Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Afera ogórkowa. Sprawdziliśmy jak wszystko wyglądało naprawdę - wnioski są szokujące

Andrzej NOWAK [email protected]
Sprawa unijnych odszkodowań skłóciła rolników, doprowadziła do wielu politycznych awantur. Sprawdziliśmy jak wszystko wyglądało naprawdę - wnioski są dość szokujące. Nie wykluczony jest nawet...zwrot pieniędzy

O co poszło?

O co poszło?

Komisja Unii Europejskiej 17 czerwca 2011 roku ustanowiła tymczasowe nadzwyczajne środki wspierania sektora owoców i warzyw w związku z ujawnieniem bakterii EHEC w niektórych produktach. Następnego dnia Agencja Rynku Rolnego poinformowała dyrektorów oddziałów terenowych o programie wsparcia. Zostali nim objęci producenci warzyw, pomidorów, sałaty, endywii o liściach karbowanych i szerokolistnych, ogórków, słodkiej papryki i cukinii, którzy przeprowadzili działania związane z wycofaniem z rynku, nie zbieraniem plonów wyłącznie od 26 maja do 30 czerwca. Rada Ministrów opublikowała 21 czerwca rozporządzenie o ustanowieniu tymczasowych nadzwyczajnych środków wspierania rynków owoców i warzyw. Dzień później prezes Agencji Rynku Rolnego określił warunki uczestnictwa w programie wsparcia. Do 11 lipca rolnicy mogli składać wniosek o wsparcie w oddziale terenowym Agencji Rynku Rolnego.

Nie ustają spory o odszkodowania za ogórki skażone bakterią, chociaż od tamtych wydarzeń mija już półtora roku. Rolnicy, którzy nie wzięli odszkodowań, czują się oszukani. Oskarżają instytucje państwa, samorządy, piszą do Kielc, Warszawy, Brukseli.

Ci, którzy nie otrzymali pieniędzy, poróżnili się z tymi, którzy mieli więcej szczęścia. Napięta atmosfera występuje szczególnie w południowych powiatach regionu świętokrzyskiego, gdzie skłóceni są nawet najbliżsi sąsiedzi. Co i rusz podgrzewają ją politycy, którzy ochoczo spotykają się z rolnikami i obiecują pomoc. Szczególnie aktywni byli podczas wyborów parlamentarnych jesienią 2011 roku. Ta aktywność przeniosła się pewnie na wyniki, bo na południu poparcie dla Polskiego Stronnictwa Ludowego wskazywanego przez polityków od lewa do prawa jako współwinnego zamieszania było zaskakująco niskie. Głośnym echem odbiła się też demonstracja przez Urzędem Marszałkowskim i podstawienie taczek dla marszałka. Czy te akcje oprócz politycznej hucpy niosły za sobą jakieś merytoryczne przesłanki? Dziś po przeanalizowaniu sprawy można mieć do niektórych głosów spore uwagi.

Dziś wyjaśniło się wiele nieporozumień. Jako pierwsi poznaliśmy wystąpienie pokontrolne Najwyższej Izby Kontroli, które wskazuje na jej zdaniem winne instytucje. Nie bez winy są też rolnicy, którzy urzędników wprowadzali w błąd. Sami urzędnicy też muszą uderzyć się w piersi, bo wydaje się ,że nie zawsze zachowali się jak trzeba. Będziemy jeszcze więcej wiedzieć, gdy sprawą zajmie się Komisja Europejska. Wbrew niektórym zapowiedziom unia prawdopodobnie nie odpuści sprawy ogórków.

KILO OGÓRKÓW NA GNOJOWNIKU

Spory trwają, bo chodzi o blisko 180 milionów złotych, z czego spora kwota przypadła rolnikom z województwa świętokrzyskiego. Było o co walczyć. Niektórzy pobrali po kilkadziesiąt tysięcy złotych, a inni nic, zwłaszcza w rejonie Kazimierzy Wielkiej, Buska, Pińczowa.

