Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zakonnik ze Świętego Krzyża o niezwykłej misji w Kamerunie

Lidia CICHOCKA [email protected]
Ojciec misjonarz Władysław Kozioł ze Zgromadzenia Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej.
Ojciec misjonarz Władysław Kozioł ze Zgromadzenia Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej. Łukasz Zarzycki
Ojciec Władysław Kozioł, misjonarz z klasztoru na Świętym Krzyżu od 28 lat przebywa na misji w Kamerunie. To on stworzył alfabet i przełożył na język ludu Gidarów pismo święte.

Ile kosztuje studnia w Kamerunie

* badania hydrogeologiczne - 550 euro; * roboty wiertnicze - 11 700 euro; * budowa infrastruktury - 520 euro

Ojciec Władysław nie kryje, że marzył o wyjeździe na misję. Ta zaczęła się dla niego od nauki języka. - Decyzja, że jadę do Kamerunu zapadła błyskawicznie. Kilka lat pracowałem w parafii w Kędzierzynie, kiedy zakon szukał ochotników do wyjazdu - opowiada.

- Zgłosiłem się, ale zamiast do Afryki trafiłem do Francji. W ciągu kilku miesięcy musiałem nauczyć się francuskiego.

Nauczycielkę młody zakonnik miał bardzo srogą, pilnowała by od 8 do 18 wkuwał słówka, poznawał gramatykę. - Nauka trwała od sierpnia do grudnia. Pod koniec 1981 roku wraz z trzema innymi zakonnikami polecieliśmy, oni mieli się zająć budową kościoła, a ja trafiłem w północne rejony do miejscowości Guider, gdzie pośrodku sawanny leżała misja katolicka w Lam. Guider to centrum życia duchowego i społecznego Gidarów, jednego z ludów Kamerunu.

O Kamerunie zakonnik wiedział niezbyt wiele, ale na miejscu szybko uzupełniał wiedzę. Jest to kraj większy od Polski ze kilkoma strefami klimatycznymi, bardzo różnorodny i bardzo piękny. - Mieszkało w nim około 220 grup posługujących się różnymi językami, o różnej kulturze. Ja trafiłem do Gidarów, bardzo dużego ludu posługującego się również kilkoma językami.
To co zachwyciło zakonnika z Polski to moralność Gidarów. - Oni do tej pory przestrzegają zasad czystości, dbają o rodzinę, mają doskonale podzielone obowiązki. Tylko dzięki temu udało im się przetrwać i nie zatracić ani kultury, ani języka.

Ojciec Kozioł na samym początku wyjaśnia, że europejskie pojęcie o dzikusach mieszkających w Afryce jest bardzo mylące. - Dopiero, kiedy się ich pozna można zrozumieć dlaczego postępują tak a nie inaczej, docenić ich mądrość, szanować przekonania - wyjaśnia.
- Początkowo moje porozumiewanie się z Gidarami było trudne. Ja znałem słabo francuski, oni też, więcej domyślaliśmy się o co nam chodzi niż rozumieliśmy. Z czasem nauczyłem się francuskiego - nawet mam problemy ze znalezieniem polskich odpowiedników niektórych słów. Nauczyłem się również gidarskiego.

Ojciec dużo rozmawiał z mieszkańcami wiosek i miast w których przebywał. Jest świetnym słuchaczem, więc miejscowi chętnie dzielili się z nim swą wiedzą. - A ja zasłyszane u nich bajki i opowiadania - bajki są o zwierzętach, opowiadania - o ludziach, spisywałem. Nikt wcześniej tego nie robił.

Jedną z historii, które poruszyły ojca Władysława była ta o złotym tamtamie. - Kiedy najeźdźcy opanowali terytorium Gidarów chcieli zmusić ich do uległości i zabronili im mówić w ojczystym języku. Wtedy Gidarowie zaczęli porozumiewać się za pomocą tamtama. Okupanci byli wściekli, bo znowu nic nie rozumieli. Chcieli zniszczyć tamtam, ale im się nie udało. I tak właśnie było z mową Gidarów. Przetrwała, ale nie było żadnych zapisów.

Polski zakonnik zapisał najpierw alfabet, potem zasady gramatyki. Powstał też słownik z 9 tysiącami haseł. To pokazuje jak bogaty jest język gidarski. Aby dotrzeć do wszystkich, razem z braćmi postanowił też przetłumaczyć na gidarski najpierw czytania mszalne, a potem Pismo Święte. Wcześniej oblaci z Francji przetłumaczyli między innymi modlitwę "Ojcze nasz". Dzisiaj by uświadomić Polakom jak jest język Gidarów ojciec rozdaje pocztówki z przetłumaczoną modlitwą Zdrowaś Mario.
To on razem z innymi zakonnikami uczył dzieci czytać i pisać. - Pierwsze szkoły to było kilka gałęzi udających dach, uczniowie siedzieli na kamieniach - wspomina ojciec Władysław. Teraz szkoły są we wszystkich miejscowościach. Ludzie rozumieją, że nauka jest ważna. A szkoły katolickie zakładane po wsiach są bezpłatne, to dodatkowy bodziec do posłania dziecka.

Oblat mieszkając tyle lat wśród Kameruńczyków wychwala ich podejście do pracy, do rodziny. - W każdym domu jest bardzo wyraźny podział ról. Mężczyzna wstaje przed świtem by zanim słońce wzejdzie być na polu i tam powitać słońce. Wtedy symbolicznie skrapia wodą ziemię. To bardzo piękny obyczaj. On uprawia ziemię, odpowiada za przyniesienie do domu ziarna, które kobieta ma zamienić w jedzenie.

Ona wraz z dziećmi ma dbać o ogródek, zbierać zioła, które używane są jako przyprawy. Ona przynosi wodę - czasami z odległości kilku kilometrów, gotuje, a kiedy mąż wraca z pola podaje mu posiłek. Robi to bardzo ładnie, z gestem pełnym szacunku.
Sposób podania jedzenia jest też formą komunikacji. - Można wiele z niego wyczytać, nawet to, że z małżeńskiego seksu nici - objaśnia ojciec Władysław.
Zakonnik tłumaczy, że zachód słońca traktowany jest w Kamerunie symbolicznie: jako połączenie się Słońca - pierwiastka męskiego, z Ziemią - matką. Rano rodzi się nowe życie, dlatego Kameruńczycy każdy dzień witają z nadzieją.

Zakonnik wyjaśnia, że życie toczy się stałym rytmie: ludzie są aktywni rano i po południu. - Ktoś, kto będzie próbował pracować w południe przepłaci to zdrowiem - mówi i dodaje, że dla wielu białych widok kryjących się w cieniu mieszkańców był niezrozumiały. - Mówiono o nich leniuchy, ale to nie lenistwo tylko pragmatyzm. Ja postępowałem tak samo. W upale, który panuje w Afryce nie da się pracować.

Wiele osób z ludu Gidar przeszło na chrześcijaństwo. - Pierwszym pytaniem, z którym się spotykałem było: Kto mnie tu przysłał. Tłumaczyłem, że taki pan co zstąpił z nieba. To do nich docierało, bo także ich bóg, Mangelwa mieszkał w niebie. "Mangelwa" oznacza dosłownie "ten, który, gdy mówi, ma miłość w ustach i przez którego wszystko się staje".

Zakonnicy starali się nauczać swoich wiernych rzeczy praktycznych. - Nauczyliśmy ich hodowli świń, mięso jest ekologiczne, bez sztucznych pasz więc ceny osiąga bardzo dobre - cieszy się zakonnik. To pod ich wpływem zaczęto uprawiać warzywa tak ważne do urozmaicenia monotonnej diety. Zaczęli sprzedawać także nioski i jajka. Dzięki temu mają pieniądze na prowadzenie fundacji pomagającej dzieciom chorym na AIDS.

Głód i choroby są ogromnym problemem w Kamerunie. - Nie wśród Gidarów, oni mają bardzo surowe prawa, dbają o nienaruszalność rodziny. Gdzie indziej wykorzystywanie dzieci jest bardzo częste. Zdarzają się gwałty, prostytucja, porwania dla okupu. Policja walczy z przestępcami. To co my możemy zrobić, to uczyć zawodu, by ludzie mogli mieć pracę, by nie cierpieli głodu.
Zakonnik bierze także udział w akcji budowania studni. - Większość gidarskich dzieci choruje bądź będzie chorować z powodu skażonej wody, której codziennie używa się tam do picia - mówi. Bo tak już jest, że jeśli nie ma świeżej wody, bierze się ją z bajor pozostałych po porze deszczowej. Tych samych, w których się pierze, myje, z których nocą piją dzikie zwierzęta, a w dzień - ludzie. Efekt - zarazki ameby.

To dlatego postanowił, że będzie szukał wody a przy każdej studni zbuduje kaplicę. Tych studni jest już trochę. We wsiach, gdzie powstawały nowe studnie, na ogół istniały już chrześcijańskie wspólnoty katechumenalne lub nawet żyli ochrzczeni Gidarzy. Jednak nawet tam, gdzie chrześcijaństwa jeszcze nie było, nie zdarzały się nigdy konflikty pomiędzy misjonarzami i autochtonami. Studnia jednoczy wszystkich. Najpierw przy pracy nad jej budową, później podczas czerpania wody.
- Tak ewangelia łączy się z życiem - mówi ojciec Kozioł i zachęca do wspierania budowy studzien. Woda to w Afryce dar życia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie