Ze zdjęciem, które znalazło się na plakacie profesora Kazimierza Kika, związana jest pewna historia. - Kiedy w Warszawie jechałem na sesję z moją córką do jej znajomego, mieliśmy wypadek. Z kraksy wyszedłem bez szwanku, ale byłem w szoku. Tego samego dnia dałem jeszcze wywiad w telewizji. Dopiero w domu poczułem, jak jestem obity. Badanie lekarskie wykazało dwa pęknięte żebra i ogromny siniak na prawym ramieniu. Na zdjęcia pojechałem tydzień później. Ujęcie sam wymyśliłem. Chciałem być na luzie. Dużo osób mówiło mi, że wyszedłem dobrze. Chyba jestem fotogeniczny. Zdjęcie to jedyna szansa dla mnie, by wyjść na przystojnego - śmieje się Kazimierz Kik.
Profesor jest zadowolony z werdyktu konkursowego jury. - Tam, gdzie w grę wchodzą głosy wyborców, dostałem zero głosów, a tam, gdzie w grę wchodzi ocena specjalistów, ludzi znających się, dostałem najwyższą ocenę - mówi. Jak podkreśla, specyfika mentalności mieszkańców regionu świętokrzyskiego jest niezwykle odległa od akceptowania ludzi jego pokroju. - Z myślą, że nie wygram, pogodziłem się dwa tygodnie temu. Jako politolog nie mogę się łudzić wbrew faktom i analizom. Zrobiłem wszystko, co mogłem. Mam spokojne sumienie, że podjąłem próbę. Pojawia się jednak okoliczność, która daje mi światełko nadziei. W głosowaniu do Senatu nie ma listy partyjnej. Ludzie mają do wyboru nazwiska. Mam cichą nadzieję i troszkę optymizmu, że mają do wyboru między tyloma kandydatami, ludziom trudno będzie pominąć osobowość profesora Kika. To cicha nadzieja wbrew racjonalnego oglądowi sprawy - podkreśla profesor Kazimierz Kik
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?