Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ordynator, Jerzy Błasiak lubi podróże i zwiedzanie

Mateusz Bolechowski
Jerzy Błasiak od sześciu lat jest ordynatorem II Oddziału Wewnętrznego w skarżyskim szpitalu.
Jerzy Błasiak od sześciu lat jest ordynatorem II Oddziału Wewnętrznego w skarżyskim szpitalu. Mateusz Bolechowski
Jerzy Błasiak ma 51 lat, pochodzi ze Skarżyska - Kamiennej. Jest żonaty, ma dwoje dzieci. Ukończył studia na Akademii Medycznej w Białymstoku. Jest specjalistą Chorób Wewnętrznych drugiego stopnia. Pełni funkcję ordynatora Oddziału Wewnętrznego II w skarżyskim szpitalu. W plebiscycie Echa Dnia na Lekarza Roku zajął trzecie miejsce w powiecie skarżyskim.

Mateusz Bolechowski* Nie po raz pierwszy znalazł się pan w gronie laureatów naszego plebiscytu.

Jerzy Błasiak - W 2006 roku zająłem drugie miejsce. W ubiegłym roku byłem siódmy, teraz trzeci. To miły akcent tej ciężkiej pracy. Dziękuję serdecznie wszystkim pacjentom za oddane głosy i uznanie.

*Od kiedy kieruje pan oddziałem wewnętrznym? Praca ordynatora pewnie różni się od obowiązków zwykłego lekarza.

-Ordynatorem jestem od 2006 roku. Ordynator to przede wszystkim lekarz, ale także osoba odpowiedzialna za organizację pracy oddziału i to nie tylko pod względem medycznym, ale także co jest znakiem czasu ekonomicznym. Czas pracy jak każdego kierownika nie jest limitowany. Czasem trzeba zostać do wieczora i jeszcze przyjechać w nocy. Ale nie żałuję swoich decyzji. Uważam, że udało się nam stworzyć oddział na bardzo dobrym poziomie. Problemy oczywiście są zawsze, ale staram się nie narzekać lecz raczej je rozwiązywać oraz podkreślać to, co się udało. Wielu pacjentów przychodzi i dziękuje za udzieloną pomoc, chwali opiekę na oddziale. Jestem z tego dumny bo niełatwo jednak jest osiągnąć uznanie pacjentów. To zasługa całego naszego zespołu medycznego. Mimo, że jesteśmy tylko szpitalem powiatowym i to z problemami finansowymi to staramy się jednak leczyć zgodnie z najnowszymi standardami. Okazuje się, że jeżeli się tego chce to można to zrobić. Ostatnio, po wielu miesiącach starań, udało się nam uruchomić centrum edukacji diabetologicznej. Jest to trzeci taki punkt w naszym regionie. Korzystają z niego nieodpłatnie pacjenci chorzy na cukrzycę.

*Choroby wewnętrzne to chyba trudny dział medycyny.

-To prawda. Specjalista chorób wewnętrznych musi biegle poruszać się w zakresie bardzo wielu dziedzin medycyny. Nie może ograniczyć się tylko do opanowania wiedzy z zakresu wąskich specjalizacji. Dodatkowo stale musi podnosić swoje kwalifikacje podążając za nowościami w diabetologii, kardiologii, gastrologii i wielu innych specjalizacjach wchodzących w skład tej specjalności. Stąd tak trudna jest to specjalizacja.

*Coraz częściej mówi się o przeniesieniu pańskiego oddziału na ulicę Szpitalną. Nie żal będzie panu opuszczać Półsanatorium?

-Ja nie wiążę się z budynkiem. Oddział to: pacjenci i zajmujący się nimi personel. Kluczem do sukcesu, do prawidłowego funkcjonowania Oddziału jest dobrze wyszkolony, współpracujący ze sobą i rozumiejący się zespół medyczny. Nie ukrywam jednak, że od początku uważałem decyzję o przeniesieniu Oddziałów Wewnętrznych na ulicę Ekonomii za nieszczęśliwą. Chorzy naszego Oddziału to bardzo często pacjenci w stanie zagrożenia życia wymagający nadzoru ze strony lekarzy różnych specjalizacji i chociażby z tego powodu Oddział Wewnętrzny powinien docelowo powrócić do budynku głównego naszego szpitala.

*Lubi pan swoją pracę?

-Może to dziwnie zabrzmi, ale medycyna to moje hobby, a więc jeżeli się wykonuje pracę, którą się lubi, to ma się chyba w życiu szczęście. Choć biorąc pod uwagę ilość wypracowywanych miesięcznie godzin pracy mógłbym u siebie zgodnie z przyjętą definicją rozpoznać syndromy pracoholizmu. To przypadłość jednak bardzo wielu lekarzy. Dobrze, że żona pilnuje, żebym na urlop nie zabierał literatury medycznej.

*Co pan uznaje za swój największy sukces?

Moja najbliższa rodzina to dla mnie obok zdrowia największa wartość w życiu. Mogę powtórzyć za pewną reklamą, że: "Za całą resztę można zapłacić kartą". Rodzicom, którzy niestety już nie żyją jestem wdzięczny, bo dzięki nim zostałem lekarzem. Żona Małgorzata jest także lekarzem i pewnie dlatego ze zrozumieniem potrafi znieść moje ciągłe nieobecności w domu. Nasze dzieci - Anna i Krzysztof, wybrali inne zawody. Syn jest akustykiem, córka informatykiem. Tworzymy szczęśliwą rodzinę i to mój największy sukces w życiu. Tego kupić się nie da, podobnie, jak zdrowia.

*Co pan najchętniej robi w wolnych chwilach?

-W tych dość rzadkich przypadkach czytam, oglądam wypożyczone filmy, bo na telewizję nie mam czasu, słucham muzyki. Podróże, związane ze zwiedzaniem, to moja kolejna pasja. W ubiegłym roku wraz z żoną byliśmy w Ziemi Świętej i to było spełnienie mojego marzenia. W tym roku wybieramy się do Andaluzji. Jedno hobby właśnie tracę - Adam Małysz kończy karierę. Nie opuściłem niemal żadnego jego startu. Nigdy nie sądziłem, że mężczyzna mężczyźnie może dostarczyć tylu emocji. Małysz to wspaniały człowiek. Bardzo go cenię nie tylko za wyniki sportowe, ale przede wszystkim za postawę życiową. Wąsy mam, więc nie musiałem przyklejać na jego pożegnanie. Nasz skoczek pokazał, że można wiele osiągnąć własną pracą, bez układów i protekcji. A to dużo znaczy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie