Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niezwykłe spotkanie Anny i Grzegorza Świerczów ze Stingiem

dota
- "Znam skądś tego faceta” - powiedział Sting wskazując na swoją podobiznę na koszulce Grzegorza Świercza. Wicemarszałek pokazuje płytę z autografem wokalisty.
- "Znam skądś tego faceta” - powiedział Sting wskazując na swoją podobiznę na koszulce Grzegorza Świercza. Wicemarszałek pokazuje płytę z autografem wokalisty. Łukasz Zarzycki
- Sting nie zawiódł! - zgodnie mówią Anna i Grzegorz Świercz, którzy 18 czerwca byli na koncercie Stinga w Ergo Arenie w Gdańsku. Pewnie występ zapamiętaliby jako niezwykłe przeżycie artystyczne, gdyby nie to, co się wydarzyło następnego dnia…

Zacznijmy jednak od początku. - Mam całą dyskografię Stinga, słucham go praktycznie od zawsze - mówi Grzegorz Świercz, wicemarszałek województwa świętokrzyskiego. - Razem z żoną jesteśmy jego fanami. W zeszłym roku zagrał koncert w Polsce, na którym niestety nie mogliśmy być obecni. Kiedy więc okazało się, że Sting znów zagra w naszym kraju, w Gdańsku, powiedzieliśmy: nie ma przeproś, jedziemy!

FAJERWERKI BYŁY ZBĘDNE

Anna i Grzegorz Świercz znaleźli się w gronie prawie 13 tysięcy miłośników talentu "Żądła", którzy przybyli do Ergo Areny w Gdańsku.

- Sting nie zawiódł! Wystąpił w ramach swojej światowej trasy Symphonity. Koncert, który przeżyliśmy to była prawdziwa uczta melomana, bez zbędnych ozdobników, fajerwerków, na stonowanej, wręcz ascetycznej scenie był On, Jego Głos oraz towarzysząca mu orkiestra symfoniczna Polskiej Filharmonii Bałtyckiej, którą dyrygowała Sarah Hicks - podkreśla Anna Świercz, profesor Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach. - Na scenie Sting, zaczął delikatnie, od przeboju "Every Little Thing She Do Is Magic". Rozkołysał publiczność, która śpiewała wraz z nim słowa refrenu i tak już pozostało do końca tego zjawiskowego koncertu. Nie było drażniących suportów ani oczekiwania na gwiazdę. Koncert zaczął się punktualnie, a Sting bisował czterokrotnie, wprawiając słuchaczy w prawdziwy zachwyt.

Nie zabrakło tych największych przebojów Stinga, w znanych oraz w nowych aranżacjach. O talencie tego artysty trudno dyskutować. Ale widownię oczarował także swoją osobowością.

GDAŃSK JAK NEWCASTLE

- Podczas koncertu wielokrotnie nawiązywał kontakt z publicznością, wywołując śmiech sympatii. Ze sceny padały osobiste zwierzenia jak na przykład o tym, że jego ojciec chciał, aby został marynarzem, bo to pozwoliłoby mu mieć ciekawe życie i umożliwiłoby zwiedzenie świata. Gdy postanowił, że zostanie muzykiem, ojciec był mocno rozczarowany. Sting mówił, też, że Gdańsk mu się podoba, nawet w deszczu, bo bardzo przypomina jego rodzinne, portowe Newcastle - wspomina Anna Świercz.

- Koncert trwał godzinę, potem Sting zapowiedział przerwę. Zrobił to po polsku, a dokładnie łamaną polszczyzną, ale żebrał ogromne brawa! Potem odbyła się część druga - dodaje Grzegorz Świercz. - Koncert był przebajeczny, choć nikt nie zjeżdżał z 10 piętra. Wokalista udowodnił, że przy użyciu oszczędnych środków - głosu, gitary, harmonijki ustnej można po prostu zaczarować publiczność.
Występ Stinga był niezwykłym przeżyciem artystycznym, ale szybko okazało się, że dla państwa Świerczów to nie koniec atrakcji!

SPOTKANIE Z GWIAZDĄ

- Następnego dnia zeszliśmy na dość późne śniadanie do restauracji naszego hotelu Radisson. Dopijaliśmy kawę, kiedy w sali pojawiła się pewna, skądś znana mi kobieta. To była dyrygent orkiestry symfonicznej. Tuż za nią wszedł Sting - relacjonuje Grzegorz Świercz.

- Okazało się, że nocował tu razem z zespołem - kontynuuje Anna Świercz. - Zwrócił uwagę na koszulkę męża: stwierdził "znam skądś tego faceta", wskazując na swoją podobiznę na piersi małżonka (był to t-shirt reklamowy wyprodukowana po koncercie Stinga w Poznaniu). Podziękowaliśmy Stingowi za fantastyczny wieczór. Chociaż nie zbieram autografów ten jeden postanowiłam zdobyć. Wróciliśmy do pokoju po płytę Stinga. Udało się. Chętnie ją podpisał, pytając skąd jesteśmy. Gdy dowiedział się, że przyjechaliśmy 500 kilometrów, aby go posłuchać odparł, że chętnie Kielce odwiedzi, jeżeli ma tam takich fanów.

STING I GRZEGORZ ŚWIERCZ - CO MAJĄ WSPÓLNEGO?

W bezpośrednim kontakcie artysta oczarował Annę i Grzegorza Świerczów. - Urzekł nas swoją bezpośredniością, tym, że nie robił zamieszania wokół swojej osoby, że nocował w hotelu, który nie był wyłączony z użytkowania, zjadł śniadanie na ogólnej sali z innymi gośćmi, skromny, szczupły człowiek o prawdziwie niebieskich oczach, w szarym kaszmirowym swetrze, dżinsach i brązowych mokasynach. Ponoć jedynym wymaganiem Stinga jako "gwiazdy" było to, aby dyrekcja hotelu pozostawiła obok jego sypialni dwa puste apartamenty, gdyż po koncercie chciał w ciszy odpocząć. Zresztą zapłacił za nie.

Okazało się też, że Grzegorz Świercz i Sting mają jedną cechę wspólną: - Obaj mamy plamkę na tęczówce. Ja mam kawałek jednego oka inny i on też - śmieje się wicemarszłek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie