Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Schronisko w Dyminach ma zostać przejęte przez cztery organizacje prozwierzęce

Lidia CICHOCKA
Pracownik schroniska pełnił rolę łącznika między kierowniczką i wiceprezesem PUK Bogdanem Klikowiczem a przedstawicielami organizacji prozwierzęcych i dziennikarzami.
Pracownik schroniska pełnił rolę łącznika między kierowniczką i wiceprezesem PUK Bogdanem Klikowiczem a przedstawicielami organizacji prozwierzęcych i dziennikarzami. Aleksander Piekarski
Tak jak informowaliśmy, powiatowy inspektor weterynarii podjął decyzję o likwidacji schroniska w podkieleckich Dyminach.

W piątek doszło do rozmów wiceprezydenta Tadeusza Sayora z Towarzystwem Opieki nad Zwierzętami, Świętokrzyskim Towarzystwem Opieki nad Zwierzętami oraz stowarzyszeniami Viva i Obrona Zwierząt na temat przejęcia schroniska do czasu rozstrzygnięcia konkursu na jego prowadzenie. Porozumienie osiągnięto bardzo szybko.

Zgodnie z nim, pięć osób dostało prawo wstępu na teren schroniska przez 24 godziny na dobę. W poniedziałek przedstawiciel organizacji podpisze w Wydziale Gospodarki Komunalnej UM umowę na przejęcie schroniska, ten proces ma się zakończyć do przyszłego piątku. Organizacje będą zarządzać schroniskiem do czasu rozstrzygnięcia konkursu na jego prowadzenie. Konkurs ma być ogłoszony w najbliższych dniach.

- Natychmiast jedziemy do schroniska i będziemy tam dzień i noc - stwierdziła Dagmara Głodowicz-Mazurek z TOZ. - Nie mamy zaufania do pracowników schroniska, chcemy przejąć opiekę nad zwierzętami.

Ewa Bartosik z ŚTOZ nie kryła zdziwienia, że porozumienie osiągnięto tak szybko i bezproblemowo. Tadeusz Sayor nie chciał dywagować, dlaczego nie załatwiono tego wcześniej, wszak skandal wokół kieleckiego schroniska trwa od dwóch miesięcy. Z gabinetu wiceprezydenta członkowie towarzystw pojechali do Dymin, gdzie zastali bramę zamkniętą. Wiceprezes Przedsiębiorstwa Usług Komunalnych Bogdan Klikowicz, który zjawił się pół godziny po nich, nie wysiadł, ale bez słowa wjechał na teren schroniska. Kontakty między nim a czekającymi odbywały się z pomocą pracownika, który chodził od bramy do biura. Po kolejnej półgodzinie wpuszczono osoby uprawnione do przebywania w schronisku. Przez godzinę prezes Klikowicz nie znalazł chwili na rozmowę z dziennikarzami.

PRACOWNICY MUSZĄ ODEJŚĆ

Zgodnie z ustaleniami, organizacje zatrudnią w schronisku swoich pracowników, dotychczasowi muszą odejść. Wiceprezydent Sayor zapewniał, że PUK znajdzie im inne zajęcie.

- Ci ludzie nie mogą tu zostać - przekonana jest Anna Studzińska. - Nie lubią zwierząt, nie chcą się nimi zajmować.

Nie ma też mowy o zatrzymaniu w pracy lekarza weterynarii. W czasie czwartkowej wizyty, zakończonej wezwaniem policji i zakończonej oskarżeniem o wtargnięcie na teren schroniska, z kociarni zabrano półprzytomnego kota. Lekarz nie chciał wyjaśnić, jaką diagnozę postawił, na czym polega leczenie. Kierowniczka nie otwierała drzwi biura, by wydać papiery adopcyjne. Kota przewieziono do lecznicy, gdzie podano mu kroplówkę. - Był w bardzo złym stanie, odwodniony, zatruty toksynami - mówi lekarz Aneta Pierzak.

W piątek zwierzak został zoperowany. Kierowniczka schroniska oskarżyła osobę, która wyniosła kota, o jego kradzież. Policja kilkakrotnie zjawiała się w gabinecie weterynaryjnym, żądając wydania kota. Lekarz odmówił, bo kot wymagał natychmiastowej pomocy. Za kotem przyjechała także szefowa schroniska, by zidentyfikować go i odebrać. Nic nie wskórała. W zamian towarzystwo złożyło doniesienie do prokuratury o znęcaniu się nad zwierzęciem.

JEDZENIE Z KANCELARII PREZYDENTA

Po alarmie podniesionym przez powiatowego lekarza weterynarii, który stwierdził, że w schronisku brakuje jedzenia, do Kielc z kancelarii Prezydenta RP przysłano dwie tony karmy. Kierowniczka nie zgodziła się na jej przyjęcie, argumentując, że to wbrew przepisom. - W tej chwili jedzenie dla psów jest, mają kaszę z suchą karmą - poinformował po obchodzie schroniska Dariusz Olszewski. - Teraz trzeba zająć się zwierzętami, ocenić ich stan, udzielić pomocy tym, które jej potrzebują, wziąć z boksu szczennych suk psa, bo i takie konfiguracje się zdarzyły.

Decyzję o likwidacji schroniska poseł Konstanty Miodowicz nazwał skandalem. Interweniował u wojewody i prezydenta. - Po likwidacji placówki nie uda się otworzyć jej w tym samym miejscu, a znalezienie nowego będzie trwać latami. To, co wydarzyło się w Kielcach, jest katastrofą i trzeba to traktować szczególnie - mówi Miodowicz

Organizacje prozwierzęce mają nadzieję, że remont schroniska da się przeprowadzić etapami i tylko część zwierząt będzie musiała je opuścić.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie