Kolejne zabójstwo
Kolejne zabójstwo
Wydarzenia w Lipie to kolejne w ostatnich miesiącach zabójstwo na Podkarpaciu, którego ofiarą padło dziecko. Tarnobrzeska prokuratura kończy właśnie śledztwo dotyczące tragicznych wydarzeń z września ubiegłego roku. W tamtej sprawie na 41-letniej mieszkance Nowej Dęby ciąży zarzut zabójstwo swojego czteroletniego synka, Bartusia. Zgromadzone dotychczas dowody (także wyjaśnienia kobiety, która przyznała się do zabójstwa) wskazują na to, że feralnego dnia rano w domu przebywała tylko ona i synek. Jej mąż był w pracy, natomiast szwagier i teściowa na zakupach. 41-latka postanowiła zamordować swojego synka - prokuratura nie ujawnia motywu, jakim się kierowała. Najpierw dusiła chłopca, zasłaniając dłońmi jego usta i nos a następnie zacisnęła na szyi dziecka kabel elektryczny. Chłopiec przestał oddychać, jego serduszko przestało bić. Domownicy wrócili po około 30-40 minutach. Szwagier kobiety odwiązał kabel z szyi dziecka a następnie wezwał pogotowie. Ratownicy zdołali przywrócić akcję serca, ale chłopiec nie odzyskał przytomności. Zmarł trzy tygodnie później w szpitalu, do tego czasu wszelkie czynności życiowe podtrzymywała specjalistyczna aparatura.
Do niewyobrażalnej tragedii doszło w niedzielę w Lipie koło Zaklikowa w powiecie stalowowolskim. Kobieta w wieku około czterdziestu lat, mieszkająca w bloku przy ulicy Pocztowej, prawdopodobnie zabiła nożem dwójkę dzieci i popełniła samobójstwo. Chłopiec miał siedem lat, dziewczynka dwanaście.
Jak nam powiedzieli sąsiedzi, mąż kobiety wyjechał załatwiać formalności związane z kupnem auta z Francji. Najstarsza córka w wieku około czternastu lat poszła do kościoła, a kiedy wróciła około południa, zobaczyła w domu ciała z poderżniętymi gardłami. Zaalarmowała sąsiadów, a ci policję.
Około godziny 15 na miejsce zdarzenia przybyła szefowa Prokuratury Rejonowej Barbara Bandyga. - Nie mam informacji, które mogłabym przekazać prasie. Wszystkiego muszę się dopiero dowiedzieć. Wezwaliśmy specjalistów z Laboratorium Kryminalistycznego z Komendy Wojewódzkiej Policji w Rzeszowie - powiedziała.
Przed blokiem, gdzie doszło do tragedii policjanci rozciągnęli taśmy z zakazem wstępu. Mimo silnego mrozu, w okolicy gromadzili się ludzie i dyskutowali. Mówili, że to była zgodna rodzina. On pracuje w kuźni w Stalowej Woli, ona wychowywała dzieci, kiedyś była nauczycielką matematyki. - Dwa dni temu mijałem ja, powiedziałem jej dzień dobry, ale miała opuszczoną głowę, była zamyślona i nic nie odpowiedziała - wspomina sąsiad.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?