Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Moja lewa pierś - Halina Cecot, prezes Świętokrzyskiego Klubu Amazonki o operacji rekonstrukcji piersi

Iza BEDNARZ
- Z piersią czy z protezą warto nauczyć się radości z każdego przeżytego dnia - mówi Halina Cecot.
- Z piersią czy z protezą warto nauczyć się radości z każdego przeżytego dnia - mówi Halina Cecot. Fot. Aleksander Piekarski
Trochę się obawiałam, jak Halina zareaguje, kiedy ją poproszę, żeby pokazała mi swoją nową pierś. Ona odpowiedziała z uśmiechem: proszę bardzo! I odchyliła bluzkę…

Halina Cecot

Halina Cecot

Ekonomistka, w 1986 roku przeszła operację piersi po zdiagnozowaniu u niej raka piersi, od 1994 roku jest prezeską Świętokrzyskiego Klubu "Amazonki", odznaczona srebrnym Krzyżem Zasługi za działalność na rzecz kobiet po mastektomii. Mąż Wiesław, emerytowany budowlaniec, bardzo czynnie włącza się w prace klubu. Mają dwoje dorosłych dzieci - Anię i Marcina (obydwoje są prawnikami, synowa Katarzyna - nauczycielką angielskiego) oraz 7 - letnią wnuczkę Zuzię. Cały swój wolny czas dzieli między "Amazonki" i ukochaną wnuczkę.

Iza Bednarz:- O, kurczę, w ogóle nie widać różnicy…
Halina Cecot: - No pewnie, przecież o to chodziło, żeby odtworzyć usuniętą pierś, wraz z brodawką, w sposób zbliżony do kształtu drugiej piersi, żeby pasowały do siebie. I profesorowi Januszowi Jaśkiewiczowi się to udało.

* Czy ty ją czujesz?
- Trochę inaczej, niż tę drugą, bo to jest przeszczepiona skóra i tkanka tłuszczowa wycięta z fałdu skórnego na brzuchu. Nie można było odtworzyć wszystkich połączeń nerwowych, natomiast jest ukrwiona, tak samo jak druga pierś, ciepła, reaguje na dotyk.

* Długo myślałaś o tym zabiegu zanim się zdecydowałaś?
- Ponad 20 lat. Kiedy zachorowałam, wszystko potoczyło się bardzo szybko. Sama podczas kąpieli wymacałam sobie guzek w piersi. Skierowano mnie na operację. 22 stycznia 1986 roku wycięto mi lewą pierś razem z węzłami chłonnymi, aż do żeber. Wtedy nie było operacji oszczędzających, plastyki. Zresztą, ja miałam w głowie tylko jedną myśl: pozbyć się za wszelką cenę zarazy, nawet nie wymawiałam słowa "rak". Znosiłam naświetlania, chemię, zrobiłabym wszystko, żeby pozbyć się komórek nowotworowych.

* Bardzo chciałaś żyć…
- Ja musiałam żyć, miałam niewiele ponad 30 lat, dwoje małych dzieci: córka - 8 lat, syn - 9. Chciałam je odchować, żeby chociaż skończyły szkołę, targowałam się z Panem Bogiem: "jeszcze choć do matury", "jeszcze, żeby skończyły studia…"

* A dla siebie niczego nie chciałaś?
- Jedna lekarka ze Szczecina, gdzie jeździłam na chemię i naświetlenia, bo wtedy jeszcze nie istniało Świętokrzyskie Centrum Onkologii, też mnie zapytała: "kiedy przewiduje pani czas dla siebie?" Wtedy akurat przyjechał ze Stanów mój szwagier i opowiedział mi, że w Ameryce wykonują już operacje rekonstrukcji piersi, korekty drugiej piersi, żeby odbudować symetrię ciała. Mnie się to wszystko wydawało zupełnie nierealne.

* Nierealne, czy niepotrzebne?
-Wiesz co, potrzebne to było mi bardzo. Kiedy pierwszy raz obejrzałam się po mastektomii, i zobaczyłam, że po lewej stronie nic nie ma, tylko gładka powierzchnia skóry, pomyślałam: Boże, żyję, ale to jest straszne. Wróciłam z łazienki załamana do swojej sali, nie chciałam z nikim rozmawiać. W tym dniu, jakoś wcześniej niż zwykle odwiedził mnie mój mąż. Zauważył, że coś ze mną nie tak. W końcu się przyznałam, że nie mogę się z tym pogodzić, że nie mam jednej piersi. Nawet nie mogłam tego wypowiedzieć, powiedziałam tylko: "Ale ja nie mam…". Przytulił mnie mocno: "No i czym ty się przejmujesz? Gorzej byłoby gdyby to mnie coś zoperowali, a tak, damy sobie radę.

* Nigdy nie odczułaś, że mastektomia coś między wa-mi zmieniła? Wiele kobiet po tej operacji w ogóle rezygnuje z bliskości z mężczyzną, bo nie są w stanie przełamać bariery wstydu w samych sobie.
- Ja jestem szczęściarą, mam wspaniałego, mądrego, czułego męża, który bardzo mi pomógł przetrwać ten pierwszy okres zaakceptowania siebie po usunięciu piersi.

* Zaakceptowałaś siebie taką?
- Myślę, że do końca nigdy się z tym nie pogodziłam, dla-tego szukałam czegoś, żeby nadać sens temu, co mi się przy-darzyło. W 1993 roku w TVP 2 w programie Świat kobiet obejrzałam reportaż, w którym występowały kobiety z klubu "Amazonek" w Gdańsku. Zaczęłam szukać czegoś takiego u nas. Tak znalazłam Świętokrzyski Klub Amazonek, który powstał ja-ko drugi w Polsce, po klubie warszawskim. Poczułam się tam dobrze, wśród swoich. Zaangażowałam się w spotkania z Amazonkami, działałam jako ochotniczka, chodziłam do kobiet po mastektomii, leżących na oddziałach szpitalnych, przekonywa-łam je, że można dalej żyć, tylko trzeba w sobie przewartościować pewne sprawy, że trzeba mieć czas dla siebie, trzeba ćwiczyć, badać się kontrolnie, dbać o to ocalone życie. Starałam się, żeby kluby i filie powstawały także w innych miastach województwa świętokrzyskiego.

* I gdzieś tam z tyłu głowy była myśl o rekonstrukcji piersi?
- I gdzieś tam była ta myśl, ale wydawała mi się czymś zupełnie niedosiężnym. W 1994 roku spotkałam dziewczynę po rekonstrukcji piersi, potem jeszcze jedną i wtedy pomyślałam nieśmiało: może i ja?

* I co zrobiłaś?
- Nic. Marzyłam sobie. W 2006 roku, dwadzieścia lat po operacji usunięcia piersi pojechałam na konferencję o raku piersi do Wrocławia. Jednym z prelegentów był profesor Janusz Jaśkiewicz z Akademii Medycznej w Gdańsku, sława chirurgii onkologicznej, specjalizujący się w chirurgii piersi. Mówił w taki sposób o rekonstrukcji, że poczułam impuls, który przeszył całe moje ciało. Nagle zdałam sobie sprawę z tego, że przez te wszystkie lata czułam dyskomfort, ogromną niewygodę z powodu braku jednej piersi, ale spychałam to gdzieś racjonalnie, tłumacząc sobie, że przecież najważniejsze jest to, że w ogóle żyję, że mnie leczą, diagnozują, więc nie ma co wybrzydzać. Nagle poczułam, że chcę mieć tę pierś z powrotem. Po wykładzie podeszłam do profesora Jaśkiewicza, przedstawiłam się, po-wiedziałam, że jestem 20 lat po mastektomii i zapytałam, czy takie przypadki jak ja w ogóle mają jakąś szansę. Profesor był bardzo miły, powiedział: ależ proszę do nas przyjechać, zobaczymy, co się da zrobić.

