Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Synek mnie uratował - 23-letni Łukasz walczy z okrutnym nowotworem. Potrzebuje naszej pomocy

Iwona ROJEK
Łukaszowi zaraz po ślubie amputowano nogę z powodu nowotworu kości, razem z żoną przeżyli bardzo ciężki okres. Teraz znów zamieszkali z rodzicami Łukasza i jego rodzeństwem, bo nie stać ich na samodzielne życie.
Łukaszowi zaraz po ślubie amputowano nogę z powodu nowotworu kości, razem z żoną przeżyli bardzo ciężki okres. Teraz znów zamieszkali z rodzicami Łukasza i jego rodzeństwem, bo nie stać ich na samodzielne życie. Łukasz Zarzycki
23-letni Łukasz Wertka, tuż przed ślubem dowiedział się, że ma raka. Kiedy urodził się syn, amputowano mu nogę. Ale nie poddaje się, teraz marzy o zdrowiu i o protezie.

Jak można pomóc

Wszystkich, którzy mogliby pomóc Łukaszowi w zakupie protezy są proszeni o wpłacanie pieniędzy na konto Stowarzyszenie na Rzecz Rozwoju Społeczności Lokalnej "Olcha" Bank BGŻ 47 2030 0045 1110 0000 0257 1020 z dopiskiem "Dla Łukasza Wertki".

Pomóżmy Łukaszowi!

Młody ojciec bardzo chciałby wziąć 5 - miesięcznego syna na rękę, ale na razie, dopóki nie będzie miał protezy nie jest to możliwe. Łukasz przyznaje,

Młody ojciec bardzo chciałby wziąć 5 - miesięcznego syna na rękę, ale na razie, dopóki nie będzie miał protezy nie jest to możliwe. Łukasz przyznaje, że w najgorszych momentach przy życiu trzymało go wyłącznie dziecko. Łukasz Zarzycki

Młody ojciec bardzo chciałby wziąć 5 - miesięcznego syna na rękę, ale na razie, dopóki nie będzie miał protezy nie jest to możliwe. Łukasz przyznaje, że w najgorszych momentach przy życiu trzymało go wyłącznie dziecko.
(fot. Łukasz Zarzycki)

Pomóżmy Łukaszowi!

Łukasz Wertka, będzie jedną z dwóch osób, której pomogą uczestnicy show Świętokrzyskie Gwiazdy Tańczą, które rozpocznie się za tydzień, w piątek 12 kwietnia o godzinie 17 w Galerii Korona w Kielcach. Zapraszamy wszystkich państwa na niesamowity pokaz tańca, w tym czasie będzie prowadzona zbiórka pieniędzy. Za tydzień przedstawimy drugą osobę, której będziemy pomagać podczas trwania show.

- Gdyby rok temu ktoś powiedział mi, że stracę nogę, to nigdy bym w to nie uwierzył - mówi załamany 23-letni Łukasz Wertka z Oleszna koło Włoszczowy. - Taka prognoza byłaby jak horror. Niestety to wszystko jest prawdą, moja lewa noga została amputowana.

Dla młodego mężczyzny tragedia jest tym większa, że wykrycie nowotworu zbiegło się z jego ślubem, a amputowanie nogi z narodzinami dziecka. Nie było więc czasu na zwykłą radość, bo zarówno on jak i cała rodzina byli bardzo zaskoczeni i przestraszeni tym co się z nim dzieje. Zamiast myśleć o przygotowaniu przyjęcia, stroju, liście gości wszystkie rozmowy w gronie najbliższych obracały się wokół lekarzy, szpitala, rokowań i tym co będzie dalej. Dwa razy musieli przełożyć termin ślubu ze względu na jego pogarszający się stan zdrowia.

TRYSKAŁ HUMOREM

Z Łukaszem i jego 22-letnią żoną Joanną, studentką kieleckiego Uniwersytetu Jana Kochanowskiego spotykamy się w domu rodziców kobiety w Rudzie Pilczyckiej w powiecie koneckim. Przyjechali tutaj prosto ze szpitala we Włoszczowie, bo Łukasz po kolejnej chemioterapii, bardzo źle się poczuł, nagle spadły płytki krwi i w nocy musiał pojechać po ratunek. Są bardzo zmęczeni walką o życie. Obok w łóżeczku leży ich pięciomiesięczny synek Igor.

- Nigdy na nic nie chorowałem - opowiada Łukasz. - Zawsze byłem bardzo wesoły, lubiłem opowiadać dowcipy, rozśmieszać towarzystwo. W szkole średniej skrzydeł dodało mi to, że poznałem Joasię, pokochaliśmy się. Cztery lata trwała nasza znajomość, wciąż jeździliśmy do siebie, ona przyjeżdżała do mnie do Oleszna, ja do niej do Rudy Pilczyckiej, albo spotykaliśmy się w Kielcach, gdzie studiowała. Po skończeniu szkoły założyłem firmę remontowo budowlaną, miałem sporo zleceń i mnóstwo marzeń na przyszłość. Podjęliśmy decyzję o ślubie i zaczęliśmy przygotowywać plan tej uroczystości, gdy nagle, w styczniu zeszłego roku, poczułem ból w lewym kolanie. Wcale się nim nie przejąłem, wcześniej uderzyłem się w to miejsce w pracy, więc połączyłem jedno z drugim i zacząłem smarować sobie kolano maściami. Niewiele to pomogło, a po jakimś czasie pojawiło się niewielkie opuchnięcie nad rzepką kolanową. Ku mojemu zaskoczeniu wkrótce nie mogłem już ustać na tej nodze. Wtedy rodzina zmotywowała mnie, żebym jednak udał się do lekarza ortopedy. W marcu byłem u specjalisty najpierw we Włoszczowie, potem w Kielcach, lekarze ocenili, że to musi być jakiś uraz łękotki. Przepisali mi środki przeciwbólowe i zabiegi rehabilitacyjne, krioterapię, laser. Niestety niewiele pomogły, a było wręcz przeciwnie, coraz gorzej. Bliscy doradzili mi, żeby pojechał do kliniki do Gliwic, która specjalizuje się w tego typu schorzeniach. Tam po wykonaniu prześwietlenia powiedziano mi, że nie jest dobrze, bo dostrzegli naciek na kości i od razu skierowano mnie do szpitala w Piekarach Śląskich. W dość krótkim czasie, po pobraniu wycinka i przebadaniu go w Krakowie zdiagnozowano nowotwór złośliwy, kostnomięsaka kości udowej lewej. Nie mogłem w to uwierzyć. Do głowy cisnęło mi się tysiące pytań, skąd przyplątał mi się jakiś nowotwór i co teraz ze mną będzie, z moim dalszym życiem, ze ślubem. Ale wtedy jeszcze mnie pocieszono, że po cyklu chemii w Gliwicach rak może się cofnąć, albo wystarczy tylko wstawić endoprotezę i noga zostanie uratowana.

SKROMNY ŚLUB

Joanna dopowiada, że na początku wszyscy mieli taką nadzieję, że pomoże chemioterapia, nie pojawią się przerzuty i amputacja nie będzie potrzebna. Na cykl chemii jeździli do Gliwic, mężczyzna znosił ją fatalnie, wymiotował, nie mógł utrzymać się na nogach, schudł 15 kilogramów. Ale dzielnie wszystko przetrzymał, mając w perspektywie ślub. - Oboje z Łukaszem pochodzimy z wielodzietnych rodzin, ja mam szóstkę rodzeństwa, on troje, wielu kuzynów, cioć, wujków, więc, żeby wszystkich ugościć planowaliśmy przyjęcie w Olesznie na ponad sto osób - mówi Asia. - Ale kiedy zdrowie Łukasza zaczęło się pogarszać, w końcu zrobiliśmy tylko niewielką uroczystość dla najbliższej rodziny na podwórku, przy domu rodziców w Rudzie Pilczyckiej. Mąż do kościoła szedł już o kulach i nie było takiej radości, jaka zwykle towarzyszy nowożeńcom. Następnego dnia, zamiast udać się w podróż poślubną, od razu zawieźliśmy męża na chemioterapię. A wkrótce całą sytuację dodatkowo skomplikował fakt, że zaszłam w ciążę, której nie planowałam. I znów zadowolenie z tego powodu mieszało się z rozpaczą i niepewnością. A krótko przed terminem rozwiązania okazało się, że chemia niestety nie pomogła, zostały zaatakowane tkanki miękkie i noga musi być amputowana.

Łukasz prosi o pomoc

Łukasz prosi o pomoc

Łukasz Wertka, 23-letni mieszkaniec Oleszna cierpiący na nowotwór kości: - Bardzo chciałbym zdobyć pieniądze na protezę, która umożliwi mi normalne funkcjonowanie. Ale kosztuje ona około 80 tysięcy złotych, a obecnie mamy na życie tylko 200 złotych. Nigdy nie uzbieramy takiej kwoty. Dlatego z całego serca prosimy o pomoc.

Łukasz wolałby nie pamiętać tamtego czasu. - Lekarze powiedzieli mi, że jak nie zgodzę się na amputację, to pożyję jeszcze rok, może dwa, bo są już następne przerzuty - wspomina. - A ja z jednej strony bardzo nie chciałem umierać, z drugiej nie wyobrażałem sobie siebie bez nogi. Strasznie bałem się tego, że stanę się wybrakowany, ciężarem dla rodziny, nie będę mógł pracować w budownictwie i jako kaleka skomplikuję życie żonie i bliskim. Po namyśle podjąłem decyzję, że nie mam wyjścia, muszę posłuchać lekarzy. Ale pech towarzyszył mi nadal, bo termin amputacji zbiegł się z datą porodu. Ja byłem w jednym szpitalu na Śląsku, a żona rodziła w drugim we Włoszczowie. Trudno wracać do tego co wtedy przeżywaliśmy, było nam bardzo ciężko. Kiedy obudziłem się bez nogi, popłakałem się, a w głowie miałem tylko jedną myśl, jak tu dalej żyć, jak nie mogę w ogóle samodzielnie chodzić. Nasi rodzice, jak się potem dowiedzieliśmy też płakali po nocach. Po powrocie do domu wcale mi się nie polepszyło, gdy uświadomiłem sobie jak bardzo jestem nieużyteczny. Nie mogłem wziąć mojego synka na rękę i przenieść go do łóżeczka, czy do kąpieli, nie mogłem pobiec zrobić zakupów, nie mówiąc już o zarabianiu pieniędzy, więc szybko zacząłem tracić poczucie własnej wartości - mówi Łukasz.

- Ciągłe napięcie i niepewność spowodowała, że między nami też się trochę psuło, zdarzało nam się kłócić, choroba spowodowała pierwsze kryzysy - mówi żona. - Łukasz ciągle obwiniał siebie, że zmarnował mi życie i, że ze zdrowym mężem byłoby mi lepiej. - Wiem, że bardzo przeżywał to, że nie może już wsiąść na rower, zagrać w piłkę i będzie musiał zrezygnować z prowadzenia firmy budowlanej, bo jak bez nogi przemieszczać się po rusztowaniach czy dachach.

PILNIE POTRZEBNA PROTEZA

Wcześniej Joanna i Łukasz planowali zamieszkać w domu po jej dziadkach w Rudzie Pilczyckiej, nawet już go w dużej mierze wyremontowali. Chcieli być samodzielni, pożyć trochę w ciszy, bo wcześniej w ich rodzinnych domach z racji licznego rodzeństwa była zawsze gwarno i głośno. Myśleli, że uda im się pozwiedzać różne zakątki Polski, spotykać z przyjaciółmi, beztrosko pochodzić na tańce czy na basen. Musieli skorygować wszystkie swoje plany. - Teraz mamy miesięcznie tylko 153 złotych zasiłku pielęgnacyjnego i 70 złotych na Igorka, więc nie ma się czym rządzić, za taką kwotę nie da się przetrwać - mówi Joanna. - Ja kończę w Kielcach III rok studiów na kierunku nauczanie wczesnoszkolne i przedszkolne z terapią pedagogiczną, będę bronić licencjat i nie wiem czy będę mogła pójść na studia magisterskie, czy uda mi się znaleźć pracę w obecnych realiach. Z powrotem wróciliśmy więc do teściów do Oleszna, na jakiś czas trzeba zapomnieć o usamodzielnieniu się. Rodzice i teściowie pomagają nam tyle ile mogą, ale sami mają na utrzymaniu po kilkoro dzieci. W pomoc dla nas zaangażował się radny Antonii Drej, była też zbiórka w parafii w Olesznie, wspierają nas znajomi i przyjaciele. Mąż nadal jeździ do Gliwic na chemioterapię, mamy nadzieję, że dobrze się zakończy i nadszedł czas, aby pomyśleć o protezie dla niego.

Łukasz mówi, że też bardzo na to czeka, gdy nie będzie już kuśtykał o kulach. - Tak prawdę mówiąc, to nie wiem czy bym się po takim szoku pozbierał do życia, gdyby nie mały Igorek - przyznaje szczerze. - Bo w ostatnim czasie miałem wiele momentów, kiedy nie chciało mi się żyć.

To właśnie żona i syn motywują Łukasza do tego, żeby zawalczył o protezę. - Ale taka proteza kosztuje co najmniej 80 tysięcy złotych, lepsza około 110 tysięcy złotych, nigdy nie zarobimy takich pieniędzy - bardzo martwi się Łukasz. - Jedyna nadzieja dla nas to pomoc dobrych ludzi. W tym tygodniu wróciłem z kolejnej chemii i znów jestem potwornie osłabiony, mam krwotoki, większość dnia przesypiam. Jednak wierzę w to, że już nie będę miał kolejnych przerzutów, że w końcu stanę na obu nogach. Ale sam nie dam rady tego osiągnąć, potrzebuję pomocy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie