Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tysiącom Polaków w Mołdawii żyje się bardzo ciężko. Pomaga im kielczanin, który apeluje o wsparcie akcji

Iza BEDNARZ [email protected]
To nie slamsy tylko typowy blok mieszkalny w Kiszyniowie.
To nie slamsy tylko typowy blok mieszkalny w Kiszyniowie. Robert Biernacki
- My często narzekamy, że żyje się nam ciężko, ale to, co zobaczyłem w Mołdawii, od razu mnie otrzeźwiło i zmobilizowało, żeby tym ludziom pomóc - opowiada kielczanin Robert Biernacki, który wspólnie ze Świętokrzyskim Urzędem Marszałkowskim i Świętokrzyskim Stowarzyszeniem Współpracy Polska - Wschód zorganizował konwój z pomocą medyczną dla mołdawskiej Polonii.

Jak to z Mołdawią było

Tysiącom Polaków w Mołdawii żyje się bardzo ciężko. Pomaga im kielczanin, który apeluje o wsparcie akcji

Jak to z Mołdawią było

Do Besarabii, bo taka jest historyczna nazwa Mołdawii - większą jej część stanowi Wyżyna Besarabska - zapuszczali się wojowniczy Scytowie, legiony Rzymian, hordy Mongołów, Awarowie, Węgrzy, bo tędy prowadził szlak kupiecki łączący Europę z Azją - tak zwana droga mołdawska od Bałtyku do Morza Czarnego. Kraina bogata w czarnoziem i winorośl mogła być rajem na ziemi, gdyby wciąż nie przechodziła z rąk do rąk dostając się na przemian pod protektorat Turcji, Rosji, Węgier, Austrii, a nawet Polski. Krótki okres niepodległości i zarazem swój rozkwit przeżywała między XIV a XV wiekiem, kiedy powstałym księstwem - Hospodarstwem Mołdawskim, zarządzał hospodar Stefan III Wielki. W końcu XV wieku Mołdawia utraciła samodzielność i aż do XIX wieku pozostała pod panowaniem tureckim. Po 1812 roku wschodnia część Mołdawii - Besarabia przeszła z rąk tureckich pod panowanie rosyjskie stając się Gubernią Besarabską, a zachodnia zjednoczyła się z Hospodarstwem Wołoskim tworząc zaczątek Rumunii. Po rewolucji październikowej w 1917 roku z Guberni Besarabskiej utworzono Mołdawską Republikę Demokratyczną - w 1924 przemianowaną na Mołdawską Autonomiczną Socjalistyczną Republikę Radziecką, a zachodnia jej część pozostała pod rządami Rumunii. Rosyjsko - rumuński przekładaniec trwał do końca II wojny światowej. W 1944 roku, po odparciu Niemców, z Besarabii i ziem na lewym brzegu Dniestru utworzono Mołdawską Socjalistyczną Republikę Radziecką, która po rozpadzie imperium sowieckiego proklamowała w 1991 roku niepodległość stając się Republiką Mołdawii.

Mołdawia to dziś jeden z najbiedniejszych regionów Europy, ze zdestabilizowaną gospodarką, kołchozowym rolnictwem - prywatne kilkuhektarowe gospodarstwa stanowią najwyżej 9 procent areału, dramatycznym zacofaniem cywilizacyjnym i spadkiem po komunizmie w postaci przyzwyczajenia do centralistycznego zarządzania. Dochód na głowę mieszkańca jest niższy niż na Ukrainie, prawie 80 procent ludzi żyje poniżej granicy ubóstwa. Z biedy w Mołdawii kwitnie nielegalny handel narządami do transplantacji - przede wszystkim nerkami. Lekarze leczą starych ludzi w domach, bo emerytury nie wystarczają na opłacenie pobytu w szpitalu. Ceny żywności takie jak w Polsce, zarobki o połowę niższe. Wszędzie trzeba dawać łapówki. Takie dramatyczne obrazy przywiózł z Mołdawii kielczanin Robert Biernacki, ambasador Fundacji Jaśka Meli, który był z konwojem pomocy medycznej dla mołdawskiej Polonii.

- Od pierwszego spotkania z Mołdawią i mieszkającymi tam Polakami wiedziałem, że muszę tam wrócić, bo bieda i potrzeby są ogromne - mówi Robert Biernacki. Po raz pierwszy trafił do Mołdawii w 2012 roku w ramach projektu "Bałkany poza Horyzontem" realizowanym z Fundacją Jaśka Meli. Podczas samochodowej wyprawy przez Słowację, Węgry, Rumunię, Mołdawię, Ukrainę, Serbię, Chorwację, Słowenię, Austrię i Czechy spotykał się z mieszkającą tam Polonią, żeby zachęcać do wsparcia zakupu protez dla mieszkanki Jędrzejowa chorej na raka kości. W Kiszyniowie poznał realia życia Polaków w Mołdawii i poczuł się niestosownie, prosząc ich o jakąkolwiek pomoc. - To im należało pomóc, bo brakowało właściwie wszystkiego - mówi. W porozumieniu z wolontariuszami z Polskiego Towarzystwa Medycznego w Mołdawii za najpilniejszą potrzebę uznali książki, leki i sprzęt medyczny.

BEZ WZJATKI ANI RUSZ

Wina, sery, owoce, warzywa i zboże, turystyka mogłyby być bogactwem tego kraju, gdyby administracja nie była na wskroś przeżarta korupcją - uważa ambasador Fundacji Jaśka Meli. Pierwsze spotkanie z "wzjatkami", czyli łapówkami, miał na granicy ukraińsko - mołdawskiej i w Urzędzie Celnym w Kiszyniowie. - Celnicy trzymali nas kilkanaście godzin. Kilka razy przeglądali dokumenty, zezwolenia na wwiezienie sprzętu medycznego - opowiada. - Już zważyli nasz samochód, pozwolili przestawić w inne miejsce, ale nie, jeszcze raz celnik patrzy w papiery i tak przekłada kartki jakby spodziewał się znaleźć między nimi banknoty. I tak po kilka razy. A na budce celnej napis jak wół: "wzjatek nie bieriom" - łapówek nie przyjmujemy. Inni, którzy dawali wzjatki, byli przepuszczani dużo szybciej, my staliśmy za karę. Interweniował polski konsul i ambasada w Kiszyniowie, dopiero wtedy nas puścili.

- Najgorsze, co spotyka Mołdawian, to bieda, ale taka, jakiej sobie nawet nie wyobrażamy - opowiada Robert. W Kiszyniowie, stolicy Mołdawii, zrobił trochę zdjęć. Budynki mieszkalne pamiętają jeszcze lata 70: szare, odrapane, w oknach i balkonach na parterze i pierwszym piętrze - kraty zabezpieczające przed kradzieżami. Szpitale nie remontowane od lat, w środku chłód. Na ulicach ani śladu przejść dla pieszych. W sklepach i na bazarze ceny żywności jak w Polsce - za kilogram ziemniaków trzeba zapłacić równowartość dwóch złotych. - A zarobki przynajmniej dwukrotnie niższe od naszych. U nich bardzo dobra pensja, o której można tylko pomarzyć, to około 11 tysięcy lejów mołdawskich, czyli 2,5 tysiąca złotych. Nie wiem, jak wiążą koniec z końcem, może mają tańszą energię, czy czynsz. Na pewno część wypłaty muszą przeznaczyć na wzjatki. Chcesz cokolwiek załatwić, musisz dać w łapę urzędnikowi, lekarzowi, policjantowi. Nawet studenci nie podchodzą do egzaminów bez banknotu w indeksie - dodaje.

Oczywiście, jest też bogatsza część Kiszyniowa z McDonaldami, sklepami znanych marek, po ulicach jeżdżą też drogie auta. - Ale to dotyczy tylko wąskiej, uprzywilejowanej grupy. Większość ludzi cierpi potworną biedę - podkreśla wolontariusz.

POLACY CZEKAJĄ

W najgorszej sytuacji są starzy ludzie. - Emerytura w Mołdawii nie przekracza w przeliczeniu na złotówki 600 złotych. Jak z tego opłacić mieszkanie, jedzenie, leki? Żeby dostać się do szpitala, też trzeba dać wzjatkę - tłumaczy Robert Biernacki.
Emilia Tsimbalari, lekarz mikrobiolog, prezes Polskiego Towarzystwa Medycznego w Mołdawii przyznaje, że Polakom żyje się tu bardzo ciężko. Ubezpieczenie zdrowotne, tak zwana strachowka, nie pokrywa wszystkich kosztów leczenia. - Na przykład w kwocie strachowki mieści się koszt dwóch lekarstw, a często chory musi wziąć 4-5, i za to sam płaci - tłumaczy. Jeśli ktoś nie pracuje, nie przysługuje mu strachowka.

Wyposażenie szpitali bardzo biedne, brakuje materaców, sprzętu jednorazowego: igieł, strzykawek, wenflonów. Pomoc udzielana jest jak na pogotowiu, operacje wykonywane tylko w przypadku bezpośredniego zagrożenia życia, byle pacjent nie umarł. - Ale nasi lekarze są bardzo oddani chorym, starają się pomagać, jak tylko potrafią i stale podnoszą swoje umiejętności - podkreśla.
Lekarze - wolontariusze z Polskiego Towarzystwa Medycznego w Kiszyniowie leczą swoich starszych pacjentów w domach, we własnym zakresie organizując dla nich leki i sprzęt medyczny. Robią chorym zastrzyki, opatrują trudno gojące się rany, odleżyny, zajmują się pacjentami w stanie terminalnym, wykonują wszystko, co da się zrobić bez zaplecza szpitalnego. Poprzez Kościół docierają do Polaków potrzebujących pomocy medycznej. - Mam pod opieką około 50 takich osób. Oprócz nich są również przedstawiciele polskiej społeczności, którzy nie chodzą do Kościoła i nimi też się opiekujemy - wyjaśnia doktor Tsimbalari. - Nie mamy praktycznie żadnych źródeł pomocy. Dlatego pojawienie się tej pomocy z Kielc było dla nas bardzo ważne. Jesteśmy bardzo wdzięczni wszystkim, którzy ją dla nas zorganizowali - podkreśla.

Pierwszy konwój z pomocą medyczną ze świętokrzyskiego został przywitany jak zbawienie. Do Kiszyniowa dotarło kilkanaście tysięcy sztuk strzykawek, maseczek, rurek intubacyjnych, opatrunków, igieł, wenflonów. Część z tego przekazano do Szpitala Pogotowia Kiszyniów, chorym z polskiej parafii w Kiszyniowie, znajdującym się w trudnej sytuacji finansowej, chorym z diaspory polskiej w Kiszyniowie i Komracie. Drugą część darów Polskie Towarzystwo Medyczne w Mołdawii przeznaczyło dla szpitala w mieście Komrat, gdzie również mieszka wielu Polaków. - W tym mieście jest tylko jeden szpital, naprawdę bardzo biedny. Przyjmiemy każdą pomoc - dodaje Emilia Tsimbalari.

Możemy pomóc

Możemy pomóc

Doktor Emilia Tsimbalari apeluje również o pomoc dla dzieci: - Bardzo potrzebujemy materiałów dla noworodków i dzieci w wieku 1-2 lat: pieluszek, butelek, smoczków, odzieży, рroduktów do pielęgnacji, łóżeczek, właściwie wszystkiego, co możliwe za wyjątkiem zabawek. Potrzebna jest też glukoza dla diabetyków, ponieważ w sklepach jest bardzo droga, instrumenty medyczne - otoskop, oftalmoskop, stetoskop do badania dzieci. Apteki mogą się kontaktować w sprawie przekazania leków z pracownikiem Urzędu Marszałkowskiego Województwa Świętokrzyskiego Markiem Jarco od 9 do 14 pod numerem telefonu 41 343 90 35.

NIE MOŻEMY ICH TAK ZOSTAWIĆ

Cały sprzęt jednorazowy podarował mołdawskiej polonii Jan Gierada dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Kielcach. - Panu dyrektorowi Gieradzie należą się ogromne podziękowania, on jeden ze wszystkich dyrektorów szpitali, do których zwrócił się Urząd Marszałkowski, odpowiedział na apel - podkreśla z uznaniem Robert Biernacki.

- Pomogłem, bo znam sytuację Polaków na Wschodzie, wielokrotnie byłem w Winnicy, oglądałem ukraińskie szpitale, widziałem straszną biedę. Jeżeli będzie taka potrzeba, zorganizujemy przyjazd kilku polskich lekarzy z Mołdawii, żeby zobaczyli, co można u nas zrobić, żeby czegoś się nauczyli. Możemy też wysłać kilku naszych lekarzy, żeby przeprowadzili jakieś pokazowe zabiegi - mówi Jan Gierada.
Akcję humanitarną "Świętokrzyskie Polakom w Mołdawii" zorganizowano w ramach wolontariatu pracowniczego Urzędu Marszałkowskiego Województwa Świętokrzyskiego z pomocą świętokrzyskiego oddziału Stowarzyszenia Współpracy Polska - Wschód. - To kropla w morzu potrzeb. Sytuacja Polaków mieszkających w Mołdawii jest bardzo trudna - mówi Marek Miłek, prezes świętokrzyskiego Stowarzyszenia Współpracy Polska - Wschód. - Nie możemy ich tak zostawić.

Według szacunków Polskiej Ambasady w Kiszyniowie liczba mieszkańców pochodzenia polskiego na terenie Mołdawii wynosi 4 000 osób. Polonia skupiona jest w 20 organizacjach. Największe znajdują w Bielcach oraz w Komracie. Działają też dwie organizacje polonijne na terenie Naddniestrza. Duże akcje osadnicze Polaków w Mołdawii przypadły na wiek XIX kiedy zaborcy zaczęli sprowadzać na zagarnięte ziemie mołdawskie i Bukowinę - dziś leżącą na Ukrainie i Rumunii większe grupy polskich chłopów, urzędników i specjalistów, dając tym samym początek polskim mniejszościom w dzisiejszej Rumunii i Mołdawii. Mołdawscy Polacy radzą sobie z trudem. Młodzież wyjeżdża na studia do Polski i Rumunii, przede wszystkim medyczne i prawnicze, bo tylko te zawody dają w Mołdawii względnie płatną pracę. Od ubiegłego roku dzięki pomocy Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach studiuje dwójka Polaków z Kiszyniowa. - W tym roku chcielibyśmy umożliwić to kilku następnym osobom - planuje Robert Biernacki.

PO KRYMIE BĘDĄ NASTĘPNI

Robert, który studiował politologię, z uwagą śledzi rozwój wydarzeń na Ukrainie i republikach, którym udało się wywalczyć suwerenność po rozpadzie imperium radzieckiego. - Putin nie zatrzyma się na Krymie - uważa. Sądzi, że następna będzie Mołdawska Republika Naddniestrza, maleńki fragment Mołdawii leżący na lewym brzegu Dniestru ze stolicą w Tyraspolu, który oderwał się od Mołdawii po upadku Związku Radzieckiego i w 1992 roku proklamował niepodległość. Naddniestrze zamieszkują głównie Rosjanie i Ukraińcy. Do dziś stacjonują tam wojska rosyjskie, które interweniowały w 1992 roku w czasie wojny domowej udaremniając zbrojne ustanowienie mołdawskiej władzy w Naddniestrzu. - To jakby radziecki skansen, wszędzie pełno rosyjskiego wojska, w budynkach i drogach czas zatrzymał się w latach 70. Widać, że rządzi tam armia i sentyment do Rosji radzieckiej. Bieda straszna. Zdarzają się nawet porwania dla okupu - mówi. Odwiedził ten rejon podczas wyprawy "Bałkany poza Horyzontem".

WCIĄŻ MOŻNA POMÓC

Robert Biernacki wspólnie ze Świętokrzyskim Urzędem Marszałkowskim organizuje drugi konwój z pomocą humanitarną dla Polaków mieszkających w Mołdawii. - Potrzebne będą leki i sprzęt jednorazowy - precyzuje. - Ale proszę o pomoc przede wszystkim apteki i hurtownie farmaceutyczne, bo leki muszą mieć udokumentowane źródło pochodzenia. Nie przyjmujemy lekarstw od osób indywidualnych, bo nie będziemy mogli przewieźć ich przez granicę - zastrzega.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie