Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Maciej Szczęsny: Jak Korona zdobędzie mistrzostwo Polski, to ja się zajmę szydełkowaniem

Sławomir STACHURA
Maciej Szczęsny jest zaskoczony, że w tak krótkim czasie udało się zmienić oblicze Korony Kielce.
Maciej Szczęsny jest zaskoczony, że w tak krótkim czasie udało się zmienić oblicze Korony Kielce. Fot. Sławomir Stachura
Maciej Szczęsny, jeden z najlepszych w historii polskich bramkarzy, a potem wzięty komentator telewizyjny, od lipca jest trenerem bramkarzy w Koronie Kielce. On też ma duży wkład w to, że kielecki zespół jest wiceliderem ekstraklasy.

Maciej Szczęsny

Maciej Szczęsny

Urodzony 28 czerwca 1965 w Warszawie. Bramkarz, pięciokrotny mistrz Polski z Legią Warszawa, Widzewem Łódź, Polonią Warszawa i Wisłą Kraków. Zaczynał w Gwardii Warszawa, potem zawodnik stołecznej Legii. Z Legią dwukrotnie został mistrzem Polski (1994, 1995). Regularnie występował w europejskich pucharach. W sezonie 1995/1996 był podstawowym bramkarzem warszawskiego klubu w rozgrywkach Ligi Mistrzów - wystąpił między innymi w meczach z angielskim Blackburn Rovers i greckim Panathinaikosem Ateny. Z Panathinaikosem Legia odpadła dopiero w ćwierćfinale. W 1996 roku przeszedł do Widzewa Łódź, występował z tą drużyną w rozgrywkach Ligi Mistrzów (Widzew to ostatni polski zespół grający w LM - sezon 1996/1997) i zdobył mistrzostwo Polski (1997). W latach 1998-2000 był w Polonii Warszawa, z którą wywalczył mistrzostwo w 2000 roku. Potem przeszedł do Wisły Kraków i zdobył z nią mistrzostwo (2001). W reprezentacji Polski zagrał siedem spotkań - sześć towarzyskich oraz jedno w eliminacjach do mistrzostw Europy 1996. Po zakończeniu kariery sportowej w Wiśle pracował jako komentator telewizyjny, znany z trafnych i ostrych wypowiedzi. Przed podjęciem pracy w Koronie (czerwiec 2011), trenował bramkarzy w Zniczu Pruszków, w tym Wojciecha Małeckiego, który był wypożyczony do tego klubu z Korony. Jest ojcem Wojciecha Szczęsnego, bramkarza reprezentacji Polski.

Maciej Szczęsny mówi nie tylko o nowej Koronie, ale też o swoim synu Wojciechu Szczęsnym i naszej reprezentacji piłkarskiej przed Euro 2012.

O KORONIE

Sławomir Stachura: * Co wyście zrobili z tą Koroną?
Maciej Szczęsny: - Jeśli już to Lechu (trener Leszek Ojrzyński - przyp. SAW), a nie my. My staraliśmy się mu nie przeszkadzać. On powiedział chłopakom, żeby wykorzystali swoją szansę, jaką jest możliwość gry w ekstraklasie. Lechu namówił ich nie tylko do tego, żeby byli drużyną, żeby się wspierali, ale także do tego, żeby starali się podnosić swoje umiejętności. Żeby nie zadowolili się jedynie najprostszym scenariuszem: jestem w składzie, nie jesteśmy najmocniejsi, więc mistrzostwo Polski nam nie grozi, a jeśli się utrzymamy to super i zrealizujemy wszystkie cele. Lechu namówił ich, żeby mieli też indywidualne cele.

* Ale jak to się robi? Bo to zespół kompletnie inny niż na wiosnę. W jednej akcji pojedynku z Lechią "Koroniarze" zrobili więcej wślizgów niż w niejednym wiosennym meczu.
- No właśnie. Bo to im wpaja Lechu, a my staramy się mu w tym pomagać. A Lechu mówi wprost: "Graj dla drużyny, ale miej swoje ambicje i swoje cele, bądź z każdym tygodniem lepszy - piłkarsko i taktycznie". Niektórzy grają w ekstraklasie już kilka sezonów, ale czasami nie znają podstawowych rzeczy. Ale to nie jest wstyd ich nie znać. Wstyd to jest wtedy, gdy takich rzeczy nie chcesz się nauczyć. Wiosna? Też była dla tej drużyny dobrym doświadczeniem. Z pozoru była to drużyna silniejsza niż teraz. Z pozoru. I wielu tych chłopaków przekonało się wtedy, że jak nie tyrasz, to szybko z wicelidera możesz stać się chłopcem do bicia. No i zepsuli sobie atmosferę w szatni, nikomu nie chciało się przychodzić do roboty, a jak zbliżał się koniec tygodnia, to każdy z nich miał czkawkę i myślał: "Po co jeszcze ten mecz? Przecież będą kolejne baty". I wie pan, czym się różni ta Korona od tamtej?

* Czym?
- Że jak pan ich teraz zapyta czy jutro chcą grać z Lechem w Poznaniu, to dziewięciu na dziesięciu krzyknie: "Dawaj ich, dawaj tego Lecha!" Chce im się grać. Jest atmosfera.

* Ale budowanie atmosfery to nie taka prosta rzecz. 30 facetów, każdy inny, każdy ma swoje problemy.
- Nikt nie mówi, że ona zawsze będzie taka jak teraz. Może przyjść czas, że chłopaki znudzą się sobą albo znudzą się robotą. A gdy jeszcze ktoś nas złapie, a nie daj Bóg złapie nas dwa razy z rzędu, to po dwóch porażkach może być nieciekawie.

* Jesteście przygotowani na takie tąpnięcie?
- Wydaje mi się, że tak, choć tego nie można przewidzieć. Ale przecież po to jesteśmy trochę starsi od zawodników, bardziej doświadczeni, po to gadamy przed treningami i po, żeby zdiagnozować problem. I jeśli taki problem jest, to się wspierać. Ostatnio jeden z chłopaków miał osobisty kłopot, któremu sam nie był w stanie zaradzić i nie był on absolutnie zależny od niego. Staraliśmy się z nim pogadać i zapytać, co mu teraz potrzeba. Czy więcej roboty, żeby troski wywiało z głowy, czy może dać dwa, trzy dni wolnego, żeby się dodatkowo nie stresował przychodzeniem na treningi. To jedyne, co mogliśmy zrobić - szczerze z nim pogadać i zapytać, co będzie dla niego lepsze.

* Patrząc na Koronę gołym okiem widać, że zrobiła ogromny postęp w stosunku do wiosny. I jako cały zespół, i jej poszczególni zawodnicy.
- Chyba tak jest. Jak patrzę na Maćka Korzyma, to go nie poznaję. I to jest właśnie to, o czym mówiłem. Chłopaki zrozumieli, że opłaca się tyrać i to nie jest wstyd. Messi ma od Boga bardzo dużo, ale tylko maleńki kawałeczek Messiego, którego co kilka dni oglądamy, to talent. Reszta to ciężka praca. Gdyby nie harował, to mógłby najwyżej być w Barcelonie magazynierem czy noszowym. Ale nie Messim. Skończyły się czasy jazdy na talencie. Gdy ja jeszcze grałem zdarzyło się Darkowi Dziekanowskiemu w meczu ligowym strzelić w pięć minut trzy bramki Olimpii Poznań. Ale zdarzyło mu się raz, bo on miał talent, a oni byli frajerzy. A ile grał Darek w polskiej lidze i ile osiągnął w stosunku do możliwości, które miał? Osiągnął niewiele, bo nie tyrał.

* Już przed sezonem wiele osób skazywało Koronę na degradację. Trenerowi Leszkowi Ojrzyńskiemu też nie wróżono w ekstraklasie kariery...
- Ja tego nie słyszałem albo nie chciałem słyszeć. Bo może wtedy pojawiłyby się wątpliwości, jeśli chodzi o pracę w Koronie. A ja takich wątpliwości nie miałem, choć nawet z Lechem się nie znaliśmy, a mieliśmy jedynie wspólnych znajomych.

* I co? Mający na koncie pięć tytułów mistrza Polski, do tego olbrzymie doświadczenie Maciej Szczęsny, jest chyba pozytywnie zaskoczony osobą trenera Ojrzyńskiego.
- Zaskoczony to jestem tym, że udało się aż tak dotrzeć do drużyny i że przynosi to taki efekt punktowy, w tak krótkim okresie. Chociaż z drugiej strony ani Lechu, ani ja, nie przywiązujemy wielkiego znaczenia do tabeli. Bo przegramy dwa mecze i ten dorobek stanie się jedynie małym dorobeczkiem. Patrzymy przez inny pryzmat na zespół.

* Rozmawialiśmy po pierwszej kolejce i wygranym meczu z Cracovią w Krakowie. Powiedział pan wtedy, że prędzej czy później ktoś Koronę ogra, ale będzie musiał się solidnie napracować.
- I dalej tak uważam. Powiedziałem to po jednym meczu, ale nic się nie zmieniło. Może poza tym, że przez te dziewięć kolejek rywale zdążyli nas już trochę poznać i bardzo niechętnie przyjeżdżają do Kielc. Niechętnie też nas goszczą.

* A nie denerwuje pana to, że przypina się Koronie łatkę brutali?
- Przećwiczyłem to w Polonii Warszawa, gdy w 2000 roku zdobywaliśmy mistrzostwo Polski. Wszyscy mówili wtedy na nas najlepsi piłkarze wśród rugbistów i najlepsi rugbiści wśród piłkarzy. Czasem te porównania nas irytowały. Ale nastroje się poprawiły, gdy pewnego dnia przyszli do nas rugbiści i dali nam starego buta do rugby i podartą piłkę, też do rugby. To miały być takie symbole. I powiedzieli nam wtedy, że tak naprawdę, to w rugby gra się fair i szanuje się przeciwnika. Bo jeśli nie będziesz go szanował, to wcześniej czy później tobie zrobią krzywdę. My wtedy graliśmy twardo, ale nie brutalnie. I tak gra teraz Korona. Nie ma tu brutalności, nawet gdy czasem nasi piłkarze świadomie łamią przepisy. Ale na pewno nie po to, żeby komuś zrobić krzywdę. A to ogromna różnica. A jak ktoś nie chce grać w piłkę, tylko się przytulać i gładzić po dupkach, to proponuję przenieść się do kobiecej drużyny. Najlepiej juniorskiej.

* Nie ma pan chyba wielkiego doświadczenia, jeśli chodzi o pracę w klubie jako trener bramkarzy...
- Wbrew pozorom mam. Pracowałem z bramkarzami w Amice Wronki, gdy swoją pracę trenerską zaczynał Maciej Skorża, z Franciszkiem Smudą w Wiśle Kraków, gdy skończyłem grać w piłkę, bo noga dawała już o sobie znać i sygnalizowała, że wystarczy już tego kopania. Więc wiem, na czym ta praca polega. Zdecydowałem się na Koronę, bo w Kielcach są fajne warunki, kilka dobrych boisk, fajna ekipa trenerska, pracowici zawodnicy.

* To na co, pana zdaniem, stać Koronę w tym sezonie?
- Jeśli by się udało utrzymać ten poziom gry, jaki pokazaliśmy ze Śląskiem Wrocław, Lechią Gdańsk i w dużej części meczu z Górnikiem Zabrze, to można by nawet sądzić, że stać nas na mistrzostwo Polski. Ale z drugiej strony utrzymanie tego poziomu jest wręcz niemożliwe, biorąc po uwagę liczbę zawodników w naszej szatni, mających umiejętności do kreatywnej gry. Trzeba też pamiętać, że nie graliśmy jeszcze z wszystkimi mocnymi ligi - choćby Legią czy z Lechem. Dlatego ja będę zadowolony, gdy na koniec sezonu będziemy na ósmym miejscu. Będę zachwycony, gdy będziemy na szóstym. A gdy będziemy jeszcze wyżej, to dopadnie mnie euforia i uznam, że świat jest piękny. Ale jeśli rzeczywiście zdobędziemy to mistrzostwo, to ja się wtedy zajmę szydełkowaniem. Bo to będzie oznaczać, że pora kończyć, gdyż na tym sporcie zupełnie się nie znam.

Szczęsny znany z ciętego języka

Szczęsny znany z ciętego języka

Maciej Szczęsny jako bramkarz był uważany za niepokornego. Potem również jako piłkarski komentator znany był z ciętego języka. W jednym z wywiadów o swojej pracy komentatora powiedział tak: - Mam nadzieję, że jeżeli jestem postrzegany jako złośliwy, a przy tym jako sprawiedliwy, wszystko to, co powiem, nie jest groźne. Gdy komentarz ma służyć zrobieniu wszystkim przyjemności lub niezrobieniu niektórym przykrości - trzeba się zastrzelić.

O WOJTKU SZCZĘSNYM

Chłopak o nazwisku Wojtek Szczęsny, od roku stoi w bramce Arsenalu Londyn, choć ma dopiero 21 lat. Dlaczego w Polsce boimy się stawiać na młodych, a w takim klubie nikt się tego nie boi?
- Gdyby nie to, że rówieśnik mojego syna - Wojtek Małecki przegrał rywalizację ze Zbyszkiem Małkowskim paroma drobnymi błędami, to prawdopodobnie Wojtek stałby w bramce Koronie. To, że jest gotowy pokazał mecz z Jagiellonią w Białymstoku, gdy musiał wyjść na boisko i sobie poradził. I poradził sobie też z Wisłą Kraków w Kielcach. Ale zgadza się, gra u nas niewielu młodych. Czemu? Bo nie są dobrze wyszkoleni. To szkolenie nie stoi na takim poziomie jak w klubach zagranicznych. U nas chłopaki za wcześnie zaczynają grać o wynik, więc nie uczą się grać w piłkę. Młodzież rzadko ma szansę ćwiczyć na dobrej nawierzchni, z wysokiej klasy trenerem. Mamy więc utalentowanych, ale niedouczonych piłkarzy. I jak przyjdzie im zderzyć się na boisku z zawodnikiem o kilka lat starszym, to mają taki dysonans poznawczy, że przez dwa lata nie mogą się odkręcić. Sam talent nie wystarczy, bo jak już mówiłem nasz wspomniany Messi mógłby być, co najwyżej, noszowym w Barcelonie. Ale jest kim jest, gdyż ktoś z nim popracował, ktoś go uczył i przygotował fizyczne, ktoś zachęcił i przekonał, że warto. Sam Messi mając 16 lat też już wiedział czego chce. I zamiast w dyskotece wypić kilka browarów kupił sobie sok.

* Pan tak właśnie motywował swojego syna, który do Anglii wyjechał już w wieku 16 lat?
- Wojtek do realizacji swoich marzeń był bardzo dobrze przygotowany. Widział, że ma talent, wiedział, że trzeba pracować. Nie wiedział tylko, czy zdrowia starczy. A początki miał trudne, połamał obie łapki, raz kciuka. Niewiadomych było mnóstwo. Ale był przygotowany na to, że trzeba wykorzystać szansę, jeśli jest ku temu okazja. I miał świadomość, że jeśli wróci za cztery lata do Polski, to nie z podkulonym ogonem i świadomością, że coś spieprzył. Wróci dlatego, że byli lepsi.

* Trener Franciszek Smuda od Wojtka Szczęsnego zaczyna skład kadry, ponoć myśli też o nim Barcelona. Jest pan dumny z syna?
- Barcelona nie myśli o Wojtku, on nie jest jej potrzebny. W bramce Barcelony zawsze będzie stał wychowanek tego klubu, który dobrze gra nogami. I niekoniecznie musi umieć bronić. Jak pan dobrze gra nogami, to się pan tam nadaje. Wojtek jest za dobry dla Barcelony i za drogi. No i nie jest wychowankiem, więc w Barcelonie grał nie będzie. A czy jestem z niego dumny? Ja się cieszę, że chłopaczyna dobrze się w życiu bawi. Że wykorzystał szansę i dopisało mu szczęście. A dumny to może być on z siebie, bo to wszystko jego zasługa. Ja nie prosiłem nikogo w Arsenalu, żeby go wziął, nie powołałem Wojtka do kadry i nie prosiłem Niemców przed meczem w Gdańsku, żeby go oszczędzili i nie strzelili mu pięciu bramek. Wszystko co ma zawdzięcza sobie.

* Często rozmawiacie?
- Gadamy po każdym meczu. Najpierw kilkadziesiąt minut po spotkaniu, tak na gorąco. A potem jeszcze raz, gdy już Wojtek obejrzy sobie powtórki. Ostatnio zadzwonił tuż po meczu z Tottenhamem i był strasznie zły na siebie, że dał ciała przy drugiej bramce i Arsenal przegrał 1:2. Po paru godzinach, gdy już wszystko dokładnie przeanalizował zadzwonił jeszcze raz i powiedział, że wprawdzie niewiele mógł zrobić przy golu, ale gdyby odbił piłkę przed siebie, to byłoby lepiej, gdyż obaj gracze Tottenhamu byli na spalonym i nie mogli dobijać. Tak więc dzięki swoim możliwościom fizycznym nic więcej przy straconej bramce nie mógł zrobić, ale dzięki intelektualnym mógł jednak zachować się lepiej. On to wie i dlatego był na siebie wściekły, bo raczej nie przejmuje się tym, co o nim napiszą angielskie gazety. Psychicznie jest mocny i umie sobie radzić.

O REPREZENTACJI

* To na koniec o kadrze. Ugramy coś na Euro 2012. Mistrzostwa mamy w końcu u siebie?
- A no tak, mistrzostwa mają odbyć się w Polsce i na Ukrainie. Bo ja przez moment myślałem, że jednak w Korei Południowej (śmiech). Czy ugramy? Coraz ciężej mi w to uwierzyć, chociaż mamy kilku fenomenalnych piłkarzy. Lewandowski to według mnie klasa światowa i w meczach reprezentacji bez przerwy to udowadnia. A czy ugramy? Te dobre, ostatnie mecze grane były z kontry. W turnieju nie będzie łatwo tak zagrać. Trzeba będzie coś pokazać od siebie.

* A mamy lepszy zespół niż ten z finałów mistrzostw Europy w Austrii w 2008 roku?
- Ciężko porównać. Ale według mnie w tej kadrze powinno znaleźć się miejsce dla Michała Żewłakowa i Artura Boruca. Nawet, gdy na dzień dzisiejszy są na 22 i 23 miejscu w kadrze Franka Smudy. I nie dlatego, że nie wiadomo co będzie za kilka miesięcy. Zawodnicy, którzy coś przeżyli i coś widzieli, na takim turnieju jak finały mistrzostw Europy, są drużynie potrzebni.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie