Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tę straszną katastrofę przez lata ukrywały władze - dziś odsłaniamy jej tajemnice

Paweł WIĘCEK [email protected]
Ufundowany przez Krzysztofa Telkę pomnik jest – obok wspomnień – jedynym świadectwem katastrofy drogowej z 1952 roku.
Ufundowany przez Krzysztofa Telkę pomnik jest – obok wspomnień – jedynym świadectwem katastrofy drogowej z 1952 roku. Łukasz Zarzycki
Komunistyczny aparat państwowy tak dobrze zamiótł ją pod dywan, że do dziś milczy także Internet.
Krzysztof Telka pokazuje zdjęcie z pogrzebu siedmiu ofiar katastrofy. – W Bodzentynie nigdy takiego czegoś nie widziano – mówi.
Krzysztof Telka pokazuje zdjęcie z pogrzebu siedmiu ofiar katastrofy. – W Bodzentynie nigdy takiego czegoś nie widziano – mówi. Łukasz Zarzycki

Krzysztof Telka pokazuje zdjęcie z pogrzebu siedmiu ofiar katastrofy. - W Bodzentynie nigdy takiego czegoś nie widziano - mówi.
(fot. Łukasz Zarzycki)

19 stycznia 1952 roku na przejeździe kolejowym koło Występy (gmina Łączna) doszło do jednej z najtragiczniejszych i najbardziej tajemniczych katastrof drogowych w historii powojennej Polski. W zderzeniu ciężarówki z pociągiem zginęło 17 osób. Odnaleźliśmy osobę, która pielęgnuje pamięć o tej tragedii.

Krzysztof Telka do dziś ma przed oczami obraz swojego ojca w trumnie. Mówi nawet, że to coś więcej niż obraz - taka sekwencja scen, prawie jak film. Miał wtedy niespełna dwa lata. - Ludzie nie chcą w to wierzyć, a lekarze uważają, że to niemożliwe, ale pamiętam ten fakt. Mogę odtworzyć w każdym momencie, w jakiej pozycji ojciec leżał, że miał zabandażowaną głowę, bo pękła mu czaszka. Wujek wziął mnie pod ręce i przez krawędź trumny pokazał ojca - opowiada Krzysztof Telka.

SYMBOL KATASTROFY

Dla rodziny, sąsiadów oraz mieszkańców Bodzentyna i okolic przez całe lata był symbolem tej tragedii. Stracił ojca, a pół roku później zmarła jego siostra Ziutka, którą matka przedwcześnie powiła w dniu katastrofy.

Dorastał w cieniu katastrofy. Jak mówi, całe świadome życie kompletował informacje o niej. - Sąsiedzi, poszkodowani przekazywali mi wiadomości jako temu, który powinien wszystko wiedzieć. Dużo faktów pamiętam z relacji mamy. Do lat 60. nie było spotkania rodzinnego, na którym by nie rozmawiano o wypadku. Moment śmierci ojca to przełomowy moment w moim życiu. Zacząłem się zżywać z sierocą krzywdą. Przedstawiciele władz zlikwidowali nasz tartak, a później dokuczali matce w prowadzeniu sklepu, aż w latach 70. musiała go zamknąć - opowiada Krzysztof Telka.

Dwa lata temu Krzysztof Telka złożył scenariusz wypadku. - To stało się po rozmowie ze Zdzisławem Zygulskim, znanym w okolicy akordeonistą, uczestnikiem tej katastrofy. Miał on wtedy 18 lat i na całe życie zapamiętał okropność tamtych wydarzeń - mówi Krzysztof Telka.

REKONSTRUKCJA WYPADKU

Przebieg wypadku odtworzył z najdrobniejszymi detalami. 19 stycznia 1952 roku był siarczysty mróz, poniżej minus 20 stopni. O godzinie 4 rano na podwórku państwa Zygulskich w Kamieńcu kierowca PKS zaczął opatrywać swój samochód - olbrzymią amerykańską ciężarówkę z demobilu, która ma zawieźć robotników na pierwszą zmianę do Kielc i Skarżyska-Kamiennej. Szofer jest niewyspany i zmęczony. Zeszłej nocy mało spał. Kiedy ostatni pasażer wskoczył na "pakę", autobus rusza. Przed piątą wtacza się na rynek dolny w Bodzentynie, skąd zabiera kolejnych kilka osób.

Do Kielc dojeżdżają spóźnieni, po godzinie 6. W mieście część pasażerów wysiada. Ich miejsce zajmują inni. Między innymi 34-letni Józef Telka, który zdążył w ostatniej chwili." Autobus "mija Dąbrowę, Wiśniówkę i następne wsie rozsiane wzdłuż trasy z Kielc do Skarżyska. Za skrętem do Zagnańska znajduje się strzeżony przejazd kolejowy - dziś jest tam wiadukt. Szlaban jest opuszczony, bo właśnie przejeżdża pociąg towarowo-osobowy. Ale kierowca autobusu tego nie widzi. Prawdopodobnie przysnął na chwilę. I jego, i pasażerów budzi przeraźliwy trzask łamanej zapory. Wszyscy, którzy stali, giną zmiecieni przez szlaban. Szofer odruchowo odbija kierownicą w lewo. Ciężarówka prawą burtą z impetem uderza w przedostatni wagon pociągu. Giną ci, którzy tam siedzieli. To nie koniec. Schodki przedostatniego wagonu zaczepiają o podwozie ciężarówki, pociągają pojazd i obracają go. Ostatni wagon uderza w lewą burtę. Jest godzina 7…

Spośród około 35-40 pasażerów śmierć poniosło 17. Ranni zostali odwiezieni do szpitala w Kielcach. Kierowca przeżył. Był w szoku. Uciekł do lasu i błąkał się tam. W końcu zatrzymali go funkcjonariusze Milicji Obywatelskiej.

POMNIK KU PAMIĘCI

Kilka dni później odbyły się pogrzeby ofiar katastrofy. W Bodzentynie chowano jednocześnie siedem osób. - Czegoś podobnego tam nigdy nie było. Orszak żegnających ciągnął się przez całe miasto: od bram kościelnych aż do cmentarza - mówi Krzysztof Telka. Tydzień po pogrzebie na zawał serca zmarł mężczyzna z Psar, który w katastrofie stracił trzech synów.

Gazety o wypadku milczały. W radomskim wydaniu "Słowa Ludu" zamieszczono tylko nekrolog informujący o śmierci sekretarza komitetu miejskiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej w Skarżysku, który prawdopodobnie zginął w katastrofie. Tyle. Nic więcej.

Krzysztof Telka postanowił upamiętnić te tragiczne wydarzenia - dla ofiar, ich rodzin oraz potomnych. Ufundował skromny pomnik, który stanął pod wiaduktem, obok nieistniejącego już przejazdu kolejowego. Poświęcono go 21 stycznia tego roku, 60 lat po katastrofie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie