Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Radomskie Spotkania Podróżników. Andrzej Myrta na szczycie Matterhornu (zdjęcia)

Piotr KUTKOWSKI [email protected]
Andrzej Myrta (z prawej ) i Robert Stachyra przed wejściem na Matterhorn.
Andrzej Myrta (z prawej ) i Robert Stachyra przed wejściem na Matterhorn. Piotr Kutkowski
Matterhorn to legendarna góra uznawana za najpiękniejszy szczyt Alp. Ale jest to też góra owiana tragiczną sławą. Co roku zbiera swą daninę w postaci istnień ludzkich, taką ofiarę złożyło już ponad 500 osób. O wyprawie na nią opowiadał w ramach Radomskich Spotkań Podróżników Andrzej Myrta.
Opowieść Andrzeja Myrty była bogato ilustrowana pięknymi zdjęciami
Opowieść Andrzeja Myrty była bogato ilustrowana pięknymi zdjęciami

Opowieść Andrzeja Myrty była bogato ilustrowana pięknymi zdjęciami

Andrzej Myrta ma 40 lat, mieszka w Radomiu. Uwielbia górskie wędrówki, bierze udział w maratonach biegowych i pieszych. Tymi pasjami dzielił się już nie raz podczas Radomskich Spotkań Podrożników. Tym razem jego opowieść stanowiła bogato ilustrowana relacja ze zdobycia szczytu Matterhorn.
- Już w sierpniu 2011 roku na szczycie Signalkuppe wysokim na 4554 metrów nad poziom morza siedziałem wpatrzony jak w obrazek, w coś nieosiągalnego czym w tamtej chwili był szczyt Matterhornu - mówił Andrzej Myrta - Wtedy to powiedziałem sobie: "tam muszę wejść!"
Na wyprawę pojechali rok później w czterech. Oprócz Andrzeja Myrty i Roberta Stachyry ze Skarżyska w ekipie znaleźli się Krzysztof Jarczyk z Żor oraz Łukasz Łagożny z Sanoka.
W drodze na szczyt przeżyli wiele dramatycznych przygód.
- Zorientowaliśmy się, się że idziemy złą drogą - opowiadał Andrzej Myrta - Zamiast terenu ze skalą trudności 2 znaleźliśmy się w terenie o skali 5, zamiast iść spokojnie trzeba było zakładać stanowiska i prowadzić wyciągi. Było już jasno, gdy nagle usłyszeliśmy płynący z góry donośny krzyk w języku angielskim: "rock". Przykleiliśmy się do skały, kamienie tylko świsnęły obok nas.
Następny odcinek nie był tak trudny, ale mocno eksponowany. Przechodzili nad przepaściami około 1000 metrów i mimo łatwego terenu musieliśmy być cały czas skoncentrowani.
Gdy droga zrobiła się śliska założyli zrobili przerwę na za-łożenie raków. - Najpierw ubrałem prawego i podnosząc nogę do góry zahaczyłem lewego - relacjonował Andrzej Myrta - Widziałem go jeszcze tylko przez 2 może 3 sekundy, jak swobodnie leciał w 1000-metrową przepaść. Zostałem z jednym rakiem. Stanąłem jak wryty. Pomyślałem. Nie teraz. To nie możliwe. Nie jak już jestem prawie u szczytu. Nie mogłem w to uwierzyć… Trudno. Chwila zastanowienia i mówię do Roberta, że idziemy dalej. Jeśli nie dam rady to zrobią zespół trójkowy i pójdą dalej, a ja zaczekam i jak będą schodzić to wezmę od nich raki i pójdę dalej… Prowadząc wybieram miksową drogę stawiając buta na kamieniach, a czekan mocno wbijając w lud. O dziwo jesteśmy bardzo szybkim zespołem. Droga, którą wybierałem była sporo łatwiejsza i szybsza od tej lodowej, po której szły inne zespoły.
Po 1.5 godzinnej wspinaczce ich oczom ukazała się postawiona tuż pod szczytem szwajcarskim figurka świętego Bernarda, patrona wszystkich alpinistów. Dokładnie o godzinie 14.58 byli na szczycie Matterhornu. Po 5 minutach dołączyli do nich Krzysztof z Łukaszem.
Droga powrotna obyła się bez większych niespodzianek. Andrzej Myrta podczas spotkania nie ukrywał, że marzą mu się już następne alpejskie szczyty, ale Matterhorn wciąż tkwi w jego głowie.
- Chciałbym wejść na ten szczyt raz jeszcze - przyznał.
Kolejne Radomskie Spotkania Podróżników mają się odbyć w maju. Tym razem tematem będzie Gruzja.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Radomskie