Tam, gdzie pojawiły się duże pieniądze do podziału, wystąpiły też nieprawidłowości. Polak potrafi. Rolnicy wskazywali, że niektórzy nie mieli w ogóle upraw a skorzystali z odszkodowań.
Poza tym gospodarze zaobserwowali na wsiach dziwne działania. Niektórzy ...kupowali ogórki na skupach, takie, które nadawały się tylko do silosów, potem zaorywali je na innych uprawach czy nieużytkach. Wszystko po to, by pokazać, że zniszczyli swoje ogórki skażone bakterią. Były takie przypadki w rejonie Wiślicy, Buska. Słychać głosy, że chłopi naciągnęli Brukselę.

- Trudno przewidzieć, czym to się skończy - mówi wprost Mirosław Fucia, prezes spółdzielni rolniczej z Sielca Kolonii w gminie Skalbmierz w powiecie kazimierskim. - Nie wiadomo, czy Polska nie będzie musiała zwracać unii pieniędzy. Jeśli były bezprawnie wypłacone, to na tym skorzystali cwaniacy. Te pieniądze im się nie należały

Mirosław Fucia kategorycznie twierdzi, że nie podpisałby się pod dokumentem o utylizacji ogórków przez spółdzielnię, bo to byłoby nieprawdą. W pierwotnej formie miała być podobno niezbędna faktura do ubiegania się o odszkodowanie. Wynikałoby z niej, że spółdzielnia kupiła ogórki i trafiły one na kompostownię. - Już niektórzy rolnicy pytali mnie, czy byłoby to możliwe - nie ukrywa prezes. - Odpowiadałem, że w życiu się pod tym nie podpiszę, bo to przestępstwo.

- Czy parę kilo ogórków na gnojowniku to świadczy o tym że ma się do czynienia z producentem ogórków? - nie ustają pytania rozżalonych osób. - Kto sprawdzał, czy dany rolnik nie sprzedawał ogórków?

Interwencje marszałka

Interwencje marszałka

Marszałek województwa świętokrzyskiego w związku z sygnałami od rolników o braku rzetelnej informacji o możliwościach uzyskania pomocy finansowej już 26 września 2011 roku wystąpił do Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi o analizę problemu. Ponieważ ministerstwo nie dopatrzyło się uchybień w całej procedurze, zdesperowany marszałek wystąpił 30 września 2011 roku do delegatury Najwyższej Izby Kontroli w Kielcach o przeprowadzenie kontroli dotyczącej przekazywania informacji dla rolników o odszkodowaniach za wycofanie upraw ogórków z produkcji. Marszałek przesłał też 29 listopada 2011 roku pismo do burmistrzów i wójtów miast i gmin województwa świętokrzyskiego z informacją o podjętych przez siebie działaniach. Wyjaśnił też, że nie sprawuje nadzoru nad Agencją Rynku Rolnego w Kielcach, która podlega Ministrowi Rolnictwa i Rozwoju Wsi.

SERWER NIEPOROZUMIEŃ

Gdy pojawiła się tylko możliwość odszkodowań, wystąpił szum informacyjny na niespotykaną dotychczas skalę. Odszkodowania podobno należały się tylko tym, którzy uprawiali warzywa w tunelach foliowych i szklarniach, nie w gruncie, co było nieprawdą. O wypłatach decydował nie sposób uprawy, tylko okres, w którym rolnicy ponieśli straty. Krążyły też sprzeczne wiadomości o terminie zakończenia przyjmowania wniosków.

Burmistrz Pińczowa Włodzimierz Badurak zdziwił się, gdy pod otrzymaną przez Internet przesyłką znalazła się informacja: "Treść niniejszej wiadomości nie jest oficjalnym stanowiskiem Agencji Rynku Rolnego. Wiadomość ta jest przeznaczona jedynie dla osoby lub podmiotu, który jest adresatem i może zawierać poufne lub uprzywilejowane informacje chronione ustawą. Wnosi się o odstąpienie od jakiegokolwiek przeglądania, przesyłania, rozpowszechniania lub innego wykorzystywania tych informacji.."

Treść nie wskazywała na rozpowszechnianie, wprost przeciwnie - był to stanowisko nieoficjalne, przedstawione tak, jakby miało zawierać informacje poufne. Adresatami byli producenci rolni, wójtowie, burmistrzowie.

- Normalną praktyką urzędniczą jest odrębne pismo lub choćby adnotacja z prośbą o rozpowszechnienie, co w tym przypadku nie miało miejsca - wyjaśnia burmistrz Włodzimierz Badurak.
Nie wiedział, jak zareagować na tak dołączoną formułkę wójt Tadeusz Sułek ze Złotej, co też może wydawać się dziwne. Pojawiły się więc podejrzenia, że niektórzy decydenci, urzędnicy chcieli, by jak najmniej osób powiadomić. Przez to pula pieniędzy przeznaczona do podziału byłaby większa.

A przecież wiadomo, że korespondencja z wielu urzędów i instytucji opatrzona jest podobnymi formułkami, które zacytowaliśmy powyżej. Komputer je generuje automatycznie. Nie oznacza to wcale, że nie należy upowszechniać takich informacji. Podobnie było z otrzymywaną z kieleckiego oddziału Agencji Rynku Rolnego informacją, do której serwer automatycznie dołączał prośbę o poufność. W tym względzie jednak doświadczenie i kompetencja ludzi pracujących w urzędach, zwłaszcza na stanowiskach kierowniczych, powinno być większe. Trudno zrozumieć tak swobodne podejście w wielu urzędach do nadesłanego komunikatu.

Stąd ludzie mówią, że niektórzy samorządowcy celowo nie powiadamiali rolników, bo przyznane przez unię pieniądze wykorzystali oni sami, ich krewni i znajomi. - Nikt nie wziął z mojej rodziny odszkodowania - kategorycznie zaprzecza podczas rozmowy zastępca burmistrza gminy Skalbmierz, Mirosław Magnes.

POLITYCZNA OFENSYWA

Dzisiaj dokładnie już wiadomo, że w polskich warunkach nieliczne uprawy polowe kwalifikowały się do odszkodowania. W okresie wskazanym przez unię, od 26 maja do 30 czerwca, tylko w niektórych rejonach warzywa z pól nadają się do zbioru i są odpowiedniej jakości handlowej. Z tego powodu z północnej części kraju nie było praktycznie wniosków dotyczących upraw polowych.

Aż za bardzo widoczne jest instrumentalne wykorzystywanie ewentualnych nieprawidłowości w przyznawaniu odszkodowań przez różne grupy polityczne, działaczy partyjnych. Wielu chciało na tym zbić kapitał polityczny. W imieniu rolników Irena Romanowska z Sojuszu Lewicy Demokratycznej występowała do Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Zbierała podpisy potencjalnie poszkodowanych.
Spotykał się z rolnikami poseł Sławomir Kopyciński. Przy odpowiednim nagłośnieniu tłumy pojawiały się na jego spotkaniach. Przyjeżdżał wicemarszałek Sejmu Jerzy Wenderlich. Obietnicom wsparcia nie było końca. W akcje włączał się też były poseł Włodzimierz Wiertek.

Kilku posłów interweniowało w Agencji Rynku Rolnego w Kielcach - odpowiedzialnej za zebranie wniosków i wypłatę odszkodowań. Poseł Maria Zuba pytała o wypłaty na terenie powiatu pińczowskiego oraz o liczbę producentów objętych odszkodowaniami i wielkość wypłaconych kwot. Prosiła także o wskazanie osób winnych, które nie poinformowały rolników o odszkodowaniach. Poseł Beata Kempa otrzymywała odpowiedzi o prowadzonej kampanii informacyjnej i braku możliwości przywrócenia terminu do składania wniosków.

Nawet poseł Tomasz Kaczmarek, były agent "Tomek" zainteresował się ogórkami. Prosił prezesa Agencji Rynku Rolnego o przesłanie odpisów wszystkich dokumentów, które dotyczyły przyznania i wypłaty wsparcia do ogórków gruntowych. Na razie nikomu do tej pory nie udało się "rozpracować" problemu.

Według Najwyższej Izby Kontroli były rażące nieprawidłowości

Według Najwyższej Izby Kontroli były rażące nieprawidłowości

Niedawno Najwyższa Izba Kontroli zakończyła kontrolę realizacji programu wsparcia producentów warzyw i sporządziła wystąpienie pokontrolne w formie kilku wniosków. Stwierdziła, że Agencja Rynku Rolnego w całej Polsce wydała 4700 decyzji na kwotę 179,4 milionów złotych, w tym dla upraw pod osłonami - 86,3 procent, upraw polowych - 13,7 procent. W oddziałach terenowych przeprowadzono łącznie 5100 kontroli technicznych, z tego 369 kontroli dotyczących złożonych przez producentów powiadomień oraz 4700 kontroli wniosków i złożonych przez producentów oświadczeń.
Najwyższa Izba Kontroli negatywnie oceniła realizację programu w Agencji Rynku Rolnego w Kielcach. W stanowisku czytamy, że spośród 387 powiadomień zakwalifikowanych do kontroli aż 174 nie objęto nią.
Najwyższa Izba Kontroli stwierdziła, że działaniem nielegalnym i nierzetelnym było nieprzeprowadzenie kontroli terminowo złożonych 174 powiadomień w Agencji Rynku Rolnego w Kielcach oraz wydanie przez dyrektora decyzji przyznających wsparcie 154 producentom na podstawie pozytywnie zweryfikowanych wniosków z oświadczeniami.
Po rozpatrzeniu uwag Agencji Rynku Rolnego stanowisko Najwyższej Izby Kontroli ukaże się na stronie internetowej Biuletynu Informacji Publicznej Najwyższej Izby Kontroli.

SOŁTYSI DOSTALI BATY

W gminie Skalbmierz niewielu rolników otrzymało odszkodowania. Radny Jan Janus dowiedział się o odszkodowaniach podczas sesji nadzwyczajnej, która odbyła się 29 czerwca 2011 roku. - Syn Mateusz wziął 67 tysięcy złotych odszkodowania za ogórki - przyznaje. - Były 2 hektary, dokładnie wyliczyliśmy. Gośka Magnesowa nam pomagała. Wszystko było legalnie, a ktoś opisał, że my nieuczciwie pobraliśmy pieniądze.

Radny Tadeusz Wójcik: Moim zdaniem odszkodowania powinny trafić do plantatorów ogórka w szklarniach i pod foliami. Jeśli ktoś popełnił gafę, niech się tłumaczy.

O to, że ta sprawa powinna być wyjaśniona do końca, postuluje radny Jerzy Włosowicz. - Lubię, by wszystko było na swoim miejscu - twierdzi. - Niektórzy ludzie niesłusznie pobrali pieniądze. W pierwszej kolejności informację powinni otrzymać radni, sołtysi. Nie otrzymali, a rodziny oficjeli skorzystały. To ludzi boli. Z terenu Probołowic słyszałem wypowiedzi, że jeden z rolników wziął stamtąd olbrzymie odszkodowanie, ponad 100 tysięcy, a nie miał uprawy. Tylko rozsypał ogórki na nieużytku. Ci pobrali pieniądze, co nie powinni, a ci, co powinni, nie pobrali.

O dopłatach za ogórki wiedział prezes Mirosław Fucia, ale o to się nie starał. Ludzie, według niego, wzięli pieniądze nieuczciwie.

- Z naszej grupy producenckiej nikt nie otrzymał odszkodowania - przysięga Mirosław Fucia. - Myśmy powiedzieli, że byłoby to niezgodne z prawem. Ci, co składali dokumenty, potwierdzali nieprawdę. Ogórek gruntowy na naszym terenie zaczyna się około 20 czerwca. Większość rolników z naszego terenu dowiedziało się o odszkodowaniach 29 czerwca. Informacja poszła od zastępcy burmistrza Skalbmierza, Mirosława Magnesa. On wyczytał na stronach Agencji Rynku Rolnego, że można składać wnioski na wycofanie ogórków z produkcji. I teraz jest pytanie. 29 czerwca dowiedzieli się rolnicy, więc jak mogli utylizować ogórki. Który z rolników zbierał ogórki i wyrzucał do kompostowni?

Wiele nienawiści powstało na wsiach. Pojawiły się domniemania, kto skorzystał, a kto nie i dlaczego.
Sołtys Kobylnik Stanisław Pragnący o aferze ogórkowej mówił podczas sesji Rady Miejskiej w Skalbmierzu. Twierdził, że gmina powinna powiadomić sołtysów. To, że informacje znalazły się w Internecie, o niczym nie świadczy, bo wielu rolników z niego nie korzysta.

- To my jako sołtysi dostaliśmy największe baty - mówi. - Gdybym jako sołtys wziął pieniądze, nie wyobrażam sobie dalszej współpracy z mieszkańcami. Miałem 20 arów ogórków i nie otrzymałem odszkodowania. Dostały trzy osoby z Kobylnik, które miały też po 20-30 arów. Nie sprzedały, pokazały wyrzucone w kompostowni.

Mieszkańcy nie wierzą do końca, że sołtysi o niczym nie wiedzieli. Twierdzą, że to nie w porządku, powinni upowszechnić informacje. - Jak udowodnić komuś, że nie wziąłem odszkodowania - zastanawia się sołtys Stanisław Pragnący.

Stanowisko prezesa Agencji Rynku Rolnego w Warszawie

Stanowisko prezesa Agencji Rynku Rolnego w Warszawie

Dyrektor kieleckiego oddziału Agencji Rynku Rolnego Maciej Giermasińki nie chciał się wypowiadać w sprawie odszkodowań. Odesłał do centrali w Warszawie. Z autorem tekstu osobiście skontaktował się pełniący obowiązki prezesa Agencji Rynku Rolnego w Warszawie Lucjan Zwolak, który poinformował, że w sprawie personaliów nie podjęto jeszcze żadnych decyzji. Poinformował też ,że z terenu województwa świętokrzyskiego wnioski złożyło 1236 plantatorów warzyw, z czego pomocy udzielono 1168 plantatorom na ogólną kwotę wynoszącą 16 263 342 złotych. Rolnicy wnioskowali o pomoc do plantacji o łącznej powierzchni około 312 hektarów. Średnio kwota wsparcia wyniosła około 13 900 złotych na 1 plantatora.
Najwyższa Izba Kontroli przeprowadziła cztery kontrole dotyczące wypłat odszkodowań za ogórki, w tym trzy zakończyły się pozytywnie, w tym ostatnia z uwagami, jedna jeszcze trwa. Agencja Rynku Rolnego nie otrzymała jeszcze końcowego stanowiska Delegatury Najwyższej Izby Kontroli w Kielcach i dlatego wstrzymuje się z ostatecznymi decyzjami. - Nie kwestionujemy niektórych stwierdzeń zawartych w wystąpieniu pokontrolnym ale z wieloma się nie zgadzamy - stwierdził pełniący obowiązki prezesa Lucjan Zwolak. - To są opinie Najwyższej Izby Kontroli, my mamy swoje ustalenia. Podtrzymujemy swoje stanowisko, że w 100 procentach pomoc została wypłacona na podstawie kontroli przeprowadzonej na miejscu, u rolników.

DWÓCH ŚWIADKÓW I PIENIĄDZE

Sołtys Topoli w gminie Skalbmierz Andrzej Urantówka ubolewa, że pieniądze już poszły i dla innych zabrakło. To już sprawa zamknięta. Unia powiedziała, że nie ma już na to kasy.

- W Bejscach rolnicy pobrali pieniądze, wójt powiadomił rolników, a u nas nie można było? - dziwi się sołtys Andrzej Urantówka. - Jak to możliwe, by jedni wzięli kupę pieniędzy, a inni nic. A ja miałem pół hektara ogórków i nie wziąłem ani grosza.

Sołtys opowiada: Nawet ogórków nie było na polu, ktoś zaorał pole i otrzymał odszkodowanie. Wziął dwóch świadków i dostał pieniądze. Gdybym ja to zrobił, ludzie nie daliby mi spokoju we wsi. Muszą być wyciągnięte konsekwencje wobec winnych.

Czym skończy się ta sprawa? Na pewno oprócz kontroli w Polsce zajmą się nią także urzędnicy w Brukseli. Zdaniem znającego sprawy rolne eksperta nie można wykluczyć nawet najgorszego, czyli zwrotu pieniędzy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie