Policjanci mówią, że każde zgłoszenie o napaści seksualnej na kobietę traktują bardzo poważnie. Gdy jednak z pojedynczych zgłoszeń robi się seria kilku lub nawet kilkunastu przypadków, sprawa nabiera zupełnie innej wagi. Tak było właśnie w tym przypadku.
- To zaczęło wyglądać bardzo poważne, bo napaści dotyczyły coraz młodszych dziewczyn i były coraz brutalniejsze - mówili śledczy.
OHYDNA NAPAŚĆ
Pierwszy głośny atak, od którego zaczęła się seria miał miejsce w lipcu ubiegłego roku w Parku Dygasińskiego w Kielcach. Ta okolica, jeszcze przed wydarzeniami z lipca cieszyła się nie najlepszą sławą. W styczniu 2011 roku też napadnięto tam kobietę. Napastnik groził jej nożem. Dwa lata wcześniej w listopadzie 2009 roku zboczeniec w parku Dygasińskiego zaatakował 23-latkę. Jednak rok temu w środku wakacji napaść na 18-latkę był inna, gwałtowniejsza.
- To nie był napastnik, który obnażał się w krzakach lub gwizdnął obleśnie na widok ładnej dziewczyny. Atak, od którego rozpoczęła się cała seria był brutalny - opowiadali śledczy.
18-letnia wracała od swojego chłopaka do ciotki. Od klatki schodowej dzieliło ją jakieś 150 metrów. W pewnej chwili podbiegł do niej mężczyzna. Próbował ją dotykać w miejsca intymne, zaciągnąć w krzaki. Dziewczyna krzyczała, ale w okolicy nie było nikogo, kto mógłby zareagować. Udało jej się wyrwać i uciec. Dotarła do ciotki, wezwała policję. Stróże prawa mówili wtedy, że przez dłuższy czas dziewczyna była w takim szoku, że mieli kłopot by się z nią porozumieć. Zabrali nastolatkę do radiowozu, jeździli po okolicy, próbując wypatrzyć napastnika. Nie udało się nikogo złapać.
Niecały miesiąc później, w gminie Zagnańsk nastąpił kolejny atak. Tym razem ofiarą padła 14-letnia dziewczynka. Policjantom mówiła, że rowerem wracała znad wody. Na drodze przez las mijała mężczyznę. Nagle, jak wynika z ustaleń stróżów prawa napastnik przewrócił nastolatkę i zmusił do tak zwanej innej czynności seksualnej.
W październiku 2011 roku, tym razem w podkieleckiej Wiśniówce w wyjątkowo brutalny sposób została skrzywdzona inna 14-latka. - Mężczyzna, dobrze zbudowany, wysoki, około 30-letni przewrócił ją na ziemię, zatykał szalikiem buzię, groził, że zabije dziewczynę, jeśli ta będzie krzyczeć -opowiadali wtedy policjanci. Jak mówili atak był wyjątkowo ohydny.
PSYCHOZA STRACHU?
Kolejna, głośna sprawa napaści o charakterze seksualnym miała miejsce w marcu tego roku na Podkarczówce w Kielcach. Tu również zaatakowana została 14-latka a napastnik zmusił ja do tak zwanej innej czynności seksualnej.
- Krótko po wydarzeniach na Podkarczówce otrzymaliśmy informacje o innej dziewczynie, zaatakowanej w okolicach kieleckiej Bukówki. Zarządzono obławę, policjanci przeczesywali teren. Nikogo nie znaleziono - mówił wysoki rangą funkcjonariusz. Śledczy na razie nie łączą tych dwóch ostatnich napaści z osobą zatrzymanego 33-latka.
Nie na wyrost będzie stwierdzenie, że po atakach na kobiety miasto opanowała psychoza strachu. - Mniej osób wychodziło wieczorami z domów, w osiedlach nie było widać dzieci. Patrole policyjne legitymowały mężczyzn. To przypominało trochę koszmar - mówili stróże prawa.
Komendant kieleckiej policji powołał specjalną grupę, której zadaniem było zatrzymanie niebezpiecznego napastnika. W skład zespołu weszli najbardziej doświadczeni kryminalni z Kielc wspierani wiedzą policjantów z innych wydziałów. - Najpierw sprawdza się osoby, które w swych kartotekach mają wpisy o atakach o charakterze seksualnym na kobiety. Może któryś wyszedł z więzienia, może ktoś się komuś pochwalił o tym, że to on jest sprawcą głośnych gwałtów? Policjanci badają różne tropy - zaznacza funkcjonariusz.
W następnych tygodniach doszło do kolejnych przypadków, w których kobiety stały się ofiarami napaści o charakterze seksualnym. Mężczyzna atakował w windach, w bramie, na klatce schodowej. W kilku przypadkach kamery miejskiego monitoringu utrwaliły twarz napastnika. Prokuratura zezwoliła na publikację wizerunku w mediach.
- Zaczęły się do nas zgłaszać osoby, które mówiły, że rozpoznają mężczyznę. Pojawiły się nowe tropy, nowe ślady. W sumie przesłuchaliśmy kilkaset osób - informował Grzegorz Dudek, rzecznik prasowy świętokrzyskiej policji.
PO BADANIACH DNA
Krąg podejrzewanych zaczął się zacieśniać. - Zwłaszcza do jednej osoby, która typowaliśmy pasowały pewne schematy działań, zachowania, wygląd. Do pełni szczęście brakowało stuprocentowej pewności - tłumaczył wysoki rangą oficer policji.
W końcu zebrany materiał pozwolił na podjęcie ostatecznych działań. - W ubiegły piątek wieczorem zapukaliśmy do mieszkania w jednym z kieleckich osiedli. Zastaliśmy tam 33-letniego mężczyznę, mieszkańca Kielc. Gdy zakładaliśmy mu kajdanki, był bardzo zaskoczony - opowiadali stróże prawa. Informację o zatrzymaniu podejrzewanego o serię napadów na kobiety "Echo Dnia" podało jako pierwsze.
Stróże prawa opisując zatrzymanego mówili, że w opinii swoich sąsiadów wiódł normalne życie. - Był karany za przestępstwa przeciwko mieniu. Niedawno wyszedł z kieleckiego aresztu za kradzież perfum. W sumie przesiedział w życiu blisko dziesięć lat. Nigdy nie był karany za akty przemocy seksualnej. Wiemy też, że nikomu nie chwalił się swoimi czynami - opowiadali policjanci.
Już po zatrzymaniu, do zestawu dowodów świadczących na niekorzyść 33-latka doszedł ten jeden, w policyjnym mniemaniu najważniejszy i niepodważalny. - U jednej z ofiar zabezpieczyliśmy materiał genetyczny sprawcy. Od zatrzymanego mężczyzny pobraliśmy jego DNA i wysłaliśmy do badań do Krakowa. Kamień spadł nam z serca, gdy okazało się, że te dwa materiały genetyczne do siebie pasują - mówił wysoki rangą oficer kieleckiej policji. Jak dodawał dwie skrzywdzone kobiety rozpoznały w 33-latku mężczyznę, które je zaatakował.
Prokuratorzy w sobotę postawili 33-latkowi zarzuty. Wśród nich dopuszczenie się tak zwanych innych czynności seksualnych na dwóch kobietach i dwóch wtedy nieletnich dziewczynkach. - Poza sprawami z lipca, sierpnia i października 2011 roku 33-latek usłyszał także zarzut doprowadzenie do innych czynności seksualnych 19-letniej kobiety w lesie w okolicach Morawicy we wrześniu tego roku. W niedzielę decyzją kieleckiego sądu mężczyzna został aresztowany na trzy miesiące - tłumaczył Sławomir Mielniczuk rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Kielcach.
Jak zaznacza prokurator Mielniczuk, 33-latek nie przyznaje się do winy. - Jest jeszcze kilka spraw dotyczących ataków na kobiety, którym będziemy się na nowo wnikliwiej przyglądać, bo niewykluczone, że uda nam się znaleźć kolejne powiązania między nimi a 33-latkiem. Które to są sprawy i czy uda nam się je powiązać, tego na tym etapie nie można jednoznacznie stwierdzić - dodaje prokurator Mielniczuk.
33-latkowi może grozić do 12 lat więzienia.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?