[galeria_glowna]
Obok domu samochodem przejeżdżali wówczas 30-letni Marcin Janus z żoną. Jechali na badanie ze swoim małym dzieckiem. Pan Marcin jest nauczycielem wychowania fizycznego w szkole w Końskich. To on jako pierwszy rzucił się na ratunek.
- Zobaczyliśmy, że z domu wydobywa się czarny dym. Na górze widać było ogień. Jakaś kobieta, prawdopodobnie ta babcia, krzyczała, że w środku są dzieci. Wszedłem do domu i na podłodze zobaczyłem dziewczynkę. Wyniosłem ją. Kobieta powiedziała, że w domu jest jeszcze jedno dziecko, jednak do środka nie dało się już wejść - opowiada mężczyzna trzymając na ręku własne dziecko. Czy czuje się bohaterem?
- Miałem taki odruch. Chyba każdy by tak zrobił. Przecież w środku były dzieci. Nie było czasu się zastawiać - odpowiada.
Dziewczynką wyniesioną z płonącego domu zajęła się pielęgniarka z oddziału neurologii koneckiego szpitala, mieszkająca kilka domów dalej. Koleżanka zaalarmowała kobietę. Ta przybiegła na miejsce i zaczęła reanimację. Później starania o uratowanie dziecka przejęła załoga karetki. Niestety nie udało jej się uratować.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?