Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Proces w sprawie zabójstwa dziecka w gminie Stopnica ruszył ponownie. 33-letnia kobieta przed sądem

/ElZem/
Ruszył ponowny proces 33-letniej mieszkanki gminy Stopnica w powiecie buskim oskarżonej o zabicie swego nowo narodzonego synka.

- Nie przyznaję się - powtórzyła w czwartek przed Sądem Okręgowym w Kielcach kobieta z powiatu buskiego, której prokuratura zarzuca, że po urodzeniu zabiła swego synka. To już drugi proces w tej sprawie, oskarżona od początku nie przyznaje się do winy. W pierwszym procesie sąd uznał, że 33-latka słusznie została oskarżona o zabójstwo i wyjątkowo łagodząc karę skazał kobietę na pięć lat więzienia.

Dramat, którego sprawa dotyczy rozegrał się pod koniec marca 2011 roku. Według śledczych 30-letnia wtedy kobieta w tajemnicy przed domownikami w drewnianym wychodku urodziła żywego chłopca. Prokurator ustalił, że matka zatkała dziecku buzię zwitkiem papieru toaletowego, przez co noworodek udusił się, następnie ciało synka umieściła w dole kloacznym. Maleństwo po kilkunastu godzinach znalazł ojciec dziecka. Kobietę oskarżono o zabójstwo.

W pierwszym procesie, który zakończył się we wrześniu ubiegłego roku sąd nie przychylił się do sugestii obrońcy oskarżonej o zmianę kwalifikacji czynu z zabójstwa na dzieciobójstwo i skazał kobietę na pięć lat więzienia. Sprawa trafiła do Sądu Apelacyjnego w Krakowie, który po analizie akt cofnął wyrok do ponownego rozpoznania. W czwartek proces ruszył na nowo.

Kobieta, tak jak powtarzała to od początku, gdy została zatrzymana, nie przyznaje się do winy. Nie chciała składać wyjaśnień, ale zgodziła się odpowiadać na pytania. Sąd odczytał jej wyjaśnienia, które składała przed policją i prokuratorem. Według słów oskarżonej, która żyje w jednym domu z mężem, dwójką dzieci (w wieku ośmiu i siedmiu lat) oraz z matką wiosną 2011 roku kobieta nie miała świadomości, że była w ciąży. - Nie czułam ruchów dziecka - podkreślała w rozmowie ze śledczymi.

Feralnej nocy 33-latka miała poczuć ból brzucha jak przy biegunce. - Zatkał się nam odpływ w łazience, dlatego poszłam do wychodka na dwór. Siedziałam tam trochę i nagle poczułam, jak coś ze mnie wypadło. Zajrzałam do dołu i zobaczyłam dziecko. Nie ruszało się, nie płakało. Byłam pewna, że nie żyje. Wyjęłam je i po chwili znów tam włożyłam. Poszłam do domu, umyłam ręce i położyłam się do łóżka - opowiadała prokuratorowi a jej słowa odczytywała sędzia Bożena Gawrońska, przewodnicząca składu orzekającego w tym procesie.

Po tym, jak mąż kobiety znalazł dziecko, wyjął z dołu i umył postanowili, że pojadą do księdza, aby zapytać o pogrzeb maleństwa. Ksiądz miał jednak stwierdzić, że bez aktu zgonu nie może urządzić pochówku. - Mąż powiedział, abyśmy jechali do pani doktor, tak zrobiliśmy. Lekarka przyjechała do nas, obejrzała dziecko, które mąż położył na drewnianej ławce w pomieszczeniu przy oborze i stwierdziła, że trzeba zawiadomić policję - opowiadała kobieta. Jak dodawała, w czasie porodu i przez cały dzień była w szoku. - Nigdy nie zrobiłabym czegoś takiego, nie zabiłabym swojego dziecka - tłumaczyła.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie