Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śmierć 2,5 -letniej dziewczynki w Kielcach (zdjęcia)

Michał Nosal
Aleksander Piekarski
W jednym z mieszkań bloku przy ulicy Pocieszka na osiedlu Sady w Kielcach doszło do niewyobrażalnej tragedii - śmierci 2,5-letniej dziewczynki. Martwą 2,5-letnią dziewczynkę znaleziono w czwartek. Śledczy podejrzewają zabójstwo.

[galeria_glowna]
W czwartek około godziny 11.30 na policję i pogotowie ratunkowe zadzwoniła babcia dziewczynki. Mówiła, że dziecko nie oddycha. Natychmiast pod wskazany adres pojechali policjanci i ratownicy. Niestety dziecko już nie żyło.

Zatrzymana została 23-letnia matka dziewczynki. Trafiła pod opiekę lekarzy, bo najprawdopodobniej próbowała targnąć się na swe życie łykając tabletki.

Na pierwszym piętrze jednego z czteropiętrowych bloków mieszkały cztery osoby: 23-latka z 2,5-letnią córeczką, swoją matką i dziadkiem. - Ta pani miała dwie córki. Jedna z nich ożeniła się, poszła na studia, mieszka gdzieś pod Kielcami. Czasem tu przyjeżdża. Druga z córek, ta która ma teraz 23-lata, została w rodzinnym domu - tłumaczyła mieszkanka bloku.

- 23-latka to od małego była skryta, spokojna dziewczyna. Zawsze się grzecznie przywitała, ale nie zatrzymywała się, żeby porozmawiać - mówiła sąsiadka z dołu: - Po tym jak urodziła jej się córeczka, słyszeliśmy jak ją kołysali, potem jak tuptała, bawiła się. Szok, że mogło stać się tam coś złego.

Z relacji śledczych wynika, że ojciec dziewczynki pracuje w Norwegii i nie utrzymuje kontaktu z rodziną. - Na spacer czy do sklepu z dzieckiem wychodziła mama albo babcia, która od lat ma kłopot ze zdrowiem i leczy się. Dziewczynka była bardzo ładna. Taka blondyneczka - opowiadała inna z sąsiadek.

W czwartkowe przedpołudnie 23-latka zgłosiła się do komisariatu w sprawie alimentów. Skarżyła się, że ich nie dostaje. - Z wstępnych ustaleń wynika, że pod nieobecność córki śpiącą wnuczką miała zajmować się babcia - tłumaczył prokurator Rafał Orłowski, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Kielcach.

Według relacji, babcia zorientowała się, że 2,5-latka leżąca w łóżeczku nie daje znaków życia. Zaalarmowała policjantów. - Do oficera dyżurnego i na pogotowie zatelefonowała około godziny 11.30, czyli krótko po tym, jak 23-latka wyszła z budynku policji - opowiadał podkomisarz Kamil Tokarski z zespołu prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Kielcach.

- Przed blok podjechała karetka. Lekarze weszli do klatki a po jakimś czasie odjechali. Teraz pracują tam policjanci. Nie mam pojęcia, co się stało - mówił w czwartek mężczyzna wyglądający przez balkon w sąsiedniej klatce.

Prokurator Rafał Orłowski tłumaczył: - Wszczęliśmy postępowanie w sprawie zabójstwa. Jedna z przyjętych wersji zakłada, że do śmierci dziecka mogła przyczynić się matka. 23-latka została zatrzymana, jednak nie trafiła do policyjnej celi, a do szpitala, gdzie przebywa pod dozorem funkcjonariuszy. Stało się tak ze względu na jej stan oraz z obawy, by nie zrobiła sobie krzywdy.

Policjanci na gorąco informowali, że kobieta prawdopodobnie połknęła jakieś tabletki. Nie wykluczali iż mogła chcieć targnąć się na swe życie.

Wejścia do klatki schodowej strzegł w czwartek umundurowany policjant. Przepuszczał jedynie lokatorów i kolejnych funkcjonariuszy przyjeżdżających na miejsce tragedii.
- Ja do koleżanki, która tu mieszka - oświadczyła kobieta starająca się dostać do środka. - To musi pani przełożyć wizytę. Radzę, żeby pani nie czekała, tylko przyszła później, bo jest zimno, a trochę to potrwa - przekonywał funkcjonariusz zacierając zmarznięte dłonie.
Po chwili przed blok podjechał bus techników kryminalistyki. Ze sprzętem weszli do środka, by pod okiem prokuratora gromadzić ślady. Przed blokiem zaczynali zbierać się gapie. Ludzie snuli domysły, co mogło się wydarzyć.

- Rozmawiałam przez telefon z sąsiadka z klatki, w której się to stało. Podobno dziecko zostało utopione. Ale czy taka jest prawda? - zastanawiała się jedna z kobiet.
- Dokładną przyczynę śmierci dziewczynki będziemy znać po sekcji zwłok. Nie chciałbym na ten temat spekulować - mówił krótko podkomisarz Tokarski.

Krótko po godzinie 14 pracownik zakładu pogrzebowego wyniósł z bloku do karawanu worek z ciałem dziecka. - Zabić ją od razu! - krzyknął mężczyzna stojący na balkonie sąsiedniego budynku.

Przed blok podeszła kobieta w okularach trzymająca za rękę córeczkę. - Nie mieszkam tu, ale przyszłam zobaczyć, co się stało. Człowiek opiekuje się dzieckiem, wszystko dla niego robi, poświęca, a potem słyszy o czymś takim. Szok - mówiła.
- A przecież tyle ludzi nie ma dziecka, a pragnie je mieć - dodawała inna kobieta.
Sekcję zwłok 2,5-latki zaplanowano na czwartkowy wieczór. Jej wstępne wyniki prokuratorzy poznają w piątkowy ranek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie