Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kielczanin twórcą najsłynniejszych budowli świata! Poznaj jego niezwykłą historię

Iwona ROJEK [email protected]
Tadeusz Łęski ze swoimi ukochanymi córkami i siostrzenicą w Metropolita Opera.
Tadeusz Łęski ze swoimi ukochanymi córkami i siostrzenicą w Metropolita Opera.
Niezwykła historia życia i pracy wybitnego Kielczanina Tadeusza Łęskiego, światowej sławy architekta, twórcy budowli znanych i podziwianych na całym świecie.

Tadeusz Łęski

Kyna Leski, profesor architektury w domu swojej kuzynki  Grażyny Łęskiej-Baranowicz w Kielcach przed pogrzebem ojca.
Kyna Leski, profesor architektury w domu swojej kuzynki Grażyny Łęskiej-Baranowicz w Kielcach przed pogrzebem ojca. Aleksander Piekarski

Kyna Leski, profesor architektury w domu swojej kuzynki Grażyny Łęskiej-Baranowicz w Kielcach przed pogrzebem ojca.
(fot. Aleksander Piekarski)

Tadeusz Łęski

Urodził się w 1916 roku w Kielcach. Zmarł w lipcu 2013 roku w Warszawie, gdzie mieszkał przez ostatnie lata. Przeżył 97 lat. Miał trzy córki Vivien - profesor Akademii Sztuki w Huntington, Andrea - dyrektor artystyczny czasopisma "Time" i Kyna - profesor architektury. Uczestniczył w kampanii wrześniowej 1939 roku, potem był w Wojsku Polskim we Francji, przedostał się do Anglii, po ośmiu latach wyemigrował do Ameryki. Skończył gimnazjum imienia Świętego Stanisława Kostki Kielcach, studia architektoniczne w Liverpoolu, studia urbanistyczne w Londynie. Był architektem w pracowni profesora Wiliama Holforda, naczelnego architekta Londynu, wykładowcą w Kensington School of Arts w Londynie. Po wyjeździe do Ameryki projektant w firmie architektonicznej "Harrisonand Abramowitz". Po powrocie do Polski zajmował się głównie malarstwem sztalugowym i mieszkał w Warszawie.

W Kielcach amerykańska rodzina i przyjaciele właśnie pożegnali kielczanina Tadeusza Łęskiego, projektanta Metropolitan Opera, Rockeffeler Center, budynków Organizacji Narodów Zjednoczonych, centrum Alabamy, Londynu i wielu innych budowli na świecie.

Pierwsza na pogrzeb do Kielc z Nowego Jorku przyleciała Kyna Leski, ukochana, najmłodsza córka Tadeusza Łęskiego, wybitnego architekta i urbanisty. Bardzo przeżywała śmierć swojego niezwykłego ojca, zawdzięcza mu wiele, w tym miłość do architektury.

Kyna, bardzo inteligentna i atrakcyjna profesor architektury, wykładowca amerykańskich uczelni jest jedną z trzech córek znanego kielczanina. Dwie pozostałe Vivien i Andrea też odziedziczyły po ojcu artystyczne zdolności. Vivien projektuje tkaniny, miedzy innymi dla Diora, Andrea zajmuje się grafiką użytkową. Dwie córki i pierwsza żona Tadeusza, z pochodzenia Szkotka mieszkają w Nowym Jorku, najmłodsza Kyna przeniosła się do oddalonego o dwieście kilometrów Providence.

SPEŁNIŁ AMERICAN DREAM

- Jestem bardzo dumna z tego, że miałam takiego wyjątkowego ojca - mówi Kyna. - Wywarł wielki wpływ na to jaka jestem.

Członkowie rodziny zauważają, że kobieta jest bardzo podobna do swojego ojca. Ma taki sam wewnętrzny spokój, tak samo gestykuluje i z podobną ogromną pasją uprawia swój zawód.

- To jakim mój tato był człowiekiem obrazuje napis jaki umieściliśmy na jego grobie na cmentarzu Starym w Kielcach. "Deeply human", czyli głęboko ludzki, bo nigdy, mimo tego, że odniósł olbrzymi sukces nie przewróciło mu się w głowie - podkreśla.

- Pozostał wrażliwym, skromnym człowiekiem. A mógł czuć się wyróżniony przez los, bo jego kariera obrazuje American Dream.

- Przyjechał bez żadnych protekcji do Ameryki i poradził sobie - wspomina. - Na początku miał kierować przebudową Bostonu, ale na przeszkodzie stanął brak obywatelstwa amerykańskiego. Mając na utrzymaniu żonę i małą córeczkę postanowił poszukać pracy telefonicznie. I kiedy dzwonił z budki uświadomił sobie, że znajduje się ona w budynku słynnej firmy architektonicznej "Harrison and Abramowitz". Długo się nie zastanawiał, tylko wjechał windą i udał się wprost do szefa. Okazało się, że Harrison znał jego nazwisko i zatrudnił go od następnego poniedziałku z pensją 175 dolarów tygodniowo z prośbą, aby wykonał w wieżowcu projekt ścian osłonowych, z całkiem nowego materiału, aluminium. Ojciec mówił, że nie miał w głowie żadnej koncepcji, kiedy tego samego dnia wyszedł na lunch i obserwując pędzące samochody wpadł na pomysł, aby arkusze blachy, możliwie jak największych rozmiarów, wygniatać zgodnie z profilem ścian i okien gmachu, podobnie jak to się czyni podczas produkcji karoserii samochodowych. Kiedy zaprezentował to rozwiązanie szefowi, ten od razu podniósł mu pensje do 2 tysięcy dolarów tygodniowo, dostał luksusowe biuro i własną sekretarkę. Takich olśnień ojciec miał więcej. Przy projektowaniu Centrum Rockeffelera biorąc pod uwagę to, że w Nowym Jorku kawałek gruntu kosztuje miliony dolarów, podcinał podstawy projektowanych 50 piętrowych wieżowców, a zwiększał powierzchnię reszty budynku, co przyniosło bardzo dobre efekty. Z kolei, gdy zlecono mu zaprojektowanie gmachu Metropolitan Opery, łącznie z kurtyną i oświetleniem, nowatorskie rozwiązanie też podsunął mu szczęśliwy przypadek. Siedział nad kartką papieru, gdy nagle spadła na nią farba, którą miał malować tradycyjne koło żyrandolu. Kilka plam srebrnej farby rozrzuconych niesymetrycznie dawało ciekawy efekt artystyczny. Zamiast żyrandoli zaprojektował więc "sztuczne ognie" z kryształu. Wykonała je słynna wiedeńska firma "Lobmeyera" i zachwycają do dziś. Później uhonorowano go w ten sposób, że został człowiekiem roku nowojorskiego "Time Magazine".

WOJENNY LOS

Grażyna Łęska-Baranowicz, której ojciec był bratem Tadeusza, zorganizowała w Kielcach uroczystości pogrzebowe. Utrzymywali z wujkiem bardzo serdeczne stosunki i razem z mężem Andrzejem gościli go w swoim kieleckim domu przez jakiś czas po powrocie z emigracji. Chętnie opowiadają jego wcześniejszą historię.

- Ojciec Tadeusza był właścicielem drukarni i wydawcą "Gazety Kieleckiej" - mówi Grażyna. - On już od dziecka przejawiał wielkie zdolności plastyczne, jego rysunki wzbudzały powszechny zachwyt. Mimo tego ojciec marzył dla niego o karierze lekarza. Chłopiec miał jednak całkiem inne pasje. Skończył gimnazjum imienia Świętego Stanisława Kostki z bardzo dobrym wynikiem, a jego dalszymi losami pokierowała zawierucha wojenna. Z przedmaturalnego obozu rozpoczął tułaczkę. Najpierw trafił na Węgry, później przedostał się do Francji, był na froncie, trzy lata spędził za drutami stalagów koło Bremy, a potem z niego uciekł. Przez Francję, Hiszpanię i Portugalię dotarł do Anglii. Wojna już się kończyła, więc nie trafił na front, tylko na studia architektoniczne do Londynu. Doskonale sobie z nimi poradził. Potem został zaangażowany przez lorda Holforda, przewodniczącego Stowarzyszenia Architektów do jego zespołu. Razem z pięcioma kolegami opracował plan rekonstrukcji miasta "Master Plan of Londyn". Pracował przy odbudowie stolicy, takich miejsc jak okolice katedry Westminister, Oxford Street, Piccadily i brzegów Tamizy. Temu zadaniu poświęcił osiem lat swojego życia i wyemigrował do Ameryki, gdzie szybko doceniono jego talent. Miał zresztą wiele talentów, a przy tym był bardzo inspirującym i uroczym człowiekiem.

Na jego wybitne zdolności akustyczne zwraca uwagę Andrzej Baranowicz. - Był jednym z najlepszych akustyków świata - uważa. - W Metropolitan Opera stworzył takie nagłośnienie, że widz siedzący w ostatnim rzędzie słyszał każdy najmniejszy szmer papierka. W Polsce o dokonanie zmian akustycznych poprosił go dyrektor Filharmonii Narodowej w Warszawie i pracował przy niej. A na to, że zdecydował się po kilkudziesięciu latach życia na obczyźnie wrócić do kraju znów wpłynął przypadek. Multimilionerka Barbara Piasecka Johnson poprosiła go o zrealizowanie pałacu o nazwie "Jasna Polana". Miał już wtedy własne biuro architektoniczne. Do tej inwestycji zaczął sprowadzać materiały z Polski i często tu bywać. Zamówienia wykonywali kieleccy kamieniarze i kowale, krakowscy stolarze. A, że całe życie czuł się Polakiem, kielczaninem, tęsknił za krajem i wówczas uświadomił sobie, że chciałby pomieszkać w Polsce. I za którymś razem został. Tutaj też zaprezentował swój talent, zaprojektował dworki w Wilanowie i Konstancinie, ale ogólnie czuł sięnie wykorzystany w swoim rodzinnym kraju. Spotkał się tu z zawiścią, zazdrością zawodową zarówno ze strony architektów w Kielcach jak i Warszawie. Może do tego przyczyniła się też jego bezkompromisowość. Krytykował polskie rozwiązania architektoniczne, wiele rzeczy mu się u nas nie podobało, choćby to, że osiedla są za duże, nie mają indywidualnego kolorytu, są pozbawione własnego centrum, nazywał je "Maszynami do mieszkania" wywołującymi permanentne stresy u mieszkańców. Jego zdaniem taka byle jaka architektura przyczynia się do rozpadu więzi międzyludzkich.

Ważniejsze realizacje Tadeusza Łęskiego

Ważniejsze realizacje Tadeusza Łęskiego

Cztery wysokościowce po 50 pięter w Centrum Rockefellera na Manhattanie, Metropolitan Opera House w Nowym Jorku, Lincoln center w Nowym Jorku, kaplica w West Point, gmachy w brytyjskiej Gujanie, sale recepcyjne w gmachu Organizacji Narodów Zjednoczonych, Pałac "Jasna Polana" Barbary Piaseckiej - Johnson i jej męża Stewarda Johnsona.

OJCIEC CHRZESTNY LOTNISKA KIELCE

W mszy pogrzebowej, która odbywała się we wtorek w kieleckiej katedrze uczestniczył także Wojciech Lubawski, prezydent Kielc. Mówi, że bardzo ceni Tadeusza Łęskiego, jego zdaniem to jeden z najwybitniejszych kielczan.

- Nazywam go ojcem chrzestnym lotniska w Obicach, bo to on je wymyślił i zrobił jego bardzo ciekawy projekt - mówi prezydent. - Mam nadzieję, że uda się go zrealizować i lotnisko w końcu powstanie. Łęski przekonywał mnie, że lotnisko musi być, bo bez niego nasz region się nie rozwinie. I na pewno miał rację. Potem zrobił jeszcze projekty zabudowy centrum Kielc od Wzgórza Zamkowego do ulicy 1 Maja, ale na jego realizację zabrakło pieniędzy. W czasie naszych spotkań, które odbywaliśmy co jakiś czas roztaczał przede mną ciekawe wizje jak powinny wyglądać Kielce. Miał wiele interesujących pomysłów, to był wizjoner i geniusz. Potem pisał do mnie listy, w których przedstawiał swoje koncepcje, widać było, że mu na rozwoju Kielc bardzo zależy. Będziemy musieli razem z Radą Miasta pomyśleć nad upamiętnieniem tego człowieka, chciałbym, żeby tak nazywała się jedna z ulic w naszym mieście, ale to będzie zależeć od woli społeczeństwa.

Zdolności Tadeusza Łęskiego podkreślał też należący do jego rodziny wybitny matematyk i były prezydent Kielc, Arkadiusz Płoski, który również wziął udział w pogrzebie. - To, że Tadeusz tak daleko zaszedł to na pewno zasługa genów i ciężkiej pracy - wyraża swoją opinię. - W młodości znał bardzo dobrze język francuski, potem opanował angielski, był odważny i utalentowany. A przy tym był przesympatycznym człowiekiem.

MIĘDZY POLSKĄ I AMERYKĄ

Córka Kyna, która nie tylko wykłada architekturę, ale też pisze książki opowiada, że ostatnie trzydzieści lat swojego życia jej ojciec spędził w podróżach między Polską i Ameryką.

- Ciągle przemieszczał się przez ocean - mówi. - Czuł się rozdarty między tymi dwoma krajami i w każdym z nich chciał zaistnieć. Ciągle mówił o Ameryce, ale w końcu został w Polsce. Pod koniec życia z architektury przerzucił się malarstwo i namalował znakomite obrazy. Bardzo kochał życie i pewnie dlatego żył tak długo. Do końca był sprawny intelektualnie, niezwykle twórczy, od młodości dokuczała mu jedynie astma, na którą się leczył. Na pewno nie był spełniony jako artysta. Chciał jeszcze tak wiele zrobić.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie