Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Złodziej w sutannie. Ksiądz infułat Józef Wójcik w 1972 roku... włamał się na Jasną Górę po Obraz Matki Bożej

Marcin GENCA [email protected]
Rozmowa z księdzem infułatem Józefem Wójcikiem, który w czerwcu 1972 roku zagrał na nosie milicji i komunistycznym władzom Polski.

Ksiądz infułat Józef Wójcik

Ma 77 lat. Pochodzi z Gałek Krzczonowskich w powiecie opoczyńskim. Święcenia kapłańskie przyjął w 1958 roku w Sandomierzu z rąk biskupa Jana Kantego Lorka. Doktor prawa kanonicznego, ma godność infułata. Więzień sumienia czasach PRL. W 1972 roku uwolnił "więzioną" przez komunistów przez sześć lat kopię obrazu Matki Bożej Jasnogórskiej. Były proboszcz parafii świętego Andrzeja w Suchedniowie, obecnie na emeryturze. Za swoją działalność duszpasterską w czasach komunistycznych dostał 18 wyroków, 9 razy trafiał do więzienia, karany przez sądy i kolegia za obronę krzyży w szkole w Ożarowie, "nielegalne" odprawianie mszy i nauczanie religii w Wierzbicy koło Radomia. W 1995 roku prezydent Lech Wałęsa odznaczył go do Orderem Odrodzenia Polski. Kawaler dziecięcego Orderu Uśmiechu. Na kanwie historii jego życia w 2008 roku powstał spektakl Teatru Telewizji "Złodziej w sutannie", gdzie w rolę księdza wcielił się znany aktor Artur Żmijewski

* Chyba nieczęsto zdarza się, żeby o jednym księdzu pisano książki i robiono filmy. Dlaczego tak się stało w księdza przypadku?

- Wszystko zaczęło się w ogóle dziwnie, bo dwa miesiące po święceniu już byłem w więzieniu. Było to takie pierwsze pasowanie na rycerza i to przez Pana Boga. A ja tylko stanąłem w obronie krzyża. Nadal bardzo przeżywam to, co działo się z krzyżem na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie, bo przecież ja za obronę krzyża siedziałem w więzieniu i to w 1958 roku.

* Co się wtedy stało?

- Wyszło rozporządzenie o świeckości szkoły, krzyże zaczęto usuwać z sal lekcyjnych, miejsc publicznych. Wtedy byłem skierowany do pracy duszpasterskiej jako wikary do parafii świętego Stanisława Biskupa Męczennika w Ożarowie koło Ostrowca Świętokrzyskiego. Byłem 15 czerwca wyświęcony, pod koniec lipca zostałem przydzielony do tej parafii, a na początku września miało miejsce następujące zdarzenie. Przychodzą do mnie dzieci i mówią: "proszę księdza, zabrali wszystkie krzyże ze szkoły". To ja w niedzielę w czasie kazania mówię tak: "Polska to nie Rosja. Jak się w Rosji uczą dzieci bez krzyży, to nie znaczy, że w Polsce tak będzie. Mamy konstytucję, która gwarantuje wolność sumienia i wyznania. Jak wrócicie jutro do szkoły, domagajcie się, by krzyże wróciły na swoje miejsce". Tak też się stało, dzieci zrobiły strajk w obronie krzyża. W 1958 roku! Stały na podwórzu i nie chciały wejść do szkoły. Matki dowiedziały się o tym, pospieszyły im z pomocą, przyniosły gwoździe, młotki i własne krzyżyki, poszły i przybiły je we wszystkich pomieszczeniach. Kierownik szkoły zadzwonił na milicję. Na drugi dzień wzywają mnie do prokuratury do Kielc i stamtąd już nie wróciłem. Ubowiec, który mnie przewoził do więzienia w Kielcach szydził ze mnie: "Wójcik, krzyże zdejmujemy i ani ręka, ani noga nam nie uschła, a wy posiedzicie sobie dwa lata". Ja mu na to "panie, niech pan zapamięta, że z krzyżem Chrystusa jeszcze nikt nie wygrał i zobaczycie co z wami będzie się działo". No i doczekaliśmy się, choć trochę lat to trwało.

* Ale ksiądz siedział przecież w sumie dziewięć razy. Za co?

- Wtedy za te słowa z ambony zostałem skazany na miesiąc aresztu. Potem wybuchła głośna sprawa konfliktu w Wierzbicy koło Radomia. Tam grupa ludzi wyrzuciła proboszcza, a jego były wikary założył nową, niezależną parafię. Ci ludzie nie chcieli dopuścić do kościoła księży przysłanych przez biskupa. To ja się wtedy zgłosiłem na ochotnika, aby służyć tym, którzy pozostali wierni kościołowi katolickiemu. Razem z księdzem Janem Rogusiem zaczęliśmy tam posługę. Odprawialiśmy msze święte w prywatnych domach, w stodołach czy na podwórkach, Pierwsza Komunia Święta była w czyimś obejściu, bo dostępu do kościoła broniły bojówki. Władze komunistyczne, którym taki konflikt był bardzo na rękę, traktowały nasze nabożeństwa jako "nielegalne zgromadzenia". Stawaliśmy za to przed sądem i kolegiami do spraw wykroczeń. Kara była zawsze podobna: 4,5 tysiąca złotych grzywny z zamianą na trzy miesiące aresztu lub samo więzienie. Myśmy tego nie płacili, wyroki się uprawomocniały, wzywali nas do odbycia kary, myśmy się nie stawiali, oni nas łapali w nieoczekiwanych momentach, na przykład przed mszą świętą, czy podczas podróży i wsadzali. I tak było przez całe sześć lat. Przez to doczekałem się 18 wyroków sądowych i administracyjnych, a w więzieniu byłem dziewięć razy. Nie ma chyba drugiego takiego księdza - recydywisty w Polsce (śmiech).

Gość w Jarosławicach

Gość w Jarosławicach

Ksiądz infułat Józef Wójcik będzie dziś (1 lipca) gościem uroczystej mszy świętej odprawionej w pierwszy piątek miesiąca w parafii w Jarosławicach koło podradomskiego Zakrzewa. Dokona tam zawierzenia całej parafii Najświętszemu Sercu Pana Jezusa oraz poświęci obraz Serca Pana Jezusa, będący zasłoną ikony Ukoronowania Najświętszej Maryi Panny. Nabożeństwo rozpoczyna się o godzinie 18. Kościół w Jarosławicach jest jednym z nielicznych w regionie sanktuariów świętego Ojca Pio.

* Jaki był dla księdza ten pierwszy pobyt w więzieniu?

- Bardzo przeżywałem tę sytuację, ale doszedłem do wniosku, że Pan Bóg czegoś ode mnie chce. Jeżeli dwa miesiące po święceniach jestem już w więzieniu, to widocznie przygotowuje mnie na trudniejsze czasy. Zahartował mnie ten pierwszy raz, więc następne nie były już dla mnie takie straszne. Mocne wsparcie miałem ze strony księdza prymasa Wyszyńskiego i kardynała Wojtyły, którzy przysyłali mi listy i telegramy. Potem przyszła sprawa "zaaresztowanego" obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej, który wędrował po parafiach w całym kraju, ale został przejęty przez milicję i zostawiony na Jasnej Górze. Pojechałem do prymasa Wyszyńskiego i mówię, że chcę ten obraz uwolnić. Ksiądz prymas stwierdził, że byłaby to nadzwyczajna rzecz, gdyby się udało. "Lecz gdyby ci się nie udało, to ja jako prymas oświadczam ci, że ty już z więzienia nie wyjdziesz" - dodał wtedy. W końcu powiedział tylko jedno słowo: "spróbuj".

* Więc ksiądz spróbował. Sam?

- Włączyłem księdza Romana Siudka oraz dwie siostry z Mariówki: Marię Kordos i Helenę Trentowską, kierowcę nyski. Wiedział też o tym ksiądz Wojciech Staromłyński, proboszcz radomskiej katedry, gdzie byłem wtedy wikariuszem. Udało nam się i tak obraz wrócił na szlak nawiedzenia.

* Tę kradzież obrazu to sam ksiądz wymyślił?

- To jest dobre pytanie (śmiech). No, sam. Podczas wakacji byliśmy z księdzem Marianem Cukrowskim na urlopie w Krynicy Górskiej, wówczas był też tam biskup Walenty Wójcik, sufragan sandomierski. Okazało się, że w pobliskiej parafii będzie właśnie peregrynacja obrazu. Ksiądz biskup poprosił mnie, abym tam zawiózł, więc pojechaliśmy wszyscy. Trzeba wiedzieć, że po zaaresztowaniu wizerunku po kraju pielgrzymowały puste ramy i symbole peregrynacji, czyli świeca i ewangeliarz. Właśnie tam, jak to zobaczyłem, przyszła mi do głowy taka myśl: to ja postaram się, aby w Radomiu był prawdziwy obraz. Myśl ta siedziała mi w głowie przez cały rok. Zaczęliśmy zatem przygotowywać plan wykradzenia obrazu z Jasnej Góry.

* Szykowaliście się jak na wielki skok?

- Przygotowania zajęły naprawdę wielki okres czasu. Jeździliśmy wiele razy z księdzem Siudkiem do Częstochowy, liczyliśmy czas, jakiego potrzeba do podróży, badaliśmy teren, możliwości przeniesienia obrazu. Problem był, bo okazało się, że obraz jest na tyle duży, że nie zmieści się do samochodu osobowego. Dlatego musiałem namówić siostry z Mariówki, żeby użyczyły nam swojej nyski. Udało się. Nawet kardynał Wojtyła, błogosławiony już dziś Jan Paweł II, jak zobaczył ten obraz w naszej plebanii, podszedł do mnie i zapytał: "Ludzie, jak wyście to zrobili?".
* Właśnie, jak?

- W dniu akcji spotkaliśmy się w lesie koło Piotrkowa, bo jechaliśmy oddzielnie. Wtedy ksiądz Siudek mówi do sióstr: "witamy w księżowskim gangu" (śmiech). Ustaliliśmy procedury, wersję na wypadek wpadki. Udało nam się dorobić klucz do kaplicy, w którym był obraz, a 13 czerwca 1972 roku nad ranem razem z księdzem Siudkiem po prostu go wynieśliśmy. Siostry przewiozły cudowny wizerunek do Radomia. Wszystko to zostało przeze mnie dokładnie spisane na prośbę księdza prymasa. On powiedział wtedy do mnie, że "przyjdą takie czasy, że ludzie nie będą wierzyć, że takie rzeczy działy się w Polsce". Powstała z tego taka książka "I wróciła na szlak nawiedzenia", a pierwszym czytelnikiem maszynopisu był właśnie ksiądz prymas, który nazwał ją "kryminałem religijnym." (śmiech).

* W filmie o tych wydarzeniach jest scena, w której obraz wykradziony przez księdza niosą prymas Wyszyński i kardynał Wojtyła. Tak było naprawdę?

- Właśnie tak. Na placu przed katedrą wielki tłum, wszyscy spodziewali się widoku pustych ram, a tutaj nagle sześciu biskupów niesie wizerunek Matki Bożej. Ludzie klękają, machają chusteczkami, modlą się, płaczą, śpiewają, euforia niebywała. Proszę sobie wyobrazić, że zjechało się tam wtedy 80 tysięcy ludzi! Niebywała rzecz, wielka radość!

* A władze co na to?

- Od razu byłem pierwszym podejrzanym (śmiech). Byłem przez cały dzień badany w prokuraturze. Wezwali mnie, bo stwierdzili, że tego dnia byłem w Częstochowie. Nic się nie dowiedzieli. Jeden z ubowców stwierdził, że badają tak mnie, bo ksiądz prymas "ma bzika" na punkcie tego obrazu. Zaprotestowałem, ostro zwróciłem im uwagę, że obrażają mojego przełożonego. "Ciekawe co wy byście mi zrobili, gdybym powiedział, że I sekretarz Gierek ma bzika na punkcie pomocy Arabom i Wietnamczykom?". Zwolnili mnie. Sprawców zresztą nie znaleźli. Potem jeden z ubeków przyznał w rozmowie z proboszczem Staromłyńskim, że "chyba tylko historia ujawni tego złodzieja obrazu". Bo myśmy rozpuścili też plotki, że to biskupi wynosili obraz po kawałku, a w Radomiu złożyli z powrotem.

* Obraz wędruje do dziś?

- Wędruje, teraz po diecezji kaliskiej. Matka Boża swoje robi, a ja zawsze powtarzam, że Polska to jest Jej królestwo. Choć teraz czasy są cięższe. Przedtem był jasny podział: Kościół i "oni". Cała propaganda była bardziej wyraźna, dziś najbardziej złe rzeczy są podawane ludziom w papierku cukierkowym. Nie ma wolności, jest anarchia, nie ma zasad, tylko wszystko przeciwko prawu Bożemu. Ale to wkrótce runie, bo nie jest oparte na żadnych wartościach. Najważniejsze, żebyśmy my pozostali im wierni.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Radomskie