Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Paulina to jedyna w kraju kobietą, która wykonuje zawód pilota doświadczalnego. Pracuje w Mielcu

Stanisław Siwak
- Mielecki M-28 to najlepszy samolot, na jakim dotąd latałam. Jest stabilny i niezawodny - ocenia Paulina, pilot doświadczalny w Polskich Zakładach Lotniczych w Mielcu.
- Mielecki M-28 to najlepszy samolot, na jakim dotąd latałam. Jest stabilny i niezawodny - ocenia Paulina, pilot doświadczalny w Polskich Zakładach Lotniczych w Mielcu. archiwum PZL
W życiu czasem trzeba mieć łut szczęścia - twierdzi 27-letnia Paulina Różyło. W jej przypadku ciąg szczęśliwy zbiegów okoliczności sprawił, że została pilotem doświadczalnym.

Szczęście uśmiechnęło się choćby wtedy, gdy swe umiejętności mogła zaprezentować Wiesławowi Cenie, jednemu z najlepszych polskich lotników, szefowi pilotów doświadczalnych w PZL Mielec.

Akurat pracowała jako pilot dyspozycyjny w firmie deweloperskiej nad Bałtykiem, gdzie pan Wiesław spędzał urlop. I nagle został pilnie wezwany do zakładu, gdyż trzeba było oblatać nowy samolot. Chciał się szybko dostać do Mielca, więc ustalił warunki przelotu z Kołobrzegu do Mielca. Za sterami samolotu usiadła Paulina.

- Dwugodzinny lot znad morza do Mielca dwusilnikową cessną odbywał się w bardzo trudnych warunkach - wspomina Paulina. - Spotkaliśmy na trasie przelotu burzę, silny przeciwny wiatr, oblodzenie kadłuba, a maszyną co chwila wstrząsały turbulencje. W dodatku nie działał autopilot. Pan Wiesław pod koniec lotu zapytał, czy nie chciałabym pracować w PZL jako pilot doświadczalny. Zgodziłam się chętnie, choć nie miałam zbytniej nadziei, że kiedyś tak się stać może - przyznaje szczerze.

Ta dziewczyna ma talent

Miała 18 lat, gdy połknęła bakcyla lotniczego. Ojciec, który w młodości trochę latał na szybowcach, zawiózł córkę na lotnisko Aeroklubu Zagłębia Miedziowego w Lubinie. Znajomy pilot zabrał ją na lot szybowcem, wykonał w powietrzu kilka ewolucji. Dziewczynie się spodobało i postanowiła zrobić licencję pilota szybowcowego. Szybko okazało się, że ma duży talent do latania i zdobycie pierwszej licencji poszło jej nadzwyczaj sprawnie.

- Coraz bardziej przekonywałam się, że to przepiękna pasja. Myślałam, że jeszcze piękniej byłoby połączyć pasję ze swoją przyszłością, czyli pracą zawodową - opowiada. - Jako że z latania na samych szybowcach ciężko wyżyć, postanowiłam zdobyć uprawnienia na samoloty silnikowe.

Plan był ambitny i bardzo kosztowny. Paulina była już studentką wrocławskiej AWF i by zarobić pieniądze na zdobycie licencji, w czasie wakacji wyjechała do USA. Gdy w lubińskim klubie instruktor dowiedział się o jej ambitnych planach, zadeklarował, że wyszkoli ją tylko po kosztach eksploatacji samolotu.

By zrobić licencję pilota, oprócz szkolenia teoretycznego, trzeba w powietrzu spędzić 45 godzin. Na końcu zdaje się egzamin państwowy. Samolotowa licencja turystyczna pozwala latać niezarobkowo po całej Europie.

- Jednak nie chciałam na tym poprzestać - opowiada Paulina Różyło. - Kolejny raz pojechałam do USA, by zdobyć tam amerykańską licencję turystyczną. Znowu pomógł mi łut szczęścia. Przecież w Stanach nie miałam żadnej rodziny tylko znajomych w Chicago. Obcy ludzie przyjęli mnie serdecznie, a gdy dowiedzieli się o moich lotniczych planach, postanowili mi pomóc. Mieli przyjaciela, który dysponował prywatnym samolotem. Użyczył mi swej maszyny i jeszcze wyszukał instruktora do nauki latania. Tak zrobiłam uprawnienia amerykańskie.

Paulina porównuje, że w USA zdobycie uprawnień lotniczych jest prostsze niż u nas, a przede wszystkim tanie. Dlatego lotnictwo prywatne w Stanach jest tak bardzo rozpowszechnione. Biznesmeni i zwyczajni pasjonaci kupują małe samoloty i latają. U nas pasjonat lotnictwa napotyka na masę barier, trudnych do spełnienia przepisów, często nie może zgromadzić dużych pieniędzy, aby zdobyć podstawową licencje pilota.

Zawód moich marzeń

Gdy wróciła do kraju, dowiedziała się, że na Podkarpaciu, w Dolinie Lotniczej, rusza wspierany przez Unię projekt "Zawód Twoich Marzeń" dla pilotów, którzy posiadają licencję turystyczną. To dla mnie wielka szansa - uznała. Zwłaszcza, że uczestnictwo w tym projekcie kończyło się egzaminem i zdobyciem licencji pilota zawodowego. Przyjechała więc do Mielca, przeszła wszystkie testy i została zakwalifikowana do uczestnictwa w zajęciach. Prowadzili go doświadczeni fachowcy z Zakładu Usług Agrolotniczych.

- Było to dla mnie spełnienie marzeń, gdyż normalnie zrobienie takiej licencji kosztuje ze sto tysięcy złotych. Cały cykl trwał ponad dwa lata. Przez cały ten czas, co weekend jeździłam z Lubina do Mielca.

By przystąpić do egzaminu musiała wylatać w ramach szkolenia minimum 150 godzin. Latała po całej Polsce, a także na Słowację. Miała do dyspozycji samoloty cessna i peiper. Szkolenie kończyło się egzaminem państwowym w Urzędzie Lotnictwa Cywilnego w Warszawie.

- I tak uzyskałam licencję samolotową zawodową, która uprawnia do latania zarobkowego. Ale w trakcie trwania kursu zdałam też egzamin i zdobyłam licencję liniową, czyli tę najwyższą w lotnictwie cywilnym - mówi Paulina.
Pięć lat minęło od chwili, gdy w 2007 roku po raz pierwszy znalazła się w kabinie szybowca na lotnisku w Lubinie, do uzyskania licencji pilota zawodowego.

- Były to lata jakby wyjęte z życiorysu, bo właściwie nic innego nie robiłam, tylko uczyłam się i latałam. Ale w końcu osiągnęłam swój cel - uśmiecha się.

W 2011 roku podjęła pierwszą pracę, zatrudniła się jako pilot dyspozycyjny w firmie deweloperskiej w Kołobrzegu. - Latałam dwusilnikową senecą z prezesem firmy, który z reguły się spieszył na kolejne spotkania biznesowe w różnych częściach kraju. Startować więc trzeba było w zmiennych, często niesprzyjających warunkach pogodowych - opowiada.

Szczęśliwy dzień

Aż zdarzył się ów lot z Wiesławem Ceną z Kołobrzegu do Mielca. Dowiedziała się że pan Wiesław jest szefem pilotów doświadczalnych w PZL. Zapewne w trakcie tego trudnego przelotu sprawdziła się, bo pan Wiesław zapytał, czy nie chciałaby popracować w Polskich Zakładach Lotniczych. - Ma pani wielki talent do latania i świetnie radzi sobie w bardzo trudnych warunkach. Taka młoda osoba przydałaby się w naszej firmie - powiedział pan Wiesław na pożegnanie.

Po jakimś czasie zadzwonił z wiadomością, że rusza w Mielcu kurs teoretyczny na pilota doświadczalnego i że Paulina mogłaby w nim uczestniczyć, choć nie będzie to jednoznaczne z zatrudnieniem w PZL. Jeździła więc na ten kurs z Kołobrzegu do Mielca. Szkolenie było ukierunkowane na nowe samoloty, które schodzą z taśm montażowych w PZL. Zdobywała więc kolejne doświadczenia i wiedzę o możliwych usterkach, jakie mogą wystąpić w świeżo wyprodukowanym samolocie, jak sobie radzić ze stresem w trudnych warunkach.

- Po ukończeniu kursu dyrekcja zaprosiła mnie na rozmowę. Potem odbyłam kolejną już w języku angielskim z amerykańskimi fachowcami pracującymi w Mielcu. W kwietniu zeszłego roku zostałam zatrudniona na etacie pilota doświadczalnego. Był to dla mnie szczęśliwy dzień - cieszy się.

Jedyna taka kobieta

Przyznaje, że na początku kariery pilota doświadczalnego była całkiem zielona w tym fachu. - Dostajemy całkiem nowy samolot M-28, dawniej zwany skytruckiem, mamy go dokładnie sprawdzić, a potem oblatać. Próbne loty odbywam z panem Wiesławem, który mnie wtajemnicza w różne niuanse - opowiada.

Przed pierwszym oblotem piloci przygotowują samolot pod względem nawigacyjnym, sprawdzają dokumentację, a także książkę usterek, które wystąpiły w procesie produkcji. Potem startują. Taki lot trwa zwykle pięć do ośmiu godzin. W jego trakcie sprawdza się, czy samolot jest sterowny i stabilny, jak reaguje na przyrządy pokładowe, kontroluje się działanie wszystkich urządzeń. Jeśli stwierdza się jakieś drobne usterki, są usuwane po wylądowaniu.

- I znowu lecimy, by wszystko sprawdzić w powietrzu - mówi Paulina.
Czy przeżyła jakieś mrożące krew w żyłach przygody? Wspomina, że największą, jeszcze w trakcie nauki latania na jednomiejscowym szybowcu na lotnisku w Lubinie, gdy silny wiatr zerwał owiewkę, czyli osłonę kabiny pilota. Ale wszystko skończyło się szczęśliwie.

Jedyna w kraju kobieta, która wykonuje zawód pilota doświadczalnego, wiąże swą przyszłość z mieleckim PZL. Twierdzi, że firma daje jej ogromną możliwość rozwoju. Właśnie przechodzi kolejne szkolenie, by zdobyć uprawnienia instruktora na samolotach wielosilnikowych.

Czy będzie latać na produkowanych w Mielcu słynnych helikopterach Black Hawk?
- W firmie jest rozważany pomysł, aby mieć pilota doświadczalnego, który lata i na samolotach i na śmigłowcach - mówi Paulina. - Wiem, że firma nadal chce we mnie inwestować. A ja bardzo bym chciała zdobyć uprawnienia do latania Czarnym Jastrzębiem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie