Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Była bita mimo ciąży. Wstrząsająca relacja Teodory Biegańskiej

Piotr KUTKOWSKI [email protected]
Teodora Biegańska cieszy się z powstania stowarzyszenia.
Teodora Biegańska cieszy się z powstania stowarzyszenia. Piotr Kutkowski
- Nareszcie jestem u siebie! - ten spontaniczny okrzyk Teodory Biegańskiej w momencie otwierania siedziby stowarzyszenia Radomski Czerwiec 76 zaskoczył nawet organizatorów uroczystości. Wiele wycierpiała, teraz ma nadzieję, że prawda o tamtych wydarzeniach zwycięży kłamstwa, które przez długie lata produkowano.

Wspomnienia czytelników

Wspomnienia czytelników

Zachęcamy Państwa do dzielenia się swoimi wspomnieniami z wydarzeń radomskiego Czerwca 1976. Można je przysłać na adres [email protected] lub listownie na adres: "Echo Dnia", 26-600 Radom, ulica 15 Czerwca 60 z dopiskiem "Radomski Czerwiec".

Mały lokal przy ulicy Słowackiego w Radomiu. Nad drzwiami szyld Radomski Czerwiec 76. Stowarzyszenie powstało zaledwie kilka tygodni wcześniej, siedzibę święci biskup Edward Materski, który życzy założycielom, by dawali świadectwo o tamtych, tragicznych wydarzeniach sprzed 35 lat. O tym samym mówi w swoim wystąpieniu Andrzej Kosztowniak, prezydent Radomia. - Wiele pracy już wykonaliście, ale tak naprawdę praca edukacyjna dopiero przed wam - zauważa.

Członkami stowarzyszenia są ludzie skrzywdzeni w związku z protestem 25 czerwca 1976 roku. Przez laty bici, karani, napiętnowani mianem bandytów, warchołów. W najlepszym razie skazywani na zapomnienie. Zakładając stowarzyszenie chcą walczyć o swoje prawa, starszym ludziom przypominać o tamtym proteście a młodym uświadamiać, że w ogóle był.

Pośród uczestników uroczystości stoi drobna, szczupła kobieta. Reaguje na każde wypowiedziane słowo bardzo spontanicznie. Tak samo spontaniczne zareagowała 25 czerwca 1976 roku, gdy zobaczyła rano idących ulicami Radomia ludzi, którzy postanowili zaprotestować przeciwko wprowadzonym przez komunistyczne władze podwyżkom cen.

KOMITET

Mieszkała wtedy na paterze kamienicy na rogu ulic Żeromskiego i Słowackiego, pracowała w Radomskiej Wytwórni Telefonów, wychowywała samotnie córkę i syna. Trzecie dziecko było w jej łonie, znajdowała się wtedy w trzecim miesiącu ciąży.

- Dzieci zostawiłam pod opieką sąsiadki, sama poszłam wraz z innymi. Czułam, że to jest mój obowiązek - opowiada.

Po południu wraz z innymi znalazła się pod siedzibą Komitetu Wojewódzkiego PZPR. Była świadkiem toczących się rozmów, potem widziała, jak ludzie wpadają do partyjnego gmachu i jak wyrzucają z niego znalezione tam rarytasy. Postanowiła wraz z dwoma kolegami również wejść do gmachu. Nie ukrywa, że kierowa nią ciekawość, co jeszcze partyjni dostojnicy chowali we wnętrzach swojej siedziby. Z kolegami szybko się zgubiła, spotkała natomiast zbiegającego po schodach dawnego nauczyciela. Jak sądzi nie tylko poznał ją, ale późnej też działał przeciwko niej.

Kolegów nie udało jej się odnaleźć, gdy pojawił się ogień i zaczęło się robić naprawdę gorąco opuściła gmach.

Wracając do domu, na wysokości technikum samochodowego poczuła nagłe uderzenie w głowę. - Dostałam prawdopodobnie pojemnikiem od gazu - twierdzi. - Zamroczyło mnie, ale doszłam do siebie. Idąc w kierunku Żeromskiego znowu zostałam trafiona w głowę, a trzeci raz - na rogu Żeromskiego i 1 Maja. Ledwo stałam na nogach. Byłam pewna, że ktoś celowo do mnie mierzy, dlatego już nie szłam, a biegłam do domu.

KATOWANIE

Około 30-40 metrów dalej zatrzymała się milicyjna buda, z której wyskakiwali "zomowcy".

- Obok mnie było mnóstwo osób, ale z tego tłumu "zomowcy" wyciągnęli właśnie mnie - mówi Teodora Biegańska. - Szarpali mnie za włosy, za ręce, wyzywali od kurew, bili po głowie, rzucili też na chodnik. Jakimś cudem udało mi się wyrwać, chwyciłam się drzewa, wtedy bili mnie już pałkami, a jeden z nich uderzył w brzuch. Krzyknęłam, że jestem w ciąży i ma jeszcze dwójkę dzieci. On zarechotał: "dzieci już nie zobaczysz, a tego nie urodzisz !". Posypały się na mnie kolejne ciosy. Straciłam przytomność. Gdy się ocknęłam zobaczyłam buty "zomowca" i staruszkę, która klęcząc całowała te buty. Utrzymując, że jest moja matką tłumaczyła, że jestem jeszcze młoda i głupia. Prosiła o wybaczenie i błagała, by dali mi spokój. O dziwo "zomowiec" zlitował się "Zabieraj tę ku... i żebyśmy jej więcej nie widzieli…" - powiedział.

POMOC

Teodora Biegańska jest przekonana, że staruszka, której nawet wcześniej nie znała najprawdopodobniej uratowała jej życie, a na pewno uratował życie jej nienarodzonego dziecka. Pobitą i skatowaną zaprowadziła do swojego małego mieszkania na Żeromskiego, tam obmyła jej rany, dała też coś do picia a wypuszczając z mieszkania ostrzegła, by miała się na baczności.

- Mówiła, że przed drzwiami mojego mieszkania oprawcy już czekają i najlepiej będzie, jak dostanę się do niego wchodząc oknem od podwórka. Do tej pory nie mam pojęcia, skąd to wszystko wiedziała - zastanawia się Teodora Biegańska.

Skorzystała z rady, do mieszkania weszła oknem. I wtedy coś w niej się przełamało.

- Byłam opuchnięta, obolałą, wystraszona, ale też i wściekła. Nie zależało mi już na bezpieczeństwie - otworzyłam drzwi na oścież i wciągałam do mieszkania tak samo pobitych i szukających schronienia, jak ja. Dawałam im pić, pomagałam im, potem uciekali przez okno. W ten sposób przewinęło się przez moje mieszkanie kilkanaście osób.

PRZEŚLADOWANIA

O konsekwencjach nie myślała, wkrótce jednak zaczęła je dotkliwie odczuwać. Jak twierdzi dzień i noc nachodzili ją "ormowcy", "esbecy". Była nękana, straszona, w końcu nadeszło najgorsze. Sąd wszczął postępowanie o odebranie jej dzieci, w tym również syna, z którym w czerwcu 1976 roku była w ciąży.

Teodora Biegańska: - Wymyślano najgorsze rzeczy, zarzucano mi, że jestem prostytutką, alkoholiczką, zupełnie nieodpowiedzialną osobą. Dla mnie był jasne, że to zemsta za to, co robiłam podczas prostu, ale nie miałam żadnych szans. Odebrano mi całą trójkę. Starsze trafiły do domu dziecka, najmłodszy syn - do rodziny adopcyjnej. Od tej pory nie miałam z nim już nigdy kontaktu.

TORT

Po powstaniu "Solidarności" pisała do Lecha Wałęsy, by pomógł jej odzyskać dzieci. Odpowiedź nie nadeszła, ale sąd przywrócił jej prawo do opieki nad dwójką starszych. Przy okazji usłyszała też wskazówkę, że w celu zapewnienia im lepszej opieki powinna wyjść za mąż. Wyszła za mąż, urodziła kolejne dziecko. Pamiątką po czerwcowych wydarzeniach były kłopoty z kręgosłupem, uszkodzone, chwiejące się zęby. Przez 20 lat poruszała się o kuli, przed rokiem rentę inwalidzką zamieniła na emeryturę.

Nie ukrywa, że wspominając tamte wydarzenia naraża się na drżenie serca i bezsenne noce. - To, co stało się 25 czerwca 1976 roku wpłynęło na cale moje życie - przekonuje.

Uroczystość w siedzibie stowarzyszenia kończy się krojeniem tortu z napisem Radomski Czerwiec 1976 roku. Teodora Biegańska bierze z niego malutki kawałeczek. - Na osłodę tego ciężkiego życia - uśmiecha się.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Radomskie