobą pobyt w radomskim więzieniu i obozie koncentracyjnym w Sahchsenhausen.

Feliks Gawor

Ma 91 lat, urodził się w Kotarwicach pod Radomiem, w 1936 roku przeniósł się w raz z rodzicami i rodzeństwem do Kowali. Pierwszy raz został zatrzymany przez Niemców w 1939 roku, drugi raz 15 stycznia 1940 roku. Pół roku spędził w radomskim więzieniu. Potem przewieziono go do obozu koncentracyjnego w Sachsenhausen. Był uczestnikiem "marszu śmierci". Wyzwolili go Amerykanie. Po wojnie zamieszkał w Kanadzie, gdzie działa w organizacjach kombatanckich. Do Polski stara się przyjeżdżać każdego roku.

Siedział razem z Józefem Grzecznarowskim, ówczesnym prezydentem Radomia i Stanisławem Kelles-Krauzem, wówczas przewodniczącym Rady Miasta. Opowiedział nam niezwykłą historię swego życia.

Z panem Feliksem spotykamy się w Kowali, który do Polski przyjechał kilka tygodni wcześniej, przebywając u rodziny. 91 lat? Trudno uwierzyć. Wygląda, jakby miał co najmniej 20 lat mniej. Jednak dokumenty nie kłamią. Na legitymacji, wydanej w 1945 roku, widać młodego człowieka z wąsikiem w obozowym pasiaku. Jest data urodzenia: 25 sierpnia 1919 roku, data uwięzienia i uwolnienia z niemieckich kazamatów.

POLOWANIE

Urodził się w podradomskich Kotarwicach, gdzie rodzice zajmowali się uprawą roli, a wychowywał wraz z sześciorgiem rodzeństwa. Przeprowadzili się do Kowali. Pan Feliks po ukończeniu szkoły powszechnej uczył się w szkole rzemieślniczej w Radomiu, pracując jednocześnie w zakładach Gałęzowski - Muller, które produkowały na potrzeby wojska. On sam w wojsku nie służył.

- Chciałem pójść do szkoły podoficerskiej dla nieletnich w Koninie, ale tam w pierwszej kolejności przyjmowano synów urzędników i wojskowych. Dla mnie nie było miejsca - wspomina Feliks Gawor.

Doskonale pamięta pierwsze dni września 1939 roku i naloty niemieckich samolotów. Samolotów, a przede wszystkim pilota samolotu, który widząc go jadącego rowerem, zaczął na niego polowanie. - Kule biły koło mnie, aż tylko kurz się unosił. Na szczęście nie zostałem trafiony… - wspomina.

GŁÓD

Pierwsze dni września 1939 roku to jeszcze jedne epizod. Feliks Gawor zabrał z opustoszałej Fabryki Broni w Radomiu dwa pistolety. Zdecydował się uciekać przed Niemcami na wschód. Dwa dni, dwie noce, bombardowanie uciekających na drogach. Znajomy żołnierz poradził mu, by wracał do domu. Posłuchał.

Gdy wrócił do Kowali, Niemcy otoczyli całą wieś i z zaczęli aresztowania. Wraz z innymi młodymi ludźmi został przewieziony najpierw na Wośniki, potem do parku Kościuszki, a następnie trafił do Kielc, by ostatecznie wylądować w jędrzejowskim klasztorze, zaadaptowanym przez Niemców na więzienie. I on, i inni nie wiedzieli za co ich zatrzymano, nikt ich nie przesłuchiwał, nie stawiał zarzutów. Nie wiedzieli też, dlaczego z powrotem przewieziono ich do Kielc - Bukówki. Tam pan Feliks po raz pierwszy w swoim życiu poznał, co to znaczy prawdziwy głód. - Pół litra jedzenia na dzień i to było wszystko - wylicza.

PISTOLET

Po półtora miesiącu od zatrzymania Niemcy otworzyli bramę obozu w Bukówce i kazali więźniom wracać do domu. Wrócił do domu i do pracy. Nie na długo. Feliks Gawor: - 15 stycznia 1940 roku znowu zostałem zatrzymany przez Niemców. Tym razem pod zarzutem posiadania broni i współpracy z partyzantami. Organizacja podziemna jeszcze wtedy w Kowali nie działała, a pistolet zakopałem kilka dni wcześniej na cmentarzu.

Areszt w Radomiu, przesłuchania, bicie. Niemcy wiedzieli o jego pistolecie, bo doniosła na niego jedna z mieszkanek wsi. - Broniłem się mówiąc, że visa przekazałem polskiemu żołnierzowi, podczas swojej wędrówki na wschód. Gdybym przyznał się do posiadania pistoletu, rozstrzelaliby mnie bez wahania - opowiada.

WIĘZIENIE

Za kratki trafił w cywilnych ciuchach, osadzono go na parterze w 12 -osobowej celi. Siedział z kryminalistami, bo cele politycznych więźniów były na piętrze.

- Początkowo spaliśmy na materacach, ale gdy zaczęły się zachorowania na tyfus, Niemcy spalili je i pozostała nam tylko goła podłoga - opowiada pan Feliks. - Mój ojciec, któremu w grypsie opisałem tę sytuację, przyszedł do aresztu i zaproponował, że dostarczy słomę. Strażnicy zgodzili się, dzięki temu mogliśmy zrobić sobie sienniki i na nich spać.

W tym czasie, według pana Feliksa, większość więziennego personelu stanowili Polacy. Niemcy pełnili wyższe funkcje.

- Najgorsi byli podpici esesmani. Czasami wieczorami bili więźniów. Przesłuchania odbywały się na miejscu, ale choć bito na nich nawet kijem, to nie baliśmy się ich tak bardzo, jak baliśmy się nadejścia środy. W te dni zabierano aresztantów do sądu wojskowego. Były tylko dwa rodzaj wyroków: albo uniewinnienie, albo kara śmierci. Większość słyszała ten drugi wyrok.

KALIFAKTOR

Pan Feliks pełnił w więzieniu rolę kalifaktora. Do jego obowiązków należało roznoszenie posiłków. Dzięki temu widział i wiedział więcej od innych więźniów. Między innymi o próbie ucieczki, którą zainicjował mężczyzna o nazwisku Majewski. Udało mu się obezwładnić strażnika, otworzyć dwie inne cele. Zabrakło jednak determinacji, Niemcy opanowali sytuację.

- Majewski próbował popełnić samobójstwo, podcinając sobie żyłę na szyi. Ale i ta próba była nieudana. Zginął później z rąk Niemców - przypomina sobie pan Feliks.

Przypomina też sobie kwiecień, kiedy trwało wywożenie na egzekucję mieszkańców wsi spacyfikowanych przez Niemców za współpracę z "Hubalem". Obserwował przez okno załadunek ludzi na ciężarówki, a ich liczbę zaznaczał ołówkiem na ścianie.

- Wśród wywożonych znalazło się dwóch chłopców, a Niemcy zastanawiali się, co z nimi zrobić. W końcu związali ich i zostawili - wspomina.

PAPIEROSY

W tym samym czasie, w radomskim więzieniu siedział też prezydent miasta Józef Grzecznarowski. Pan Feliks Gawor wiedział o tym, ale nigdy nie miał z nim, kontaktu. Wiele razy widział natomiast siedzącego w celi na piętrze byłego senatora i przewodniczącego Rady Miasta, Stanisława Kelles - Krauza.

- Jego żona, dzięki znajomości z wartownikiem, każdego dnia przynosiła dla niego paczkę z kanapkami i paczką papierosów ekstra płaskich. Ja dostarczyłem tę paczkę bezpośrednio do celi, dostając za to od pana Stanisława dwa papierosy.

Dalszy ciąg wspomnień Feliksa Gawora opublikujemy za tydzień, 8 października. Wśród nich: jego przeżycia w obozie koncentracyjnym, a także kulisy wyzwolenia przez Amerykanów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Radomskie