* Pojechałaś?
- A skąd. Stchórzyłam. Za kilka miesięcy spotkałam go znowu na konferencji w Falentach, zorganizowanej przez Polską Unię Onkologii, ale jeszcze nie byłam zdecydowana, chciałam, żeby operacja odbyła się w Kielcach, a wtedy jeszcze nie było odpowiednich warunków do przeprowadzania rekonstrukcji w Świętokrzyskim Centrum Onkologii. W czerwcu 2007 roku zorganizowaliśmy konferencję w Kielcach "Rak przewodowy od A do Z", na którą zaprosiliśmy profesora Jaśkiewicza. Przed wykładem pokazałam profesorowi siedzibę naszego klubu. Profesor pamiętał mnie, zbadał mnie na sali ćwiczeń i stwierdził, że mam świetny materiał do rekonstrukcji. Tym razem odpowiedziałam:"To ja się zgadzam bardzo chętnie!".

* Już się nie bałaś?
- To chyba nie była kwestia strachu, ja musiałam dojrzeć do tej decyzji, upewnić się, że naprawdę tego chcę. Profesor zoperował mnie 16 października 2007 roku w klinice Akademii Medycznej w Gdańsku. W ogóle się nie bałam. Zresztą wszyscy w tym szpitalu byli tacy mili dla mnie, czułam się jakbym była w rodzinie.

* Były jakieś koszty?
- Tylko dojazdu, za rekonstrukcję piersi płaci w całości Narodowy Fundusz Zdrowia. Pacjentka po mastektomii ma do tego prawo, jeżeli istnieją wskazania zdrowotne, bo nie u wszystkich amazonek ten zabieg jest możliwy.

* Jesteś szczęściarą?
- Jestem. Tfu, tfu, żeby nie zapeszyć.

* Jak się poczułaś z tą nową piersią?
- Odkryłam rzecz zdumiewającą, o której nie miałam pojęcia: nagle moje ciało odzyskało harmonię. Nie tylko tę zewnętrzną, estetyczną. Zmieniła mi się cała statyka ciała, nagle zrównoważyła się prawa i lewa strona, kręgosłup został równomiernie obciążony, przestałam mieć problemy z bólem i równowagą. Sylwetka mi się wyprostowała.

* To ma aż takie znaczenie?
- No pewnie, nawet najlepsza proteza piersi nie zastąpi tego, co dała natura. Całe ciało na tym cierpi.

* Co powiedział mąż, kiedy cię zobaczył po rekonstrukcji piersi?
- Szału nie było. Przyjął to zupełnie bez emocji, dla niego przez cały czas byłam kobieca. Ta pierś była bardziej potrzebna mnie samej. Żeby wyjść normalnie na plażę, nie czuć na sobie wszystkich spojrzeń. Wiesz, to nawet nie chodzi o to, że ludzie na ciebie patrzą i coś dostrzegają, bo przecież jest specjalna bielizna, kostiumy kąpielowe przystosowane dla kobiet po mastektomii. Ale ciągle jest ta myśl, to nieustanne pilnowanie się, żeby wyglądać dobrze, żeby nic nie było widać, nic się nie wysunęło. To jest koszmar.

* Co sobie kupiłaś po rekonstrukcji piersi?
- Nową bieliznę oczywiście i kostium dopasowany do figury, bo operacja uszczupliła mnie tam, gdzie mi zależało. Bluzki z dekoltem sobie nie kupiłam, bo nigdy ich nie nosiłam. A, i po raz pierwszy od 24 lat założyłam na plażę dwuczęściowy kostium kąpielowy, z dyskretnym pareo. Ale muszę ci powiedzieć, że z piersią, czy z protezą warto nauczyć się radości z każdego przeżytego dnia.

Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie