Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Widzew Łódź - Korona Kielce 2:1. Wielbłąd Małkowskiego (zdjęcia, video)

/SAW/
Sławomir Stachura
Piłkarze Korony Kielce w meczu trzeciej kolejki piłkarskiej ekstraklasy, przegrali w sobotę w Łodzi z tamtejszym Widzewem.

[galeria_glowna]

Widzew - Korona

Widzew - Korona

2 bramki 1
2 strzały celne 2
10 strzały niecelne 3
0 poprzeczki 0
0 słupki 1
22 faule 19
0 zagrania ręką 1
1 spalone 1
21 rzuty wolne 23
3 rzuty rożne 2
5 kartki 4

Zobacz zapis relacji live z meczu Widzew Łódź - Korona Kielce w sobotę od godziny 17.45.

Widzew Łódź - Korona Kielce 2:1 (1:1)

Bramki: 1:0 Eduards Visniakovs 8 min. z karnego, 1:1 Paweł Golański 45+6, 2:1 Eduards Visniakovs 77.

Widzew: Mielcarz - Airapetian, Augustyniak, Phibel, Stępiński (73. Bartkowski) - Karczmarek, Kasprzak, Okachi, Rybicki (46. Staroń) - Kowalski (56. Batrović), Visniakovs.

Korona: Małkowski - Kuzera (78 Stąporski), Stano, Malarczyk, Golański - Lenartowski, Jovanović - Sobolewski, Janota (8. Szlakotin), Kiełb (46. Sierpina) - Gołębiewski.

Kartki: czerwona czerwona: Zbigniew Małkowski (Korona, 3 min), żółte: Karczmarek, Kasprzak, Kowalski, Visniakovs, Okach (Widzew),żółte: Gołębiewski, Kiełb, Lenartowski (Korona).

Sędziował: Paweł Raczkowski z Warszawy. Widzów: 5300.

Korona już od 15 miesięcy czeka na wyjazdowe zwycięstwo i choć jechała do Łodzi z chęcią przełamania złej passy, to już w 3 minucie stanęła przed arcytrudnym zadaniem. Podobnie jak w meczu z Wisłą w samej końcówce, Korona tym razem na początku popełniła błąd w kryciu i Łotysz Eduards Visniakovs z Marcinem Kaczmarkiem wyprowadzili szybką kontrę. Wszystkiemu mógł jeszcze zaradzić bramkarz Korony Zbigniew Małkowski, który wychodził do piłki, ale źle to wszystko obliczył i zamiast piłki...złapał mijającego go już Kaczmarka. Ten oczywiście się przewrócił, a sędzia wskazał na 11 metr i pokazał czerwoną kartkę bramkarzowi Korony. Taka reakcja Małkowskiego była kompletnie bez sensu, bo zburzył koncepcję gry na cały prawie mecz, osłabił zespół i ułatwił rywalom zadanie, którzy wykorzystali rzut karny. Trener Leszek Ojrzyński musiał ściągnąć z boiska jednego z zawodników, by wprowadzić bramkarza i postanowił, że będzie to Michał Janota. Decyzja kontrowersyjna i swoje zdziwienie wyrażali nawet sami zawodnicy, którzy podbiegli do ławki trenerskiej z zapytaniem, dlaczego akurat on. Bo było przecież bardzo prawdopodobne, że Widzew rzut karny wykorzysta i trzeba będzie gonić wynik. A Janota to przecież piłkarz z zadaniami ofensywnymi, dobry techniczne, który miałby spore pole do popisu. Ale trener Ojrzyński tak postanowił i decyzji nie zmienił.

Korona w pierwszej połowie grała źle, nie umiała stworzyć zagrożenia pod bramką rywala i rzadko gościła w polu karnym gospodarzy. Ale w szóstej minucie doliczonego czasu gry tej części (tyle doliczył sędzia ze względu na długo przeprowadzaną zmianę Szlakotina, który musiał przygotować się do wejścia na boisko), pojawiła się iskierka nadziei, gdy pięknie z rzutu wolnego przymierzył Paweł Golański, a arbiter nawet już nie wznawiał gry. Ale po przerwie nie udało się utrzymać nawet remisu. Bo znów dał o sobie znać młody łotewski napastnik, który dobrze uderzył z linii pola karnego, a piłka odbiła się jeszcze od słupka i wpadła do bramki. Grająca w osłabieniu Korona przez pierwsze 20 minut drugiej części miała nawet inicjatywę, a w 73 minucie niemiłosiernie wyzywany przez kibiców Widzewa Golański (wychowanek ŁKS Łódź) po kolejnym rzucie wolnym uderzył piłką w słupek. Zabrakło jednak szczęścia przy tej akcji, a potem, choć Korona walczyła ambitnie, to straciła bramkę. Mogła stracić jeszcze kolejną, na szczęście Visniakovs nie wykorzystał w doliczonym czasie meczu świetniej okazji i skończyło się na jednobramkowej porażce.

Leszek Ojrzyński, trener Korony: - Mecz się źle dla nas ułożył, gdyż już od trzeciej minuty musieliśmy grać w osłabieniu. Był to taki błąd, jak w meczu z Wisłą Kraków, tylko wtedy popełniliśmy go w 93 minucie, a teraz już na początku. Zbyszek Małkowski popełnił błąd, a właściwie był to wielbłąd, gdyż tak doświadczony bramkarz nie powinien się tak zachować. Widzew oddał właściwie trzy strzały na naszą bramkę i strzelił dwa gole, tak, jak tydzień temu było to w meczu z Wisłą. Próbowaliśmy odrobić stratę. Udało się w ostatniej minucie doliczonego czasu pierwszej połowy. W drugiej, mimo osłabienia, do pewnego momentu graliśmy dobrze, ale pozwoliliśmy się odwrócić napastnikowi Widzewa i strzelił nam drugiego gola. Szkoda, bo znów wracamy do Kielc z niczym, a mieliśmy nadzieję, że w Łodzi mecz zakończy się dla nas lepszym wynikiem.
- Cieszymy się z wyniku i z fragmentów gry. Mecz dobrze nam się ułożył, ale później widać było, jak ciężko nam się gra w ataku pozycyjnym. Udało się wygrać, lecz nie wykorzystaliśmy przewagi liczebnej tak, jak byśmy chcieli. Musieliśmy drżeć też przy stałych fragmentach gry. Być może było też trochę za dużo kartek, ale mogę się cieszyć z tego, że nasz młody zespół walczył - ocenił Radosław Mroczkowski, trener Widzewa.

Michał Janota: Mogliśmy się pokusić o zwycięstwo

Piłkarze Widzewa: Szacunek dla "Wiśni", w dwa mecze strzelił cztery bramki

Po meczu powiedzieli

Jacek Kiełb, pomocnik Korony: -Zaczynamy grać w dziesiątkę chyba już od czwartej minuty. Przegrywamy 0:1 i ciężko się po tym pozbierać, ale jakoś się udało. W drugiej połowie też atakowaliśmy, mieliśmy dogodne sytuacje, a Widzew stworzył sobie takich dwie, w tym jedną po błędzie Pawła Sobolewskiego. Zmęczenie dało znać o sobie. To był drobny techniczny błąd, chciał zagrać do Piotra Malarczyka. Nikt do niego nie ma o to pretensji. Poza tym brawa dla drużyny, bo wszyscy bardzo się starali. Zbyszek Małkowski miał ułamek sekundy do namysłu. W takich sytuacjach emocje biorą górę. Może padłaby bramka, może nie.

Kamil Kuzera, obrońca Korony: - Zbyszek Małkowski podjął taką, a nie inną decyzję. Chciał zawalczyć. Wyszło, jak wyszło. Teraz można by rozmawiać, że mógł zachować się zupełnie inaczej. Padłaby bramka, ale gralibyśmy w komplecie. Zawsze jest wola walki, ambicja, ale nie zawsze przynoszą one takie efekty jak powinna. Z boku sytuacja wyglądała tak, że nic nie można było zrobić. Teraz trzeba wygrać z Lechem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie