Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Iza i Marcin - tancerze ze Stalowej Woli, otrzymali na zwycięskim turnieju najwyższą międzynarodową klasę mistrzowską S

Zdzisław SUROWANIEC [email protected]
Leciutko, na palcach, do zwycięstwa!
Leciutko, na palcach, do zwycięstwa! Zdzisław Surowaniec
- Kto rządzi w tej parze? - pytam Izabelę Adamiec i Marcina Wiatrowicza, tancerzy ze Szkoły Tańca Merengue w Stalowej Woli. - Wiadomo, że partner. Jeżeli chodzi o organizację wszelkich turniejów, wyjazdów i treningów, to decyduje partner - odpowiada Iza bez chwili namysłu.
W takim radosnym stylu Iza i Marcin wywalczyli klasę taneczną S.
W takim radosnym stylu Iza i Marcin wywalczyli klasę taneczną S.

W takim radosnym stylu Iza i Marcin wywalczyli klasę taneczną S.

Iza i Marcin są parą taneczną od trzech lat. Trenują w Szkole Tańca Merengue należącej do Piotra Kiszki i Małgorzaty Garlickiej-Sudoł. Marcin ma tu ośmioletni staż, Iza trzyletni. Przez trzy lata wspólnego tańca wspięli się na wyżyny doskonałości i w tym roku podczas marcowego turnieju w Stalowej Woli zdobyli najwyższą międzynarodową mistrzowską klasę taneczną S.

PRZYSZŁOŚCIOWY PARTNER

Izabela urodziła się w Rzeszowie. Tam brała udział w kursach tańca towarzyskiego prowadzonych przez Wiktora Kiszkę (brat Piotra) i Małgorzatę Garlicką. - Osiem lat przetańczyłam z jednym chłopakiem, z Michałem. Po kontuzji sprzed trzech lat rozstaliśmy się i moi trenerzy zaproponowali mi, żebym tańczyła z Marcinem. Zawrócili mi w głowie, mówiąc, że to jest partner przyszłościowy, z którym mogę dalej się rozwijać - wspomina.

Początkowo Iza dojeżdżała do Stalowej Woli. - Zgraliśmy się dość szybko. Kiedy zdałam maturę, zdecydowałam się przenieść do Stalowej Woli i "brnąć w to dalej" - wyznaje.
Już po miesiącu wspólnych treningów wystartowali na turnieju w Stalowej Woli, w kwietniu 2011 roku awansowali do finałów w dwóch stylach, a w standardzie uplasowali się na trzecim miejscu, na podium. To był bardzo duży sukces. - To było siłą napędową, żeby dalej razem ze sobą pracować - zapewniają.

OD DZIECKA

Oboje pokochali taniec od dziecka. Marcin zaczął tańczyć, kiedy miał sześć lat. - Rodzice mnie zapisali do Spółdzielczego Domu Kultury na zajęcia ruchowe, na rytmikę. Portem powstała grupa tańca towarzyskiego prowadzona przez panią Urszulę Wieczorek. Spodobało mi się i tańczyłem z Martą. Po drugim Dance Show, kiedy miałem jedenaście lat i zobaczyłem tańczących naszych obecnych trenerów pana Wiktora Kiszkę i panią Małgorzatę Garlicką, złapało mnie to za serce. Pomyślałem "kurcze, chciałbym tak tańczyć". Zauroczyłem się wtedy tańcem - wyznaje. Został w Merengue do dziś.

Iza tak wspomina swoje zafascynowanie tańcem: - Zawsze miałam chęć do tańca. Także moje siostry tańczyły w zespołach ludowych. W telewizji oglądałam turnieje taneczne, które lubiła moja mama. Pewnego razu mamy koleżanka była sponsorem na turnieju w Rzeszowie i dała nam bilety. Miałam wtedy siedem lat i spodobało mi się to. Siostry nauczyły mnie podstawowych kroków, bo chodziły na kursy. Mama widząc moje zainteresowanie zapisała mnie na kurs tańca towarzyskiego.

CIĘŻKA PRACA

Marcin i Iza (na turniejach zawsze wymienia się pierwszego mężczyznę) wpadli w kierat ciężkiej pracy, treningów, żeby błysnąć klasą na parkiecie. Szło im bardzo dobrze, w ubiegłym roku mieli już klasę taneczną A. Żeby zdobyć międzynarodową klasę S musieli stanąć dziesięć razy na podium. I właśnie na turnieju w Stalowej Woli stanęli na podium po raz dziesiąty i to była taka wisienka na torcie. - Dostaliśmy aplauz od naszej stalowowolskiej publiczności, także od znajomych z innych miast. To było bardzo miłe. To bardzo miłe uczucie, kiedy cała sala okazuje entuzjazm. W jednej chwili zapomina się o latach ciężkiej pracy, wyrzeczeniach, bólach, kontuzjach, klęskach pełnych goryczy - zapewnia Marcin.
Na sukces składają się także nie tylko lata morderczych, wielogodzinnych, systematycznych treningów, ale także wysiłek finansowy rodziców, bo trzeba opłacić lekcje, wyjazdy i kupno strojów. - Nie wszyscy wytrzymują przejście tej drogi. Trzeba być mocnym fizycznie i wytrwałym psychicznie. Ponieważ są wzloty i upadki, kto jest słaby, to odpada - mówi Marcin. Iza dodaje: - Nie zawsze się wygrywa, nie zawsze jest miło. Parę taneczną można porównać do pary małżeńskiej. Nie zawsze jest pięknie i kolorowo, tylko czasami są kłótnie i trzeba z tego jakoś wybrnąć.

LEKKIE, ŁATWE, PRZYJEMNE

Parkiet ma swój czar. Ludzie przychodzą i wydaje im się, że to takie lekkie, łatwe i przyjemne zatańczyć w pięknym stroju, w kolorowych światłach do wspaniałej muzyki. - Widać efekt końcowy i aktorską grę. Bo nie zawsze jest tak cudownie, jak to widać na parkiecie - uważa Iza. - Trzeba swoje odczekać, żeby wyjść wysoko. Czasami jest tak, że nawet najlepsi tancerze nie wygrywają turnieju. Trzeba się liczyć z tym, że sędziowie preferują inny styl niż pokazują tancerze. A żeby zatańczyć tak jak oni preferują, to trzeba byłoby się u nich szkolić, albo tyle razy tańczyć na turniejach, że w końcu się przekonają do sposobu, w jakim ktoś tańczy - stwierdza.

Marcin tak to widzi: - Taniec towarzyski jest dyscypliną bardzo subiektywną. Jest komisja sędziowska i każdy sędzia preferuje własny styl, każdy patrzy swoim okiem, każdy ma swojego konika. Celem turnieju jest wybranie najlepszej pary, ale nie zawsze zdarza się, że najlepiej tańcząca para wygrywa turniej. Może to jest niedorzeczne, ale tak to wygląda. Jest para, która ma duży aplauz publiczności, bo się podoba, tańczy lekko, zwiewnie, ma w sobie to coś, a nie zawsze staje na najwyższym stopniu podium. Trzeba sobie zdać sprawę, że turniej to rywalizacja sportowa. Bardzo nam było miło, kiedy na turniejach tańczyliśmy dobrze, ale nie wygraliśmy, bo zajęliśmy miejsce poniżej naszych oczekiwań, a nasi znajomi podchodzili do nas i gratulowali nam tańca, Po takich słowach byliśmy pewni, że dobrze tańczyliśmy, ale nie zostało to docenione.

SZALONA ŁACINA

Marcin kiedyś zapewniał, że poświęci się tyko tańcowi standardowemu. - Nie porzuciliśmy łaciny, ciężko by się było zdecydować na jeden styl, ponieważ w łacinie jest coś, szalona energia, można poszaleć. Mam latynoską duszę - tłumaczy Iza. Dodaje, że styl tańca trzeba zmodyfikować, dostosować do charakteru tancerzy i wtedy jest wspaniały efekt. - Bez łaciny byłoby smutno - stawia kropkę nad i.
Niezbędny podczas treningów jest trener. Musi być osoba, która popatrzy z boku i zobaczy to, czego tancerze nie widzą. Marcina i Izę trenują Małgorzata i Wiktor, którzy wspólnie osiągnęli sukcesy na światowych parkietach.

Iza zwraca uwagę, że taniec towarzyski też się zmienia, jak cały świat: - Nawet dzieciaki mają teraz dostęp przez Internet do oglądania par tanecznych. Kiedyś tak nie było, kiedyś trzeba było jechać na turniej. Niestety, przez to bardzo dużo par nie kreuje swojego stylu, nie inspiruje się, tylko kopiują, naśladują czyjś styl. Kiedyś trener przyjeżdżał raz na miesiąc, dawał wskazówki i wyjeżdżał, a pary ćwiczyły do następnego spotkania. Teraz jest bardzo dużo trenerów i szkoleniowców, tak że pary mogą mieć codziennie lekcje. Przez to pary rozleniwiają się i nie wykorzystują tego potencjału, jaki mają.

WYSOKIE KOSZTY

Po tym, jak Marcin i Iza zdobyli klasę S, mówią: - Zrealizowałyśmy jedno wielkie marzenie, jeden wielki cel. Teraz mamy kolejne plany, marzenia i cele, wyjazdy na turnieje. Musimy zarabiać, aby pokrywać niesamowite koszty udziału w turniejach.
- Parę moich koleżanek bierze ślub, wybierają suknie i mówią, że są bardzo drogie. Myślę sobie, Boże one kupują jedną taką suknię na całe życie, a ja co roku muszę kupować suknię w podobnej cenie do tańca. Mam sześć, trzy do standardu i trzy do łaciny - wylicza Izabela. Chłopakom jest łatwiej, bo do standardu mają frak, a do łaciny koszulę i spodnie.
Podczas turnieju wychodzi się na parkiet i człowiek jest zdany sam na siebie. Sztuką jest wtedy zamienić stres w dobrą energię. Sporty wyczynowe, a takim jest taniec towarzyski, są sportami wysokiego ryzyka. - To zależy od ciała, jeden tancerz nie będzie miał nigdy kontuzji, inny jest bardziej kruchy i odpada - potakuje Iza, która jeszcze leczy resztki kontuzji.

CZAR TURNIEJÓW

Marcin przeżył kontuzję przed czterema laty. Kręgosłup odmówił posłuszeństwa. Był w okresie życia, kiedy bardzo szybko rósł. Tymczasem w tańcu przeciążenia są bardzo duże, trzeba się wiele napracować, nawyginać, włożyć dużo wysiłku. I kręgi się zbuntowały. Chłopak musiał się poddać kilkumiesięcznej rehabilitacji i po kilku miesiącach przerwy wrócił do systematycznego treningu.

Turnieje, na których tańczą najlepsze pary potrafią oczarować publiczność. Łatwo o zauroczenie, zwłaszcza kiedy jest piękna muzyka z orkiestrą, co tworzy niezwykły klimat. Zdarza się, że ktoś się tak zachwyci tańcem, że chce natychmiast skorzystać z lekcji, że tańczyć tak samo. - Niektóre osoby decydują się na kurs, a już na pierwszej lekcji przy pierwszych krokach zapominają która jest lewa noga, a która prawa. I szybko przychodzi rozczarowanie - uśmiecha się Iza. Wtedy dopiero ktoś doceni jak trudny jest taniec towarzyski.

KSZTAŁCĄ SIĘ

Iza i Marcin przyznają, że muszą zadbać o swoje wykształcenie, gdyby nagle się okazało, że taniec nie może być ich źródłem utrzymania. - Byłam w szkole muzycznej, ale wybrałam taniec, bo to kocham i chciałabym, aby to szło ze mną przez całe życie. Wszystko podporządkowałam tańcowi - wyznaje Iza. Ale zdecydowała się na naukę, studiuje kosmetologię w Wyższej Szkole Infrastruktury i Zarządzania w Warszawie. Marcin zamierza iść na fizjoterapię do Warszawy. - Społeczeństwo się starzeje i będzie wymagało leczenia, sportowcy też potrzebują takich specjalistów - tłumaczy wybór.
Jednak oboje z całą mocą potwierdzają: - Naszym motywem przewodnim w życiu jest taniec. Inne wykształcenie jest jak koło ratunkowe, ale liczy się tylko taniec!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie