Andrzej Szlęzak, prezydent Stalowej Woli:
Andrzej Szlęzak, prezydent Stalowej Woli:
- Jestem zadowolony z takiego obrotu sprawy, ale z drugiej strony jest to zawstydzające, żeby dopiero ktoś postronny doprowadził do rozwiązania tej sprawy. Strona kościelna nadal idzie w zaparte i to jest żałosne. To świadczy o ich hipokryzji i małości. Chciałbym, aby wreszcie coś zrozumieli z tego co się stało także z ich aktywnym udziałem, bo miasto nie dało stronie kościelnej żadnego pretekstu do zajmowania swojej działki.
Doszło do nieprawdopodobnego zwrotu akcji w gorszącym serialu związanym z krzyżem postawionym nielegalnie na kokoszej górce na osiedlu Młodynie w Stalowej Woli. W nocy z piątku na sobotę Krzysztof Obara, mieszkający w parafii Opatrzności Bożej, która sprawuje pieczę nad krzyżem, wykopał krzyż i przewiózł go na swoją posesję w Zaklikowie, gdzie buduje paradny dwór.
- Stalowa Wola będzie nareszcie miała spokój z krzyżem. Po złożeniu wyjaśnienia na komisariacie w sprawie krzyża, poczułem ulgę, odzyskałem spokój, włączyłem radio w aucie na cały regulator, czego nigdy nie robiłem. Teraz będę spokojnie spał - powiedział uśmiechnięty Czesław Krzysztof Obara, proponujący, aby nazywać go Krzysztofem i deklarujący się jako ateista od dziecka.
BYŁO SZOKIEM
Dla ludzi nazywających siebie "obrońcami krzyża w przestrzeni publicznej" zniknięcie krzyża na kokoszej górce było szokiem. Grupa kilkunastu czy kilkudziesięciu osób codziennie stawiała się tu na modlitwy w intencji pozostawienia krzyża, w intencji miasta i chorego proboszcza, o którym mówi się nawet, że cudownie odzyskuje zdrowie po wylewie krwi do mózgu.
W słoneczny sobotni poranek krzyż znikł po trzech latach i trzech miesiącach od jego postawienia i po roku od stwierdzenia przez urzędy, że jest samowolą budowlaną. W miejscu, gdzie stał, widać jasny piach, leżą na nim kwiaty. Znikło także przybite do drzewa ogłoszenie, że codziennie odbywają się tu modlitwy w intencji pozostawienia krzyża i zaproszenie na modlitwę do kościoła w intencji miasta i władz.
ZA ZŁOTÓWKĘ
Krzysztof Obara był jednym z trzech osób przystępujących do przetargu na przeniesienie krzyża z górki przy ulicy Okulickiego do kościoła Opatrzności Bożej. Proponował tę usługę za złotówkę. Dał jednak warunek, że musi mu na to dać zgodę ksiądz Jerzy Warchoł. - W związku z brakiem zainteresowania ze strony księdza, rezygnuję z wykonawstwa zastępczego - ogłosił w lutym.
Teraz, po "przygarnięciu" krzyża, zapewnia, że stoi on w odpowiednim miejscu i jest pod jego opieką. Zapowiada, że krzyż wyda tylko wtedy, kiedy będzie wyrok sądowy, a na jego prywatną działkę nie ma prawa nikt wstępu, bo jest działką budowlaną i osobom nieuprawnionym wstęp jest tam wzbroniony.
Jeszcze w sobotę ksiądz z parafii Opatrzności Bożej złożył w stalowowolskiej komendzie zawiadomienie o kradzieży krzyża z osiedla Młodynie. - Policjanci prowadzą w tej sprawie postępowanie - powiedział nam rzecznik prasowy komendy policji Andrzej Walczyna. W kościołach stalowowolskich odczytany został w niedzielę krótki komunikat kurii, informujący o fakcie przywłaszczenia krzyża. W bazylice konkatedralnej odbyło się po południu nabożeństwo ekspiacyjne, wynagradzające Bogu za to, co stało się z symbolem wiary.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?