Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Staszowski PKS walczy niezmiennie o być albo nie być na rynku

Marcin JAROSZ [email protected]
Naprawa staszowskiego PKS-u trwa od kilku lat. Dla pracującej tutaj załogi to być albo nie być.
Naprawa staszowskiego PKS-u trwa od kilku lat. Dla pracującej tutaj załogi to być albo nie być. Marcin Jarosz
Rachunek zysków i strat nie zmienia się od lat. Gdyby nie pomoc państwa i gminy firmy by nie było. Ale trwanie też ma swoją cenę.

Jeszcze w 2007 roku, kiedy staszowski PKS będący własnością Skarbu Państwa "zrywał" umowę z PKP na dzierżawę dworca snuło się wizje budowy nowego dworca. Ówczesny prezes spółki Zbigniew Nowak pokazywał nawet projekt przyszłego obiektu na miarę i możliwości i potrzeb przewoźnika.

BYŁA PROSPERITA, NIKT NIE ODKŁADAŁ, AŻ TU NAGLE…

Dlaczego dworzec nie powstał skoro jego szacunkowa budowa kosztowałaby mniej niż roczny haracz za korzystanie z nieczynnego dworca PKP?. Nikt wtedy nie umiał jasno powiedzieć na to pytanie podobnie jak nie było odpowiedzi na pytanie, dlaczego tkwiono w złodziejskiej umowie przez wiele lat, wydając lekką ręką 400 tysięcy złotych?.

Czasy szybko się zmieniły. Zaczęła się walka o życie. Tylko jak walczyć z właścicielem busa, który sprząta przystanki z klientów na 5 minut przed planowym przyjazdem PKS-u? Rady nie było, bo i nikt wcześniej nie pomyślał w firmie, aby kupić kilka małych busów.

Kiedy kilka lat temu Skarb Państwa stracił cierpliwość i wystawił między innymi staszowski PKS na sprzedaż szybko okazało się, że nikt nawet nie ma zamiaru inwestować w firmę, która zarówno pod względem taboru jak i zarządzania jest reprezentantem głębokiego PRL-u. Szansą dla przewoźnika mogła być restrukturyzacja, ale otrzymanie pomocy publicznej wiązało się z posiadaniem własnych pieniędzy. Tych nie było.

REANIMACJA SIĘ POWIODŁA, ALE STAN NADAL POWAŻNY

Ratunkiem dla PKS-u było sprzedanie jednej z działek na rzecz Gminy Staszów. To pozwoliło ubiegać się o pomoc finansową. Wniosek rozpatrywano przez 16 długich miesięcy. W efekcie PKS otrzymał 2,7 miliona złotych pomocy od Skarbu Państwa. Kolejne 2,7 miliona złotych stanowił wkład własny.

Warunkiem, który pozwalał mieć nadzieję była komunalizacja spółki i przejęcie udziałów na rzecz gminy. Spłacono dług wobec dostawcy paliwa, dostosowano do obowiązujących norm stację paliw, wymieniono blisko 20 wysłużonych autobusów na nowsze modele. Zmniejszenie kosztów funkcjonowania odbiło się również na pracownikach, z nieco ponad 200 dziś pracuje około 130 osób. Zlikwidowano część nierentownych kursów.

I o ile wtedy jeszcze łudzono się, że to wystarczy do tego, aby zacząć zarabiać, to dziś nadzieje te prysły jak mydlane bańki. Miesiąc temu radni zdecydowali, że przekażą spółce 500 tysięcy złotych. W ubiegłym roku dołożono 200 tysięcy złotych. Powód jest prosty. Działalność PKS-u mimo zaciskania pasa wciąż zbyt dużo kosztuje. Tak naprawdę jedynymi źródłami zarobku jest stacja paliw, niektóre kursy dalekobieżne i wynajem autokarów na wycieczki. Tutaj widać znaczną poprawę i pieniądz. W innych przypadkach są straty, nawet w kwestii dowozów uczniów do szkół. Bilans za 2012 rok to niemal milion złotych na minusie.

VOLVO ROBI WRAŻENIE I… REALNE STRATY. ZARABIA BUS

- Dzisiaj polityka jest taka, a nie inna. Samorządy chcą jak najmniejszym kosztem wypełnić swój ustawowy obowiązek, dlatego zdarza się i tak, że wygrywając przetarg okazuje się, że trzeba będzie jeszcze dołożyć do tego interesu. Trzeba tutaj jednak patrzeć na firmę nie tylko przez pryzmat tego, czym jest spółka prawa handlowego, ale też przez pryzmat funkcji, jaką pełni w społeczeństwie - mówi Wojciech Kurdziel obecny prezes spółki.

Okazuje się też, że niektóre posunięcia poprzedniego presesa [Andrzeja Abramowicza - przyp. red] w kwestii wydawania pieniędzy w trakcie restrukturyzacji mogły być czynione z większym rozsądkiem. Chodzi między innymi o zakup dużych autokarów z automatyczną skrzynią biegów. - Po pierwsze auta były nieprzystosowane do naszego klimatu i do struktury lokalnego rynku przewozów. Dużo lepiej sprawdziłyby się małe autobusy - dodaje Kurdziel i podaje przykład linii Staszów - Kielce, którą obsługuje bus. Przekonuje, że dzięki zamianie dużego samochodu na mały spółka, zamiast dopłacać miesięcznie blisko 2 tysiące złotych do tej linii zarabia w tym samym okresie nawet 1,5 tysiąca.

KIEDYŚ INTERNET TO BYŁO COŚ.
JUTRO AUTOBUS BĘDZIE RARYTASEM

Ale to nie przewozy są największym problemem spółki. Prawdziwą "kulą" u nogi jest biurowiec, którego utrzymanie, zwłaszcza zimą kosztuje fortunę oraz inne obiekty, które dziś stoją puste. Kolejny balast to "wiekowa" kadra, zbyt dużo stanowisk nieprodukcyjnych i kwestie socjalne wynikające z zatrudnienia.

- Spółki takie jak nasza nie mają szans konkurować z prywatnymi przewoźnikami, bo na rynku przewozów panuje wolna amerykanka. Dlatego pekaesy się staczają. Ale kiedy upadną, wtedy okaże się, że część społeczeństwa zostanie wystawiona poza margines społeczny, bez możliwości dojazdu. Ktoś może uważać, że pekaes nie jest potrzebny gminie. Zatem likwidujemy. Kto jutro rano dowiezie ponad trzy tysiące osób do szkół i miejsc pracy? Tyle osób wsiada do naszych autobusów - mówi dalej prezes i przekonuje, że za kilka lat sytuacja ulegnie zmianie, gdy wejdą w życie wszystkie zapisy nowej ustawy o publicznym transporcie zbiorowym. To jego zdaniem będzie szansą na normalność w przewozach zbiorowych.

Ale do tego czasu jedyną receptą w głowach decydentów jest przeczekanie. Nowego dworca nie będzie. Na razie gmina zastanawia się, w jaki sposób skutecznie spożytkować potencjał bazy PKS. Jednym ze sposobów byłoby stworzenie na terenie bazy Parku Technologicznego w ramach Staszowskiego Obszaru Gospodarczego. - Na bazie tego majątku można by stworzyć między innymi miejsce dla młodych ludzi, zakładających własny biznes, aby pomóc im na starcie, gdy nie mają jeszcze własnego kapitału - mówi Romuald Garczewski.

PREZES: BĘDZIE TRZEBA TO POHANDLUJEMY ZIEMNIAKAMI

To nie zmienia jednak faktu, że los przewoźnika nadal jest niepewny i gmina jako właściciel będzie musiała jeszcze nie raz dokapitalizować spółkę. Między innymi z tego tytułu, co raz częściej podnoszone są głosy, że przejęcie PKS-u było wielkim błędem obecnych włodarzy.

A gdyby tak przerwać ten węzeł? - Nasze szacunki mówią o tym, że likwidacja spółki kosztowałaby gminę około trzynaście milionów złotych. To tylko jeden wymiar strat. Wiele jest jeszcze do zrobienia, ale myślę, że nie można zaprzepaścić tego, co udało się osiągnąć do tej pory. Firma funkcjonuje i spełnia swoją rolę - przekonuje Garczewski.

- Spółka podlega pod prawo handlowe. Z funkcji przewozowych nie warto rezygnować, bo one mają potencjał biznesowy, ale jeśli dziś się okaże, że powinniśmy handlować ziemniakami, bo to przyniesie zysk, to będziemy handlować ziemniakami - mówi obecny szef spółki komunalnej.
Gmina ogłosiła konkurs na nowego szefa PKS-u. Pełniący obowiązki Wojciech Kurdziel nie potwierdził, czy będzie ubiegał się o fotel prezesa.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie