Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Edyta Herbuś: Wolę być głodna niż jeść kurczaki

Iza BEDNARZ
Edyta Herbuś jest twarzą Fundacji Spełnionych Marzeń.
Edyta Herbuś jest twarzą Fundacji Spełnionych Marzeń. ZOOM
Z Edytą Herbuś, tancerką i aktorką pochodzącą z Kielc, rozmawiamy o kampanii "Odczaruj raka", strachu przed nowotworami i o tym, dlaczego wolałaby być głodna.

Edyta Herbuś

Edyta Herbuś

Pochodząca z Kielc tancerka klasy "S" w tańcach latynoamerykańskich, finalistka mistrzostw świata i Europy, wygrała Konkurs Tańca Eurowizji w 2008 roku. Amatorsko uprawia aktorstwo. Wystąpiła w II i IV edycji "Tańca z gwiazdami" show w telewizji TVN oraz w programie "Jak oni śpiewają", w serialu "Na Wspólnej" grała Urszulę, wystąpiła w serialach "Klan", "Samo życie", "Plebania", "Tylko miłość", "Kryminalni". Jest twarzą Fundacji Spełnionych Marzeń działającej na rzecz dzieci chorych na nowotwory.

Edyta Herbuś przyjechała w środę do rodzinnych Kielc jako ambasador Fundacji Spełnionych Marzeń działającej na rzecz dzieci chorych na nowotwory. Po raz kolejny spotkała się z chorymi dziećmi.

Iza Bednarz: * Co może dać celebryta dzieciakom chorym na raka?
Edyta Herbuś: - Zaobserwowałam, że moja obecność pomaga i dzieciom, i rodzicom. Bardzo intensywnie rozwijam swoją wiedzę, czym jest ta choroba, dowiaduję się w trakcie działań Fundacji Spełnionych Marzeń, jakie są potrzeby rodziców, jakiego wsparcia potrzebują i później przy kolejnych odwiedzinach, wiem, w jaki sposób okazać im wsparcie, jak rozweselić dzieciaki.

* Jakie było pani pierwsze spotkanie z dziećmi chorymi na nowotwory?
- Na szczęście nikt z mojej rodziny nigdy nie chorował na raka, to była dla mnie zupełnie obca rzeczywistość. Powiem szczerze, że kiedy dostałam pierwsze zaproszenie na oddział, byłam trochę zdezorientowana i zagubiona. Poczułam się beznadziejnie: co ja mogę w tej sytuacji? Matko Święta, jak ja przyjdę z tym swoim zdjęciem, napiszę imię, nazwisko, co to da w obliczu czyjeś choroby? Ale po pierwszym spotkaniu z tymi dziećmi widzę, że to jest dla nich frajda. To nie tylko wręczanie zdjęć, ale długofalowe akcje, które dają tym dzieciom powiew świeżości, świadomość, że nie są same, że ktoś się o nie martwi, interesuje się nimi. A przede wszystkim, że rak to nie jest wyrok. Na dziś ponad 75 procent uleczalności to świetny wynik. To już nie choroba śmiertelna, ale przewlekła, w leczeniu której bardzo dużą rolę odgrywają silna psychika i pozytywne nastawienie, zaufanie do lekarzy.

* Pamięta pani najtrudniejsze spotkanie z chorymi dziećmi?
- Zawsze są trudne momenty. Ostatnio odwiedzałam chłopców, jednemu z nich amputowano nogę. Nie przyszło mi do głowy nic mądrego, co można w takiej sytuacji powiedzieć. Nie martw się, wszystko będzie dobrze? Przecież nie, bo nigdy nie będzie miał nogi. Czasem muszę się po cichu wycofać. Na pewno trudno rozmawiać z malutkimi dziećmi, które są świeżo po chemioterapii, osłabione, niechętne wszelkim kontaktom ze światem, ale czasem one tak wspaniale reagują, cieszą się, napawają optymizmem. Na mnie ich reakcje też oddziałują i wychodzę ze szpitala niesamowicie naładowana energią.

* To pani też coś dają te spotkania?
- Przede wszystkim czuję sens naszego działania.

* Fundacja Spełnionych Marzeń to przygoda na chwilę? Jak długo zamierza pani działać w fundacji?
- Ustaliliśmy, że jestem twarzą tej kampanii, czuję się za to odpowiedzialna i będę pomagać tak długo, jak długo będę potrzebna. Aż do dowołania.

* Gra pani w filmie, tańczy, uczy się aktorstwa, dziennikarze narzekają, że trudno się z panią umówić na wywiad, a w szpitalu trzeba trochę pobyć przy chorym dziecku, nie wystarczy dać w łapkę zdjęcia z autografem. Jak pani znajduje na to czas?
- Prawda, jest to czasochłonne, bo ośrodki, które odwiedzamy znajdują się w różnych miastach całej Polski, ale jeśli się czegoś naprawdę chce, można to pogodzić. Dla mnie jest to jedna z najważniejszych rzeczy, które robię obecnie i dbam o to, żeby ten czas wygospodarować.

* Jak pani ocenia Szpital Dziecięcy w Kielcach?
- Dla mnie to bardzo ważny szpital, w moim rodzinnym mieście. Zaskoczyło mnie tutaj, że personel oddziału onkologiczno-hematologicznego ma świetny kontakt z rodzicami. Często w innych ośrodkach, które odwiedzaliśmy, rodzice pytali w ankietach, czy psycholog na oddziale mógłby być bardziej dostępny, mieliśmy też odczucia, że informacje, które przekazywaliśmy tym rodzicom były dla nich czymś zupełnie nowym. W Kielcach zobaczyłam, jaka jest kapitalna więź między panią doktor Karolczyk i innymi lekarzami z tego oddziału a rodzicami, zresztą takie relacje są między rodzicami i całym personelem. W ankietach od rodziców z Kielc mieliśmy najmniej pytań, oni tu już wszystko wiedzieli. Cieszę się, że moje rodzinne Kielce tak funkcjonują, że na oddziale jest dwóch psychologów, rodzice są uspokojeni. To jest naprawdę duży wyczyn. Zachęcam wszystkich rodziców, żeby korzystali z tych porad. Często wystarczy tylko przyjść, wyrzucić swoje emocje, popłakać albo usiąść i pobyć w milczeniu, to naprawdę pomaga.

* Różnie bywa w życiu, czasem ma się dużą rodzinę, ale nie każdy wie, co w takiej sytuacji powiedzieć.
- Dlatego prowadzimy akcję "Odczaruj raka" na oddziałach onkologii dziecięcej, żeby rodzice mieli okazję dowiedzieć się jak pomóc dziecku, a przede wszystkim sobie.

* Ludzie w Polsce ciągle boją się raka. Niektórzy unikają odwiedzin w takich oddziałach, jakby bali się zarazić, choć rak nie jest chorobą zakaźną. Z drugiej strony Światowa Organizacja Zdrowia informuje, że nowotwory będą wkrótce główną przyczyną zgonów, bo społeczeństwa się starzeją, działają też skutki uboczne postępu cywilizacyjnego. Niektórzy wręcz unikają badań profilaktycznych, żeby nie usłyszeć diagnozy: nowotwór. Czy boi się pani raka?
- Strach robi najwięcej złego na świecie. Konfrontowanie się z wrogiem jest pierwszym krokiem do uzdrowienia wszystkiego. Kiedy czegoś nie wiemy, nie rozumiemy, nie potrafimy rozpoznać, strach urasta do tygrysa, który ryczy za drzwiami. Po otwarciu tych drzwi okazuje się, że jest za nimi mały piesek chichuachua, który robi hau, hau. Nie boję się raka, ale boję się tego, w jakim kierunku idzie nasza cywilizacja i mam świadomość, że większość chorób prowokujemy sami niewłaściwym stylem życia, dietą.

* Jest pani świadomym konsumentem, czyta pani etykietki na żywności?
- Tak, bo uważam, że bardzo ważne jest to, co wprowadzamy do swojego organizmu. Korzystam też z rad medycyny niekonwencjonalnej. Mój lekarz, Ayurweda, mówi mi, że największym draństwem są kurczaki, bo ilość sterydów używanych do tego, żeby je wyhodować zostaje w organizmie na bardzo długi czas i przynosi nieodwracalne zmiany. Dlatego chcę zaapelować, żebyśmy zwracali uwagę na to skąd pochodzi żywność, z której przygotowujemy posiłki. Żebyśmy nie pozwalali jeść dzieciom śmieciowej żywności, zwłaszcza fast foodów. Żebyśmy kupowali zdrową, ekologiczną żywność, a nie przerośnięte mutanty, truskawki wielkości pomidorów. Szczerze mówiąc wolę być głodna niż jeść kurczaki z masowej hodowli karmione sterydami.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie