Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niezwykła historia o bezdusznym prezesie i... dwóch poczciwych dozorcach

Paweł WIĘCEK [email protected]
Dla Krzysztofa Koćwina informacja o zwolnieniu z pracy zabrzmiała jak wyrok śmierci. Z czego utrzyma ośmioro dzieci i bardzo chorą żonę? Kazimierz Łakomiec długo się nie zastanawiał. "Znajdę sobie inną robotę" - pomyślał i powiedział, żeby to jego usunąć z firmy, a oszczędzić kolegę. Prezes wyrzucił obu.

Trzeba być ludzkim

Trzeba być ludzkim

Paweł Więcek: * Dlaczego zwolniono dozorców z targowisk?

Wojciech Lubawski, prezydent Kielc: - Kontrola wykazała, że zwolnienia dozorców mają sens ekonomiczny. Standardem jest jednak, że firma zewnętrzna, która ma wykonać te zadania, przejmuje dozorców, a prezes Juszczyk o to nie zadbał. I to był błąd.

* Co z panem Krzysztofem Koćwinem?

- Wiem o jego sytuacji i pomogę mu. Zajmę się tym osobiście. Jeśli nie do końca wakacji to we wrześniu coś się dla niego znajdzie. Mam na to pomysł.

* Jak Pan ocenia zachowanie Kazimierza Łakomca?

- To jest syndrom świętego ojca Maksymiliana Kolbe tylko w innej skali. To piękna postać i piękna sytuacja. Rozumiem, że powinny rządzić mechanizmy rynkowe, za to w wyjątkowych sytuacjach, a tę tak traktuję, trzeba być ludzkim.

W Przedsiębiorstwie Usług Komunalnych w Kielcach, bo o tej miejskiej spółce tu mowa, Krzysztof Koćwin był zatrudniony od 1997 roku. Zaczynał w schronisku dla bezdomnych zwierząt, potem przeszedł na targowisko przy ulicy Seminaryjskiej, gdzie pracował jako dozorca. Robota ciężka, ale grunt, że co miesiąc przynosił 1600 złotych. Ta suma pozwalała godnie żyć jemu, ośmiorgu dzieci oraz żonie, która choruje na zwłóknienie płuc.
- Nie narzekam na nic. Mieszkamy w dużym domu z teściową. Mamy dla siebie trzy pokoje, kuchnię i łazienkę. Żona dzięki pani doktor ma duże zniżki na leki. Najstarsza córka pracuje i pomaga mi, jak może, utrzymać rodzinę. Synowie też dorabiają - mówi z wyraźną dumą w głosie pan Krzysztof.

PREZES NIE ANULOWAŁ

Świat załamał mu się tuż po zeszłorocznych świętach Bożego Narodzenia. Jak opowiada, 27 grudnia kadrowa firmy oznajmiła jemu oraz trzem pozostałym dozorcom z placu targowego, że Przedsiębiorstwo Usług Komunalnych z powodu oszczędności rozwiązuje z nimi umowę o pracę z trzymiesięcznym okresem wypowiedzenia oraz odprawą w wysokości trzech pensji.
- To wyglądało tak, jakbym dostał fest kopa po 16 latach solidnej pracy. Po tym spotkaniu ja i koledzy byliśmy totalnie załamani. Zacząłem wydzwaniać do biura firmy. Chciałem spotkać się z prezesem, by przedstawić mu swoją sytuację materialną i prosić o to, żeby zawiesił zwalnianie - wspomina Krzysztof Koćwin.
W gabinecie Macieja Juszczyka stawił się dzień później. - Po informacjach w prasie, że będzie łączenie Przedsiębiorstwa Usług Komunalnych z Rejonowym Przedsiębiorstwem Zieleni, były obietnice, że wszyscy znajdą pracę. Prosiłem więc, żeby prezes anulował wypowiedzenia. A on do mnie w te słowa: "Czy pisało, że Juszczyk tak powiedział? Nie ma żadnych szans na cofnięcie wypowiedzeń". Pomyślałem, że to koniec - mówi pan Krzysztof.

DO RATUSZA PO POMOC

Ponieważ nic nie wskórał, postanowił wraz z kolegami umówić się na spotkanie prezydentem Wojciechem Lubawskim. - Poszliśmy 15 stycznia we czterech. Przedstawiłem swoją sytuację rodzinną ze łzami w oczach. Drugi kolega opowiadał, że ma żonę po zawale ze sparaliżowaną ręką i syna, który nie pracuje. Prezydent polecił, by to wszystko opisać i dostarczyć pismo do sekretariatu - mówi Krzysztof Koćwin.
Zrobili to następnego dnia. Ale odpowiedź nie nadeszła. 4 lutego doszło do kolejnego spotkania w ratuszu - tym razem z wiceprezydentem Tadeuszem Sayorem. - Był nieprzygotowany. Z naszym pismem zapoznał się na miejscu. Pytaliśmy, jakim prawem pan Juszczyk zwalnia ludzi. Odpowiedział, że jest prezesem i mu wolno. Na tym skończyła się dyskusja - relacjonuje pan Krzysztof.

"NIE MA PRZYMUSU PRACY"

Siedem dni później zorganizowano spotkanie pracowników spółki z Maciejem Juszczykiem. Odbyło się w biurze Przedsiębiorstwa Usług Komunalnych na ulicy Młodej. Rozmowa przebiegała w gorącej atmosferze. - W naszej obronie stanął i bronił nas, jak mógł, jeden z pracowników, który jest inkasentem i nie bał się upominać o nas, mimo że ma na utrzymaniu niepełnosprawne dziecko. Po jego wystąpieniu była owacja na stojąco - wspomina Krzysztof Koćwin.
Wtedy głos zabrał Kazimierz Łakomiec, dozorca z targowiska przy ulicy Mielczarskiego. Odniósł się do sytuacji Krzysztofa Koćwina. "Jak pan śmiał takiego człowieka zwolnić? Czuję głód jego dzieci. Tak nie może być. Zwolnij pan mnie, a przyjmij tego, któregoś pan zwolnił". Tak powiedziałem - opowiada Kazimierz Łakomiec.

- Znów owacje, a mnie łzy do oczu nabiegły - przyznaje Krzysztof Koćwin. - Byłem przekonany, że prezes tak zrobi. Cieszyłbym się, bo Krzyśkowi łzy leciały strasznie. Szkoda mi go było i tych dzieci - podkreśla pan Kazimierz.
- Pan Juszczyk powiedział do Kazika, że jeżeli mu się nie podoba, niech się zwolni, bo w Polsce nie ma przymusu pracy - relacjonuje Krzysztof Koćwin. - Wtedy jeden ze wyrzuconych pracowników z Plant zadał pytanie prezesowi, co jest największym bogactwem firmy. Prezes odpowiedział, że ludzie. "To dlaczego się pan ich pozbywa?" spytał. Prezes nic na to nie odpowiedział - wspomina pan Krzysztof.
- Po spotkaniu wiedziałem, że mój los przesądzony - dodaje. - Po tym zebraniu 12 marca dostałem wypowiedzenie - mówi pan Kazimierz.

EPILOG

Krzysztof Koćwin nie chodzi do pracy od 11 marca. Utratę roboty ciężko odchorował. Nabawił się astmy oskrzelowej. Chodzi do psychologa. - Długo nie mogłem spać, budziłem się w nocy i myślałem, co będę robić. Teraz już śpię. Zapisałem się zaocznie do liceum w Zakładzie Doskonalenia Zawodowego. Jestem słuchaczem pierwszego roku. To taka odskocznia od codzienności. Szukam pracy, bo nie chcę żerować na opiece społecznej - mówi.
Kazimierz Łakomiec będzie pilnował placu targowego przy ulicy Mielczarskiego do końca czerwca. Co dalej? - Przepracowałem 42 lata. Pójdę na kuroniówkę, a potem mam nadzieję, że dostanę pomostówkę. Będą brał około 800 złotych. Dorobię sobie na gospodarstwie. Jeżeli nie dostanę wcześniejszej emerytury, znajdę sobie pracę, bo roboty się nie boję - zaznacza.
O prezesie Macieju Juszczyku mówią krótko: - Zimny, wyrachowany drań bez serca. Nie liczył się z ludźmi.
Los napisał epilog do tej historii. W tym tygodniu rada nadzorcza Przedsiębiorstwa Usług Komunalnych w Kielcach odwołała Macieja Juszczyka z funkcji prezesa zarządu spółki. Uznano, że nie radzi sobie z trudną sytuacją ekonomiczną firmy…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie