Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jerzy Kapuściński - Człowiek, który miał przyjaciół wszędzie

Lidia CICHOCKA
Na spotkania z Jerzym Kapuścińskim zawsze przychodził tłum, pan Jerzy miał dar mówienia i wielką wiedzę.
Na spotkania z Jerzym Kapuścińskim zawsze przychodził tłum, pan Jerzy miał dar mówienia i wielką wiedzę. Krzysztof Krogulec
Kilka dni temu odszedł Jerzy Kapuściński - słynny przewodnik świętokrzyski, wybitny regionalista. O naszym regionie wiedział wszystko.

Jerzy Kapuściński

Jerzy Kapuściński

Kielczanin, przewodnik świętokrzyski, wielki miłośnik przyrody, regionalista. Podziwiany i lubiany przez wszystkich - dorosłych i dzieci. Zawsze pogodny, sypiący żartami. Zmarł 6 października, przegrywając walkę z chorobą. Miał 72 lata.

Kilka lat temu spotkaliśmy się na korytarzu szpitala onkologicznego, który Jerzy Kapuściński zamienił swoimi zdjęciami w galerię. - Może, patrząc na te krajobrazy, ludzie zapomną chociaż na chwilę o chorobie - mówił.

Tydzień temu, w środę, umawiałam się w tym samym szpitalu z chorym panem Jerzym na rozmowę. Miałam wpaść koło południa, kiedy czuł się lepiej. Nie zdążyłam, rano jego stan się bardzo pogorszył. Odszedł bardzo szybko, a nam wszystkim - przyjaciołom, znajomym - pozostało wspomnienie o nim i przekazywanie tej pamięci dalej.

ISKRA BOŻA

Andrzej Rembalski, regionalista, poznał Jurka Kapuścińskiego, kiedy ten pracował w kieleckim Chemarze. Absolwent technikum mechanicznego, zajmował się sprawami socjalnymi. - Jego pasją już wtedy były region i turystyka. Organizował rajdy, wycieczki i robił to tak wspaniale, że chętnych było coraz więcej - mówi.

Bo, co wiedzą wszyscy, którzy znali Jerzego Kapuścińskiego, miał on w sobie mnóstwo pogody, życzliwości i dar do opowiadania. - To było zdumiewające - przyznaje Rembalski. - Z równą łatwością nawiązywał kontakt z dziećmi i słuchaczami Uniwersytetu Trzeciego Wieku. Do młodych zwracał się: proszę pani, proszę pana, do pozostałych: moja miła, mój ty przyjacielu. I słuchali go wszyscy.

- To był facet nie do zdarcia - dodaje Rembalski. Zawsze w pędzie, coś załatwiał, rzucał pomysły. To on rozkręcił pracownię krajoznawczą przy Zarządzie Wojewódzkim Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego, do której trafiło mnóstwo ciekawych eksponatów od czasów powstania PTTK do współczesnych. Nie zwolnił tempa po przejściu na emeryturę. Jeszcze w czerwcu tego roku organizowaliśmy w Świętej Katarzynie zjazd honorowych członków PTTK, ogólnopolską imprezę. Jurek oprowadzał ich. Nikt nie przypuszczał, że to było pożegnanie. A on pracował, mimo choroby. Właśnie od wydawcy dostałem książkę, którą Jurek przygotował - fragmenty audycji radiowych, które wygłaszał, opisując ziemię świętokrzyską. Miał imponującą wiedzę i był regionalistą wielkiego formatu, jak Włoszek, Massalski, Kowalczewski. Chcemy jego imieniem nazwać szlak turystyczny.

DUSZA TOWARZYSTWA

Ryszard Garus, przewodnik świętokrzyski, autor przewodników turystycznych, poznał Jerzego Kapuścińskiego, gdy jeszcze jako pracownik Chemaru razem z kolegami organizował rajdy i wycieczki. Potem spotkali się w PTTK. - Imponował wiedzą przyrodniczą - mówi. To nie dziwiło tych, którzy wiedzieli, że pochodzi z rodziny leśnika. Imieniem jego ojca nazwano arboretum w Drugni. Z domu wyniósł wiedzę i miłość do przyrody, działał w Lidze Ochrony Przyrody tutaj, jego brat w Warszawie, do dzisiaj jest prezesem Ligi Ochrony Przyrody.

- Jurek był duszą towarzystwa. Kiedy razem organizowaliśmy imprezy, ja prowadziłem trasę, a on zajęcia wieczorne. Kiedy zdarzały się nerwowe chwile, bo trasa się wydłużała, pogoda doskwierała, Jurek zawsze miał na podorędziu jakiś dowcip, który rozładowywał sytuację. On był jak brat łata, można było na niego liczyć.

WIELKI PATRON

Jerzy Pietraszkiewicz, szefujący Loży Jerzych, uważa, że Jurek Kapuściński tchnął w lożę nowe życie.
- Reaktywowaliśmy ją po zapaści i właśnie Jurek został wybrany, i to trzy razy z rzędu, na Wielkiego Patrona. On zaraził nas pasją jeżdżenia, organizował wypady po kraju i za granicę tak fajne, że liczba członków i sympatyków szybko urosła do setki. Zawsze, kiedy wyjeżdżaliśmy, mieliśmy pogodę. Nawet gdy wokół lało, tam, gdzie był Jurek, świeciło słońce.

Jurek, świetny przewodnik, z ogromną wiedzą, słynący z poczucia humoru, miał zwyczaj dbać o zdrowie Jerzych i na wyprawy zabierał z sobą jurkówkę - nalewkę przygotowywaną według własnego pomysłu.

Jej sekret zdradził kiedyś "Echu". - Zmodyfikowałem starą domową recepturę - wyjaśniał. - Naparstek jurkówki pomaga rozgrzać się, utrzymać dobry humor - przekonywał.
- 18 października spotkamy się pierwszy raz bez Jurka - dodaje Pietraszkiewicz. - Chcemy go uhonorować - tablicą, popiersiem. Dzisiaj jedyne, co możemy, to pamiętać.

KOLEGA Z WOJSKA

Anna i Grzegorz Świerczowie poznali Jerzego Kapuścińskiego tuż po sprowadzeniu się do Kielc. - 27 lat temu spotykaliśmy się w PTTK, na rajdach - mówi profesor Świercz. Ale najbardziej zbliżyła nas wspólna wyprawa - Półtora miesiąca spędzone w Korei, Mongolii, Chinach. Najpierw rok planowaliśmy podróż, rozdzielając funkcje. Jurek załatwił nam wizy do Korei Północnej i to był wyczyn, bo tam wtedy nikt nie jeździł. Z wielu opresji wyszliśmy dzięki niemu cało. A potem było te półtora miesiąca razem. Jedzenia z jednej miski, spania pod namiotami, zżyliśmy się jak koledzy z wojska i te przyjaźnie przetrwały.

Jurek imponował wiedzą i życzliwością. - Kiedy potrzebne mi były informacje o regionie, dzwoniłam do niego i dostawałam odpowiedź, a kiedy potrzebowałam dla kogoś z Warszawy zdjęcia nierozwiniętego miłka, też je dostałam. U Jurka było wszystko.

Do legendy przeszła jego życzliwość i ciepło. Imieniny swoje i córki Zosi zwykł obchodzić na wycieczkach. Zapraszał przyjaciół i jechali w plener. On był przewodnikiem, córka dbała o aprowizację. Rozmowy, śmiechy trwały do późnej nocy, a czasami do rana.

- Poczucie humoru nie opuściło go w szpitalu. Kiedy odwiedziłam go ostatnio, powitał mnie słowami: "Wyglansowałem łysinę, byś mogła mnie pocałować" - mówi Anna Świercz. - On miał dar zjednywania sobie ludzi. Mówiliśmy na niego "piaskowy dziadek", bo zawsze wyglądał tak samo, z brodą, łagodnością i uśmiechem. Kiedy pytałam go o życie, mówił, że dobrze je przeżył i nie ma czego żałować. Wyrazy sympatii płynące ze wszystkich stron, ten tłum na pogrzebie potwierdzają to. Jurek miał przyjaciół wszędzie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie