Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dopiero po dwóch tygodniach sąsiadka przestała czuć fetor rozkładającego się ciała

Zdzisław Surowaniec
Blok przy ulicy Siedlanowskiego, gdzie doszło do tragedii.
Blok przy ulicy Siedlanowskiego, gdzie doszło do tragedii. Zdzisław Surowaniec
Po śmierci mężczyzny, który kilka dni leżał w domu, prawdziwy horror przeżyli mieszkańcy klatki, gdzie doszło do tragedii. Dokuczył im straszny trupi fetor. Dopiero po dwóch tygodniach sąsiadka na górze stwierdziła, że przestała czuć odór śmierci.
Za tymi drzwiami kilka dni leżał martwy mężczyzna.
Za tymi drzwiami kilka dni leżał martwy mężczyzna. Zdzisław Surowaniec

Za tymi drzwiami kilka dni leżał martwy mężczyzna.
(fot. Zdzisław Surowaniec)

- On był spokojny - przekonują sąsiedzi z bloku przy ulicy Siedlanowskiego w Stalowej Woli, gdzie doszło do dramatu. Mężczyzna mieszkał samotnie, żona była za granicą, dorosłe dzieci siedziały na swoim. W bloku nikt specjalnie nie zauważył braku sąsiada, który był odludkiem i prawdopodobnie wpadł w depresję.

GŁUCHA CISZA

Ale kiedy po klatce rozniosła się przykra woń, sąsiedzi zaczęli coś podejrzewać. Pukali do drzwi mieszkania, gdzie mieszkał mężczyzna, ale odpowiadała głucha cisza. Zawiadomili administrację osiedla, która jest kilka kroków od bloku. Wezwana policja i straż zrobiła to, co do nich należało. Nie wyważali drzwi, tylko dostali się do mieszkania na pierwszym piętrze po drabinie. I okazało się, że mężczyzna jest martwy. Lekarz stwierdził zgon, a zakład pogrzebowy zabrał rozkładające się ciało.

Prawdopodobnie mężczyzna leżał martwy trzy dni. - Oj, chyba dłużej, bo fetor był straszny - uważa sąsiadka z góry. Powiadomiony Sanepid nakazał administracji wezwać firmę, która odkaża mieszkania. I tak się stało. Specjalista poradził tylko, żeby z domu wynieść ubrania i dywany, bo przeszły fetorem. - Niestety, córka zmarłego w tym czasie urodziła dziecko i nie mogła natychmiast uporządkować zaplombowanego mieszkania - usłyszeliśmy w administracji osiedla.

KOMISJI NIE ŚMIERDZIAŁO

- Kto mógł, opuścił mieszkanie i przeniósł się do rodziny. Ja zostałam i myślałam, że się uduszę - ubolewa sąsiadka. A że ciągle jej śmierdziało, wydzwaniała do różnych telewizji z interwencją.

- Córka zmarłego zrobiła porządek, posprzątała mieszkanie. Byliśmy komisyjnie w tym domu i stwierdziliśmy, że tam już nie ma przykrej woni. A pani na górze ciągle twierdziła, że jej śmierdzi i śmierdzi - wspomina pracownik administracji. Jak zapewnił, była to siła sugestii, objaw przewrażliwienia, jakiej niekiedy ulegają ludzie.

Kiedy pod dwóch tygodniach od wyniesienia zwłok zaglądnęliśmy do sąsiadki, była już spokojna. - Nic już nie czuć - powiedziała zadowolona. I na wszelki wypadek umyła okna, żeby nawet na szybie nie było śladu powietrza, które jej napsuło tyle krwi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie